Paradise Lost oraz Venom będą headlinerami tegorocznej edycji Into The Abyss Festival. Do lineupu dołączają także Gold, Winterfylleth, Mork, Big Brave oraz Truchło Strzygi i Czerń.
Paradise Lost wystąpi na Into The Abyss Fest 2020 u boku Venom, Dead Congregation i wielu innych. Ostatnie wydawnictwo brytyjskiej grupy to ich piętnasta płyta - "Medusa" z 2017 roku (Nuclear Blast Records). Niebawem jednak ujrzy światło dzienne kolejny album mistrzów doom gotyckiego metalu. Materiał ma ukazać się właśnie w maju i bardzo liczymy na to, że we Wrocławiu usłyszymy już premierowe utwory na żywo.Do składu imprezy dołącza dziś także kolejnych sześciu artystów z całego świata. Into The Abyss 2020 zasilają sensacyjny dark rockowy Gold, atmosferyczny Winterfylleth, surowy black metalowy Mork z Norwegii oraz wydający dla Southern Lord Records, Kanadyjczycy z Big Brave. Dwa dni koncertów uświetnią także Truchło Strzygi, których ostatnia trasa z Gruzją zapisała się trwale w świadomości maniacs oraz Czerń.
Into The Abyss Festival 2020 odbędzie się 15 i 16 maja 2020 roku we wrocławskim klubie Zaklęte Rewiry.
Bez Venom nich nie byłoby Hellhammer i Celtic Frost, co Tom G. Warrior wielokrotnie podkreślał. Inspirowały się ich twórczością legiony muzyków sceny ekstremalnej z każdego zakątka glonu, a zwłaszcza ci ze Skandynawii, Ameryki Północnej i Brazylii. Tak, świat bezlitosnego łomotu i wielbienia rogatego ma u Venom kolosalnie wielki dług wdzięczności.
Newcastle. W tym miasteczku wielkości mniej więcej naszych Kielc powstał w 1979 roku trzyosobowy potwór, który połączył motorykę, nomen omen, Motörhead, bezczelność punka, owinął całość w szatańską otoczkę i solidnie przyprawił szaleństwem, zwłaszcza Cronosa, który obok Mantasa i Abaddona, stanowił klasyczny skład Venom. To właśnie ta trójka odpowiada za pomnikowe dla death i black metalu albumy "Welcome To Hell", "Black Metal", "At War With Satan" z niesamowitą suitą tytułową, czy "Possessed".
Składu klasycznego już nie ma, panowie w pewnym momencie przestali się rozumieć i od dawna dogadać się nie mogą. Nazwa Venom została przy Cronosie, któremu od 2009 roku towarzyszą Rage (gitara) i Dante (perkusja). W tej konfiguracji powstało parę bardzo udanych płyt, by wspomnieć, chociażby "From The Very Depths". Na koncertach oczywiście nie brakuje kawałków z legendarnych płyt, a Cronos wciąż jest równie szalony, jak kiedyś.
Gdzie, jak gdzie, ale w Polsce o Paradise Lost nie ma co się za dużo rozpisywać, bo z ojczyzną naszą zespół związany jest od lat bardzo mocno. W czasach komercyjnej świetności i klipów w MTV zaczynali w Polsce press tour. Na koncerty do naszego kraju Anglicy zaczęli przyjeżdżać lata temu i od tamtej pory ich wizyt uzbierało się pewnie kilkadziesiąt. A będzie więcej, bo Paradise Lost rzadko omija Polskę podczas tras koncertowych.
Nick Holmes, Greg Mackintosh, Aaron Eddy i Stephen Edmondson to od 1988 roku trzon kapeli. Od 2016 roku sekcję rytmiczną uzupełnia Waltteri Väyrynen. Wiadomo, że Paradise Lost to legenda doom i death metalu, która oddawała się w szpony bardziej komercyjnego gotyckiego metalu, a raz wykonała nawet woltę w kierunku muzyki á la Depeche Mode na albumie "Host". W końcu jednak powróciła do wspaniałych, ciężkich, kręcących riffów i kompozycji, które na zawsze zostają w głowie (np. "The Longest Winter" z "Medusy").
