Gra o różnicę – w tomie „Panoptikon” Aleksandry Zbierskiej.


Zbierska jest solistką i solipsystką, autorką wierszy bynajmniej nie docinanych do wcześniej wymyślonej całości, poruszających, często ryzykownych, ale za to świeżych, innych, pisanych bez „dorabianej do kurestwa ideologii”...

 

W ramach projektu „Nisza Krytycznoliteracka” omawialiśmy na portalu Wywrota.pl, w wątkach forum  „Dysputy literackie”, wiersze Aleksandry Zbierskiej (linki do dyskusji na końcu artykułu). Jednym z efektów tej pracy jest szkic pt. „Ryzykowne wibracje języka naszych czasów w poezji Aleksandry Zbierskiej” mojego autorstwa, który ukaże się we wrześniowym numerze Odry. Kolejne omówienie poezji autorki „Wibrującego ucha”, pióra Marcina Sierszyńskiego, będzie mógł Czytelnik znaleźć na witrynie Wywroty.pl w najbliższych tygodniach. Tymczasem publikujemy obszerne fragmenty eseju wyróżnionego pierwszą nagrodą na Konkursie Krytyczno-Literackim (na prace o twórczości laureatów Konkursów Poetyckich im. Jacka Bierezina) III Festiwalu Puls Literatury, Łódź 2009r.[Całość znajdzie Czytelnik w: Tygiel Kultury 1-3 (167 -171) 2010.]

 

P.K.

 

 

„Gra o różnicę. O osobliwościach wszystkiego w tomie Panoptikon Aleksandry Zbierskiej”.

 

Panoptikon, czyli wszystko i wszystek, każdy i wszech; widziane, ujmowane, wyobrażane. Subiektywnie określona całość, solipsystyczna wizja wszystkiego w poetyckiej perspektywie. Wizja, którą można opisać jako  panopticum, czyli świat ukazujący się w krzywym zwierciadle,  w osobliwej formie. Być może to zwierciadło powie nam więcej, dzięki temu, że inaczej... W pewnej optyce można sobie przecież wszystko wyobrazić, można wszystko zobaczyć    i w jednej chwili  zrozumieć, a jednocześnie można się czuć się jak w muzeum woskowych figur, jak w galerii osobliwości. Tyle mówi tytuł i to chyba chce  powiedzieć, wykrzyczeć, a miejscami wysączyć przez zaciśnięte zęby Aleksandra Zbierska w swojej nowej książce poetyckiej.

 

                Dużo w tym tomie napięcia i złości, o śmierć, na śmierć, ale nie tylko o to, również   o łóżko, o szczerość lub kłamstwo, o degrengoladę. Dużo seksualności, furii żeńskiej dykcji. Ta złość ma jednak również wymiar ponademocjonalny, jest rodzajem świadomości. Z przetrawionej przez autorkę materii doświadczeń rodzi się w tych wierszach wiedza. Wypowiadana wprost, do ludzi, ale nie przeciw ludziom, raczej wbrew i na przekór przyzwyczajeniom i „społecznym przystosowaniom” (Wieszając psy), z intencją wejścia w bezkompromisowy dialog z czytelnikiem.

               

                Z pewnością  wszelka stagnacja i życiowa jałowość są poetce jak najbardziej obce, co wynika już w trakcie lektury pierwszego wiersza. Talent oblige. Do czego? Czy może: jak to się dzieje? Jak to obligowanie działa? Te pytania pojawić się muszą już  na samym otwarciu. Dynamicznie,  z energią rozpoczyna się Panoptikon, od przywołanej w motcie i rozegranej  w wierszu frazy Arystotelesa o źródle ruchu i przemiany. Jak działa siła poruszająca wszystko,   w tym i dusze istot żywych? Zbierska źródło tego ruchu widzi wśród własnych dyspozycji: „trzeba zainicjować ten ruch, bo myśl nie trudząca się gaśnie”. Szczególnie, że  talent obliguje. Talent też dojrzewa, ale nie rozwijany marnieje, a wraz z nim  marnieje człowiek, który nie tworzy: „Są ludzie, którzy gdyby nie pisali, nie lepili w czymkolwiek, prawdopodobnie popełniliby samobójstwo”. Czyżby Zbierska pisała o sobie? Alternatywą dla braku energii twórczej, braku działania, pisania, jest w tym wierszu potencjalna śmierć – wizja samobójstwa, albo atrofii życia mentalnego. Czyżby poetka aż tak poważnie traktowała swoje pisanie? (…)

