"Ile barw sobie dodasz, kiedy obraz czarno-biały” – RECENZJA „COLLOIDS”!

Wojtek Kułaga
Wojtek Kułaga
Kategoria muzyka · 16 kwietnia 2019

Trochę chemii, dużo rocka i literackie teksty – wydaje się, że nie można połączyć tych trzech czynników, tym bardziej jeśli wspólnym pierwiastkiem jest muzyka. Zespół Walfad postanowił jednak stworzyć ten ryzykowny eksperyment. W rezultacie powstał album, który nie jest ani kwasem, ani nie ma odczynu zasadowego. „Colloids” to nasycony album z oryginalną i niesztampową muzyką.

 

Zespół Walfad powstał z inicjatywy Wojciecha Ciuraja w 2011 roku. Nie tylko wyróżnia go enigmatyczna nazwa – skrót od zdania We are looking for a drummer – ale także nietypowe podejście do muzyki, co jest widoczne już na samym początku przy poznaniu tytułu albumu. „Colloids” to termin chemiczny. Oznacza niejednorodną mieszaninę, tworzącą układ dwóch substancji, w którym jedna z nich jest rozpuszczona w drugiej. To dość niecodzienny pomysł, aby wieńczyć swój materiał chemicznym terminem. Jak jednak rzutuje to na muzykę? 

 

Trzeba przyznać, że wcale nie jest to przypadkowy zabieg i choć początkowo może wywoływać śmiech, to po przesłuchaniu albumu przeradza się bardziej w podziw. Utwory nie są jednorodne, ale mimo to łączą się w pewną całość.

 

Koloidy składają się z dwóch faz – fazy rozpraszającej i fazy rozpraszanej – i dzięki zapoznaniu się z tym terminem lepiej zrozumiałem naturę płyty. Faktycznie, melodie na krążku często się zmieniają. W tytułowym utworze linia melodyczna ciągle ulega modyfikacji. Może to rozpraszać słuchacza, ale równocześnie dzięki temu pozwala to ujrzeć szerokie spektrum muzyczne i eksperymentalny charakter. Tytułowa piosenka faktycznie nawiązuje do definicji koloidów – podzielona jest bowiem na trzy części. Pierwsza nosi tytuł Gubimy kontury, druga Solarystyka, natomiast trzecia Klejnot pogranicza. Stworzenie piosenki składającej się z trzech oddzielnych konceptów z różnym rytmem i linią melodyczną jest bardzo ryzykowne. Pomiędzy tymi „przeskokami muzycznymi” jest jednak bridge i kompozycja dzięki temu nie jest ostra ani niespójna. Łączy się mimo odmiennych brzmień.

 

Ze zjawiskiem rozbicia utworu spotkałem się pierwszy raz i – szczerze powiedziawszy – naprawdę zrobiło to na mnie ogromne wrażenie.  Utwór dzięki temu wciąż się rozwija. Przechodzi przez różne fazy. Rozkwita. Po wysłuchaniu całości, która trwa ponad 10 minut, zdałem sobie sprawę, że zespół Walfad naprawdę stworzył nowy termin – „muzyczny układ koloidalny”. 

 

 

Za albumem „Colloids” kryje się również oryginalna warstwa tekstowa, za którą odpowiedzialny jest Wojciech Ciuraj. Miałem już wcześniej możliwość spotkania się z jego awangardową twórczością i muzyką. Z tego względu nie było mi obce, że jego cechą charakterystyczną są trudne teksty, ocierające się mocno o dwuznaczny język literacki. Utwory nabierają dzięki temu innego wydźwięku. Bez muzyki są wierszami białymi, które można interpretować na wiele sposobów.  

 

Tematyka utworów jest różnorodna, nie można określić dosłownie o czym jest każda kompozycja. Wojciech Ciuraj miesza ze sobą różne zjawiska – rdzę wplata w organizm ludzki, nawiązuje do mitologii w piosence Synowie Syzyfa, zaś piosenka Chodzić po wodzie to aluzja do wiary (niekoniecznie chrześcijańskiej). Czasami naprawdę trzeba się poważnie zastanowić nad tekstami, które przy pierwszym spotkaniu z twórczością tego zespołu mogą wydawać się dziwne. Niczym przerost formy nad treścią. Niemniej jednak w tej odmienności jest ogromna oryginalność i odejście od popularnego toku myślenia spotykanego w muzyce. Awangarda tekstowa zostaje mocno podkreślona przez dźwięki i dzięki temu nie można przejść koło niej obojętnie.  

 

Colloids” składa się z także z obszernej warstwy muzycznej, za którą stoją Paweł Krawiec, Dariusz Tatoj, Radosław Żelazny i Jakub Dąbrowski. Jest ona często odseparowana od tekstu i wokalu Wojciecha Ciuraja. Tym samym możemy usłyszeć, jak skomplikowany i przemyślany jest ten album. Warstwa muzyczna naprawdę przyciąga uwagę i równie jak teksty jest skomplikowana i nieschematyczna.  

 

Colloids” to album, który mimo swojego chemicznego wydźwięku w nowatorski sposób łączy muzykę i sztukę. To naprawdę udany eksperyment zespołu Walfad, który poszerza muzyczne horyzonty. Materiał jest oryginalny i bardzo eksperymentalny. To jeden z tych albumów, które są trudne w odbiorze i które trzeba analizować. Ale właśnie za tym trudem kryje się piękno muzyki.