Na koncie Paradise Lost ma niezapomniane albumy, które stanowią już od dawna kanon ciężkiego, mrocznego grania, chociażby "Lost Paradise", "Gothic", "Draconian Times", One Second". I choć po kompozycje z najbardziej zamierzchłych czasów sięgają rzadko lub wcale, na koncertowych setlistach ciekawie łączą starocie z nowszym materiałem.
Wrocław kocha Dead Congregation, a Dead Congregation kocha grać we Wrocławiu. Dowód? Wystąpili na pierwszej edycji naszego festiwalu, wystąpią na piątej - jubileuszowej. Te wzajemne uczucia nie są bezpodstawne. Grecy zawsze wypadają kapitalnie. Wyjątkowo mroczny klimat na scenie, świetne brzmienie, bezkompromisowe wykonanie utworów - to trzy podstawowe składowe kapeli z Aten. A nasi festiwalowicze doceniają to w 100%.
Kapeli od 2004 roku niezmiennie przewodzi genialnie growlujący A.V., czyli Anastasis Valtsanis. Od początku liderowi towarzyszą bębniarz V. V. (Vagelis Voyiantzis) oraz drugi gitarzysta T. K. (alias Psychaos). W 2012 roku basistą Dead Congregation został G.S. (George Skullkos). W takiej konfiguracji Greccy mistrzowie gęstego jak smoła, zgruzowanego death metalu popełnili pełnowymiarowe arcydzieło w postaci albumu "Promulgation Of The Fall" oraz kapitalną EP-kę "Sombre Doom". Nie spieszą się z wydawaniem, słusznie przyjmując założenie, że ilość może przejść w bylejakość, a cierpliwi nierzadko zbierają lepsze żniwa. W chwili obecnej pracują nad nowym albumem.
Sekstet Gold z Rotterdamu polscy melomani mieli okazję oglądać kilkukrotnie i z pewnością bliskie spotkania z muzyką zespołu pozostały im w bardzo życzliwej pamięci. Charyzmatyczna i pięknie śpiewająca Milena Eva oraz jej współtowarzysze w sztuce (basistka Leyla Overdulve, gitarzyści Thomas Sciarone, Kamiel Top i Jaka Bolič oraz bębniarz Igor Wouters) potrafią bowiem dodać ten magiczny składnik do występu, czyniąc go szczególnym.
Gold z trzema gitarami na pokładzie pięknie zagospodarowuje dźwiękową przestrzeń, poruszając się po szeroko zakreślonym obszarze rocka, z jego ciemniejszymi (częściej) i jaśniejszymi odcieniami (rzadziej), metalu, nie stroniąc również od wycieczek w krainę avant popu. Holendrzy potrafią być łagodni jak baranki i razić wielką mocą niczym ekstremalni metalowcy. W oficjalnych biografiach przygotowanych przez wydawców Gold znajdziecie jako punkt odniesienia takie nazwy, jak Godspeed You! Black Emperor, Throwing Muses, Cocteau Twins, New Model Army, a nawet Converge.
Muzyka Gold to coś, czym warto się wielokrotnie delektować. Jeśli nie wierzycie, sprawdźcie, chociażby takie tytuły z dyskografii Holendrów, jak "Optimist" albo "Why Aren't You Laughing?". Niezapomniane wrażenia gwarantowane!
Jak Dopelord zagrają riff, to buty mogą spaść. A jak wymyślą melodię, nie będzie chciała prędko wyjść z głowy. O ile w ogóle. Uprzejmie ostrzegamy o możliwości wystąpienia takiego uzależnienia po kontakcie z muzyką powstałej niemal dekadę temu w Lublinie załogi Dopelord. Jeśli można w przypadku Polski mówić o czymś takim, jak scena stonerowo-doomowa, ta formacja jest bez cienia wątpliwości na szczycie tejże.