[A więc] talent obliguje... do życia! „Myślę: umarł, pójdę żyć”(Pusta noc). A żyć, to pisać, lepić  w czymkolwiek (Talent oblige). Czyli... pisanie to gra o wszystko. O różnicę we wszystkim.  O swoje miejsce? 

 

                W przestrzeni różnicy właśnie rozgrywają się wiersze tego tomu. W przestrzeni między korytarzami, w  optyce przypominającej nieco nastrój polskich filmów  z okresu „moralnego niepokoju”. Najpoważniejsze, elementarne prawdy i społecznie akceptowalne  zasady  poddawane są przez Zbierską prześmiewczej lub prowokacyjnej weryfikacji. Od początku można się poczuć wprowadzanym przez poetkę w nieznane rejony, pomiędzy Śmierć i śmierć, przed oblicze Boga, którego się nie bał samobójca (Wieszając psy), a widok „boga lekko wystraszonego drżeniem cichej wody” (Drąc koty). To jest obszar prowokacji i ryzyka, który trzeba w poezji Zbierskiej czujnie eksplorować,  by nie stracić tego głębszego planu, nie uchybić echu… Bo przecież najłatwiej powiedzieć, że te wiersze są zawiłe, bliskie filozofującej prozie poetyckiej, przeintelektualizowane, że to się trudno czyta .Tutaj nie tylko to, co  autorka opowiada, albo co przywodzi na myśl, ale również jak  to robi, jest ryzykowne. To jest  poezja, która próbuje  c o ś  mówić przez to j a k mówi, choćby to coś nieustannie się wymykało. Może chodzi o ten „nikły, lecz nieredukowalny ślad wszystkiego” (Melancholia), który Zbierska próbuje  w poezji odnaleźć i zaznaczyć w bardzo swoistym stylu.

  

                Dyskurs rozgrywany w przestrzeni niewidocznej różnicy „pomiędzy papierem a ptakiem” (To, czego nie powiedziano); prawdopodobnej różnicy „pomiędzy otwartym a zamkniętym”(tamże); między żywymi, w czymś lepiącymi i umarłymi, bądź umierającymi; mężczyzną a kobietą; a nawet w „szczelinie pomiędzy dwoma idealnymi ciemnościami”(Szparag), ma w książce Aleksandry Zbierskiej osobisty, ale i estetyczny wymiar. Poetka nie myli pojęć. To jest literatura inspirowana życiem, nie odwrotnie, nikt tu nikogo nie próbuje naciągać, ani hipnotyzować, i mimo, że padają czasem zaklęcia, np. „Niech: Duch weźmie górę nad  materią_” (Body art) , to jednak forma ich zapisu ujawnia intencję narracji, jako zabawy figurą/zaklęciem        i odniesieniem/nakładką: „Tako_rzecze _intencja _liter_moich”(tamże).

 

                Teksty z Panoptikonu są wierszami sprawnie napisanymi,  w kontrze do tradycyjnych układów,  z wykorzystaniem bogatego arsenału języka abstrakcji ( supozycje, casusy, syntezy, eskapizmy i inne izmy...),  ale i świetnie dysponującymi takimi środkami jak kpina,  językowy żart („kopula raza” Eleganccy, elokwentni) oraz  wulgaryzm („Chuju jeden” Przestrzeń między korytarzami; „pizdencjusze” Jak zawsze). Dzięki temu właśnie, wszechobecna i pełna  napięcia, ale też nieco rozdygotana, emocjonalność żeńskiej narracji zostaje tu niebanalnie złamana i zrestytuowana na poziomie autorstwa. Oto, udaje się bowiem poetce opowiedzieć poruszającą historię osobistą i nadać jej charakteru literackiej rozgrywki, lingwistycznej zabawy.

