Święte drzewo od Years&Years  - recenzja "Palo Santo"!

Wojtek Kułaga
Wojtek Kułaga
Kategoria muzyka · 27 sierpnia 2018

 

 

 

Po trzech latach wędrówki po muzycznych pustyniach, górach i dolinach zespół Years&Years wreszcie przekazał owoc swojej pracy w ręce słuchaczy. Album Palo Santo to drugi w dyskografii zespołu muzyczny projekt. 

 

 

 

 

 

 

Po głośnym debiucie płyty Communication poprzeczka naprawdę została podniesiona dość wysoko. Zespół dotarł do szerokiego grona odbiorców, zaczął kojarzyć się z muzyczną ekscentrycznością i nieco innym podejściem do brzmień elektronicznych. Liczne grono słuchaczy pokochało tą muzyczną inność. Teraz natomiast nadszedł moment na nowy rozdział w muzycznej karierze Years&Years. Czy lepszy?  

 

Palo Santo to inaczej Święte Drzewo. Wykorzystywane jest od wieków podczas obrzędów rytualnych i modlitw. Ścinanie żyjących drzew tego gatunku jest zabronione. Gałęzie i fragmenty przygotowuje się poprzez pozostawienie ich do wyschnięcia przez okres od 3 do 5 lat. W tym czasie nabierają swoich leczniczych właściwości. 

 

 

Zespół nie odciął pępowiny. Palo Santo to dominacja tanecznych i elektronicznych aranżacji, które nadal nadają charakterystycznej dla Years&Years aury. Dawne brzmienia zespołu nie wyschły, zostały przepuszczone przez sito nowego konceptu. Widać to szczególnie w utworze All for you, w którym wyczuwam pierwiastki poprzedniego albumu. Palo Santo nie jest więc pożegnaniem dawnych melodii, to zejście na inny muzyczny tor. Zabawa dźwiękami, formą, warstwą muzyczną i tekstową. Klimat albumu jest wyraźnie zarysowany, tematyka religijna, przeplata się z aspektem miłości, pożądania, nienawiści, świętości. Palo Santo najbardziej urzekł mnie jednak formą utworów, różnorodnością. Nie męczy. Hypnotised  jest bardzo minimalistycznym utworem, który został idealnie umiejscowiony. Początkowo myślałem, że Palo Santo będzie złożony z samych dynamicznych utworów, ale naprawdę miło się zaskoczyłem. Brytyjczycy naprawdę pobawili się formą.  Randezvous pokazuje nieco inny klimat zespołu. Można wręcz wyczuć dance hall. Ostatni utwór nieco mnie zaszokował. Up In Flames zostało zbudowane na rytmach z lat 80. Years&Years pokazali, że czerpią z różnych źródeł. Naprawdę można znaleźć tu wiele interesujących brzmień. Do najlepszych utworów na płycie zdecydowanie należą Sacrify, Hallelujah i Karma. Trzy pierwsze piosenki na płycie. Coś nowego, a jednak utrzymanego w klimatach Years&Years. Palo Santo co chwilę to przyspiesza, to zwalnia. Nie zabija słuchacza dźwiękami. Sam początek płyty jest naprawdę mocny. Mam wrażenie, że nieco za mocny, bo przyćmiewa ostatnie utwory. Jednak ogólnie patrząc, album ma w sobie klimat, ma błysk, ma dynamizm. Brak mi jednak końca z przytupem.  

 

Drugie albumy mają tę przypadłość, że zawsze są porównywane do debiutów. Często naprawdę mocnych debiutów. Communication wprawdzie nie da się zestawić z Palo Santo. Mają ze sobą wiele wspólnego, a jednocześnie tak daleko im od siebie. Niemniej jednak muszę stwierdzić, że Years&Years kupiło mnie bardziej swoim pierwszym albumem. Może przez to, że nie było na nim aż takiego pomieszania różnych form i dźwięków. Był wyrazisty, a w przypadku Palo Santo czasami ta wyrazistość niestety zanika. 

 

 

Zespół Years&Years tchnął nieco muzycznego życia w historię, jaka wiąże się z Palo Santo. Słuchacze cierpliwie czekali trzy lata, jak nakazuje sposób pozyskania Świętego Drzewa. Nowe, muzyczne oblicze Palo Santo to coś naprawdę intrygującego. Szalony pomysł. Norma dla Years&Years. Tryskająca ekspresja, zejście na inny tor, zabawa dźwiękami, taneczny wydźwięk pełen egzotycznych rytmów, nawiązania zarówno do przeszłości jak i nowoczesności. Palo Santo skrywa w sobie coś tajemniczego, a każdy odczyta ten album na swój sposób. 

 

 

 

 

 

 

Za możliwość zapoznania się z materiałem dziękuję Universal Music Polska.