Przez prawie 10 lat na scenie Dopelord dorobił się trzech pełnowymiarowych albumów i dwóch splitów. Niemal kultowy status ma dwójka, zatytułowana "Black Arts, Riff Worship & Weed Cult". Nie tylko w Polsce. Trzeba bowiem mieć świadomość, że Dopelord to marka ceniona także poza granicami ojczyzny i niejednokrotnie widziana na zagranicznych scenach. Zostali zaproszeni m.in. do supportowania Saint Vitus w czasie ich trasy przez całą Europę.
Kapela dokonuje z każdym wydawnictwem delikatnego liftingu swojego stylu, jednak nigdy nie zapominając o wspaniałych melodiach. Dopelord to czterech kolesi o niesamowitej charyzmie, dlatego po ich występie zawsze warto oczekiwać wszystkiego najlepszego.
Nie ma nadziei dla świata, jeśli wierzyć temu, o czym growlują Rebaelliun, mistrzowie brutalnego death metalu z kraju wspaniałych piłkarzy, Copacabany, Jezusa z Rio i bardzo wielu znakomitych ekstremalnych zespołów, z Sepulturą, Sarcofago, Vulcano, Chakalem i Mutilatorem na czele. Powstały w 1998 roku w Pôrto Alegre Rebaelliun poza apokaliptyczną wizją świata (nie bez kozery jeden z ich albumów nosi tytuł "Annihilation"), wypluwa z siebie jednoznacznie antyreligijny przekaz z taką głębią nienawiści, że utonąłby w niej cały Watykan.
Historia Rebaelliun naznaczona jest paroma przerwami, licznymi zmianami składu oraz tragicznym wydarzeniem, jakim była śmierć oryginalnego gitarzysty Fabiano Penny Correi w 2018, kiedy kapela świętowała 20-lecie powstania. Tragedia nie powstrzymała pałkera Sandro Moreiry w kontynuowaniu działalności zespołu. Tylko on z obecnego wcielenia Rebaelliun pamięta wizytę grupy w Polsce w 2000 roku, kiedy dała kapitalny koncert w Poznaniu, towarzysząc Vaderowi i Vital Remains.
Rebaelliun to death metal bezlitosny i znakomity technicznie. Jeśli ktoś ceni Krisiun, Deicide, Angelcorpse, czy Morbid Angel podczas koncertu Brazylijczyków będzie przeżywać wspaniałe chwile. I jest całkiem prawdopodobne, że usłyszy kapitalny cover "Day Of Suffering" autorstwa wspomnianej kapeli pana Azagthotha.
W 2015 roku redakcja angielskiego "Metal Hammera" wyróżniła zespół Winterfylleth tytułem najlepszego wykonawcy undergroundowego. Zespół Simona Lucasa (perkusja, wokal, deklamacje) i Chrisa Naughtona (wokal, gitara) istniał wtedy już ponad osiem lat i na koncie miał cztery duże albumy oraz ukształtowany styl.
Cóż to za styl? Oparty tekstowo na dawnej historii Wysp Brytyjskich oraz brytyjskiej literaturze ciekawy black metal. Niektórzy wymieniają legendarny Enslaved jako zespół, do którego można porównywać Winterfylleth (Anglicy byli kiedyś supportem na trasie Norwegów), inni wymieniają Agalloch albo Primordial. Dużo w tej muzyce podniosłych klimatów, sporo mocy, mroku zaklętych na trwających zwykle powyżej 50 minut albumach. Gdybyście szli nocą przez las Sherwood albo zechcieli pokontemplować nad losami Albionu pod Stonehenge, muzyka Anglików byłaby do tego podkładem idealnym.