               

                Osobiście nie  zachwyca mnie wtrącanie pojęciowości filozoficznej do tekstów poetyckich i czynienie z niej rodzaju kwakwofonii  (poezja qua filozofia; filozofia qua poezja;),  ani też makdonaldyzacja życia spójników w języku polskim... Nie jestem  fascynatem efektownych udziwnień ortograficznych, interpunkcyjnych, czy graficznych, w poezji. Jednak w przestrzeni tomu  Aleksandry Zbierskiej rzecz ma się nieco inaczej... Trzeszczą granice mojej czytelniczej wytrzymałości, kiedy widzę w wierszu frazę:  „nas teraz do głębi – Tak! ^^Gnębi! Rozumiesz: ten Znak oporu  - -> Coś...” (Body art), ale to, że jestem zaskoczony, wybity, może nawet zniesmaczony, pozwala mi inaczej odnieść się do fragmentu tradycji literatury parafrazowanego przez  Zbierską w ostatniej linijce tekstu: „Tako_rzecze_intencja_liter_moich”. Jakiż to inny Nietzsche! W tym momencie, w optyce poprzednio osiągniętego dystansu, ujmuję fakt, że... to jest dobrze napisane. Świeżo i odważnie. A więc tak! „Żeby nie została żadna kreska, krzyżyk, ani kropka z tego mesmeryzmu”(Body art). Bez takich prób, które nie zawsze wychodzą poezji  i poetom na dobre, niczego nie dałoby się na nowo zobaczyć, przemyśleć, po swojemu napisać.  A już na pewno wszystkiego.

               

                  Przyjmijmy że literatura to jednak tylko gra. Tylko taka, że raz w nią wszedłszy nie można się z niej wycofać... (Może dlatego, zaledwie po kilku miesiącach od publikacji debiutanckiego tomu pt. Wibrujące ucho, Aleksandra Zbierska wypuszcza na rynek nową pozycję książkową…) Gra  w szachy, czy w kółko i krzyżyk z lirycznym podmiotem,  wymykającym się  i enigmatycznym, bądź nazwanym po imieniu, czasem jednak  imienia świadomie pozbawianym. Gra w klasy z czytelnikiem i literaturą. Czy gra o wszystko? Skoro „wszystko wokół przesadnie realne”(Piekło)... Można mieć swoją klasę w literaturze, albo „przyciąć piętę, by wcisnąć stopę w złoty pantofelek” (Jak zawsze)... Aleksandra Zbierska jawi się w  tomie Panoptikon „Dziewczyną, która jest w drodze [przekornie] tej niewłaściwej”(Napisałam ci kartkę), ale z pewnością pokonującą tę drogę na własnych obcasach. Zbierska jest  Solistką i solipsystką, autorką wierszy bynajmniej nie docinanych do wcześniej wymyślonej całości, poruszających, często ryzykownych, ale za to świeżych, innych, pisanych bez „dorabianej do kurestwa ideologii”(Kwit z pralni). W tym właśnie widzę ich niebagatelną wartość literacką.

Paweł Kaczorowski

 

 

 *

Aleksandra Zbierska, Panoptikon, Wydawnictwo: BLACK UNICORN, Jastrzębie Zdrój 2009. Okładka twarda, stron 60.

 

Zobacz też:

Aleksandra Zbierska Wibrujące ucho, Seria Wydawnicza Pisma Literackiego „Red”, Opole 2009. 

 

Solistki. Antologia poezji kobiet (1989. – 2009.); pod redakcją: Marii Cyranowicz, Joanny Mueller i Justyny Radczyńskiej. Oprawa graficzna: Marta Ignerska, rysunki: Pola Dwurnik; Wydawca: Staromiejski Dom Kultury, Warszawa 2009.

 

*

Link do wątku:  Czy to jest ta „dobra poezja”? Wiersze Aleksandry Zbierskiej: http://www.wywrota.pl/db/forum/sb,time,parent_id,17248,nh,2