Norweski Mork to podopieczny legendarnej wytwórni Peaceville, który zaczął funkcjonowanie w 2004 roku z inicjatywy człowieka orkiestry Thomasa Eriksena. Tłem do tworzenia bezlitosnych, blackmetalowych dźwięków stanowiło przepiękne, malownicze norweskie miasteczko Halden, które oprócz pięknych widoków i pobliskich lasów, chwali się także najbardziej humanitarnym więzieniem na świecie.
Mork nie ma zamiaru wymyślać koła, czy też kotła ze smołą. Korzysta z norweskiej blackmetalowej klasyki w stylu wczesnego Burzum i Darkthrone. Czyli jest mrocznie, chłodno, surowo, bezlitośnie. Jeśli ktoś nie przepada za black metalem poszukującym mniej oczywistych rozwiązań, bogatym aranżacyjnie, a do tego ma słabość do języka norweskiego w wersji charczącej, twórczością Mork będzie zachwycony. Zwłaszcza że Thomas cały czas trzyma poziom. Wystarczy sprawdzić wydany w 2019 roku doskonały album "Det svarte juv". Dodatkową zachętą niech będzie fakt, że także w 2019 roku na koncertach Eriksena zaczął wspierać nie byle kto, bo sam Asgeir Mickelson (m.in. Borknagar, Ihsahn, Spiral Architect).
Trawestując słynne kazanie, jeśli Gregowi Andersonowi, szefowi wytwórni Southern Lord, jakiś zespół się podoba, wiedz, że nie dzieje się to bez powodu. A kiedyś tam w 2017 roku w jego uszy wpadła muzyka kanadyjskiego zespołu Big Brave. Wpadła i została, a na biurku pojawił się kontrakt z czołowym wydawcą wszelakich muzykantów niezależnych, który szybko ozdobiły podpisy wokalistki, gitarzystki, basistki Robin Wattie i gitarzysty Mathieu Balla, czyli kierownictwa kapeli.
Dlaczego Andersonowi spodobali się Big Brave? W Montrealu, z którego pochodzi zespół, nie brakuje twórców niezależnych, których cechują otwarte umysły, muzyczna erudycja, ogromna wyobraźnia, fascynacja undergroundem, umiłowanie niezależności oraz wybitna umiejętność łączenia przeróżnych elementów w spójne i przekonujące dzieło. Takimi twórcami są Robin i Matthieu. Znajdziemy w ich muzyce niemało noise'u, ciężar doomu, brud sludge'u, przewiercające wnętrzności drone'y i jeszcze trochę.
Że takie połączenie działa, parokrotnie przekonali się polscy fani, bo Big Brave grał u nas mini-trasy, a supportowali ich między innymi nasi wspaniali przedstawiciele niezależnego grania, ARRM i Thaw. A na wydanej w 2019 roku płycie "A Gaze Among Them" wspomógł ich między innymi znany z Godspeed You! Black Emperor kontrabasista Thierry Amar. I niech to posłuży za rekomendację tej wyjątkowej grupy, która dokonuje genialnych ewolucji przy wykorzystaniu przestrzeni, głośności, ciszy i najszczerszych z możliwych emocji.
W 2018 roku pojawił się na rodzimej ekstremalnej scenie twór tyleż odrażający, co frapujący tajemniczością plus brudem brzmienia oraz bezkompromisowością. I z pewnością niekojarzący się z pięknymi krajobrazami kraju ze stolicą z Tbilisi.
Gruzja dość szybko dołączyła do cenionej wytwórni Godz Ov War, a Greg wydał w niewielkim odstępie czasu debiutancką "I iść dalej" oraz dwójkę o przewrotnym tytule "Jeszcze nie mamy na was pomysłu", bo muzycy pomysł mają na siebie coraz ciekawszy. Czytaj, coraz bardziej pokręcony i nieoczywisty, jeszcze mocniej trzymający odbiorcę w stanie zainteresowania. Aczkolwiek to wciąż wykonawca o oddziaływaniu zero-jedynkowym. Albo się go łyka, albo się nim rzyga.
Od jakiegoś czasu wiadomo, że za Gruzją stoi nie byle kto, bo muzycy związani z Mentorem, Furią, Thaw, Biesami, Massemord, czy Lichem. Wciąż śpiewają po polsku i na pewno nie są to teksty, które można opisać jako typowe dla metalowej ekstremy. Chcecie próbkę? Proszę bardzo: "Chuj do dupy i w świat jedzie nasz mały polski Fiat". Gdy będziecie słuchać na dwójce utworu "Jeszcze nie mamy na was pomysłu III", po jego wybrzmieniu i kilkunastosekundowej przerwie, dostaniecie w prezencie cover "Strzeż się tych miejsc" legendarnego Klausa Mitffocha, pochodzącego z Wrocławia, gdzie odbywa się Into The Abyss. Przypadek?!
W 2018 roku Truchło Strzygi wdarło się na polską scenę metalową i poprzewracało ją do góry nogami. Może nie muzycznie, bo muzycy z podwarszawskiego Raszyna tworzą ultraenergetyczną, dziką wręcz mieszankę blacku i punka, w której dostrzec można echa dokonań wczesnego Bathory, Autopsy, Venom, Disfear, Discharge albo Midnight, ale niesamowicie energetycznymi koncertami pełnymi szaleństwa pod sceną i mocno zdystansowanym podejściem do konwencji. To ostatnie widoczne jest zwłaszcza w tekstach. Pojawiły się już nawet określenia, że Truchło to Nocny Kochanek ekstremy...
Na szczęście muzycy Truchła Strzygi mają głęboko w d..., co kto o nich myśli i robią swoje. A że robią to dobrze, niech świadczy fakt, iż na ich koncerty walą tłumy, zaś umowę do podpisania podsunęła chłopakom ceniona w polskim podziemiu wytwórnia Godz Ov War. Truchło Strzygi na żywo to naprawdę coś wyjątkowego z wokalistą Gambitem w roli pokręconego mistrza ceremonii. Kto inny jak nie oni mają zagrać na tej samej scenie co Venom
Warszawski kwartet Czerń powstał w 2013. Od początku w zespole są Arek (perkusja), Janek (gitara) i Bernard (gitara basowa). W 2019 roku, w którym Czerń przerwała kilkuletni letarg, do kapeli doszlusował wokalista Łukasz Zając, znany m.in. z grindcore´owego F.A.M. W takiej konfiguracji została nagrana płyta, która zapewne pojawi się, zanim zespół wystąpi na Into The Abyss 2020.
Czego się na niej spodziewaćz Muzycznie to dalej hybryda post hard core'u oraz alternatywnego metalu. Jasnych kolorów wciąż próżno u nich szukać. Jeżeli ktoś nie miał okazji posłuchać Czerni w wersji studyjnej albo zobaczyć jej na żywo, niech zrobi to, jeśli bliskie są mu dźwięki Disfear, Jesus Lizard, Birds In Row, czy Neurosis.
Fuoco Fatuo Deklarują, że eksplorują najbardziej mroczne i opustoszałe przestrzenie, a to, co tworzą, jest niczym piekielnie skondensowana magma, która nie pozostawia niczego na swej drodze poza totalnym zniszczeniem. Panowie z Fuoco Fatuo produkują swoją deathowo-doomową magmę od 2011 roku, a zaczęli u siebie w Lombardii, w miasteczku Varese. Jeśli interesuje was Serie A, właśnie z tej miejscowości pochodzi Gennaro Gattuso, jedna z legend AC Milan.
Muzyka Fuoco Fatuo to funeral doom z elementami death metalu. Potwornie ciężki, na modłę Winter albo Esoteric, tylko że zapakowany w egipskie ciemności podniesione do 666 potęgi. Obcowanie z twórczością Włochów jest jak bardzo powolne spadanie w otchłań albo requiem dla świata, który właśnie się skończył. Zero promyczków nadziei, tonizujących fragmentów, skrzypiec, fletów itp. Andrea Collaro (gitara basowa), Giovanni Piazza (gitara), Milo Angeloni (wokal, gitara) i grający z nimi od 2016 roku Davide Bacchetta (perkusja) miażdżą riffami, growlami i sekcją rytmiczną w zwykle kilkunastominutowych sekwencjach. A ich miażdżenie od 2014 roku wypuszcza w świat Profound Lore Records. Sprawdźcie, nie pożałujecie.
Były takie piękne czasy kiedy Venom grywał koncerty z Black Flag. Znamy wielu, którzy na kolanach udaliby się na taki gig. Black Flag już nie ma, ale są inni, którzy podążyli ich śladem. Takim zespołem jest Deszcz.
Strugami szybkich jak strzała i naładowanych wybuchową energią kawałków zaleją festiwalową publikę trzej panowie z tej poznańskiej załogi. Inne cechy charakterystyczne muzyki formacji poza energią i szybkimi tempami są gitarowe melodie oraz wściekłe wokale Kuby (także gitara) i Wojtka (także gitara basowa). Perkusyjne galopady zapewnia Michał.
Deszcz istnieje od 2013 roku. Jak piszą sami muzycy, to, co tworzą, jest wypadkową neocrustu i metalu o niemałym stopniu depresyjności oraz wkurwienia. Emocji i intensywności w tej muzyce na pewno nie brakuje. Bez obaw, zdarzają się chwile lekkiego wyciszenia (np. w "Black Eyes" z wydanego w 2018 roku albumu "III").
Daleko na festiwalową scenę nie będą mieli Odo (wokal), Luké (gitary), Ostry (gitary), Einar (gitara basowa, produkcja, menedżer) i Vader (perkusja) tworzący zespół H.EXE, bo pochodzi on z Wrocławia.
Electro blackened music - takie określenie można znaleźć na to, co tworzy ta ekipa. Przykuwa uwagę, prawdas Jeszcze ciekawiej robi się, gdy podamy ich inspiracje, z jednej strony King Diamonda, a z drugiej Die Antwoord, Samael, Darkthrone czy też Depeche Mode, Dead Can Dance i Covenant. A pisząc wprost, granie H.exe. to rytmiczna, mroczna elektronika, charczący, niepokojący wokal i mocniejsze akcenty gitarowe. Bywa także bardzo tanecznie. Rok temu festiwal zamykał Nightrun87. W 2020 roku zrobi to Czarownica.
H.exe. ma na koncie kilka albumów i singli oraz koncerty w roli supportów zawodników wagi ciężkiej sceny elektronicznej, jak PERTURBATOR, Suicide Commando, Hocico, czy Combichrist. Muzycy są też aktywnie działającymi promotorami.
Zagrają:
Venom (Wielka Brytania) speed metal, thrash, black metal
Paradise Lost (Wielka Brytania) doom/death metal, metal gotycki
+
Dead Congregation (Grecja) death metal
Gold (Niderlandy) dark rock, post rock, avant pop
Dopelord (Polska) stoner, doom metal
Rebaelliun (Brazylia) death metal
Winterfylleth (Wielka Brytania) atmosferic black metal
Mork (Norwegia) black metal
Big Brave (Kanada) eksperymentalny rock, doom metal, drone
Gruzja (Polska) black metal
Truchło Strzygi (Polska) (Polska) black metal, punk
Fuoco Fatuo (Włochy) funeral doom, death metal
Deszcz (Polska) neocrust
H.EXE. (Polska) blackened electro music
Czerń (Polska) post hc/metal
Kiedy: 15 (piątek) i 16 (sobota) maja 2020
Gdzie: Wrocław @ Zaklęte Rewiry, ul. Krakowska 100
Bilety: 249 zł - karnet dwudniowy
Organizatorzy: Into The Abyss Festival & Knock Out Productions
Dwudniowe karnety na festiwal dostępne są na sklep.knockoutprod.net (druki kolekcjonerskie).