Kajetan Balcer – dziennikarz muzyczny, wokalista i PR manager w zespole SAMI. Pracował jako prezenter radiowy w krk.fm oraz jako specjalista do spraw PR i kontaktu z mediami w przedsiębiorstwie fonograficznym MaxFloRec.
Można powiedzieć, że muzyka całkowicie wrosła w media, a media w muzykę. To pewnego rodzaju symbioza. Zgadasz się z tym?
Zgadzam. Muzyka wrosła nie tylko w media, ale w wiele innych aspektów otaczającego nas świata. Zauważ, że aktualnie nie ma reklamy, w której nie byłoby muzyki. Nie ma programu w telewizji, który nie miałby jakiejś oprawy muzycznej. Nie ma serialu bez podkładu muzycznego. Mimo że muzyka nie jest na pierwszym planie, to tak naprawdę bardzo mocno na nas oddziałuje w każdym medium. Nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Niby jest tłem, ale czasami mówi więcej niż tysiąc słów. Po prostu. Nawet w czołówce programów informacyjnych zawsze jest muzyka. Ona jest wskazówką, jakiego rodzaju program będziemy oglądać.
Na jakiej zasadzie działa to wskazanie?
Chodzi o to, że dzięki czołówce programu jesteś w stanie rozpoznać, czy to będzie program informacyjny, serial czy np. paradokument. Słyszysz charakterystyczny gwizdek lokomotywy i myślisz: „Teleexpress”; dobiega Cię głos Rynkowskiego i jego: „Jak pory roku Vivaldiego (…)” i wiesz, że zaczyna się „Klan”; słyszysz charakterystyczne 4 nuty z tekstem: „Trudne sprawy”, no i wiesz, co cię zaraz czeka (śmiech). Muzyka wskazuje na format audycji lub nawet na jej konkretną nazwę, jak w powyższych przypadkach. I nie chodzi tylko o telewizję. Radio to w ogóle sam dźwięk, więc tu komentarza nie potrzeba. W prasie może i dźwięku nie ma, ale na pisanie o muzyce miejsce znajdzie się zawsze.
Niekiedy jednak symbioza przeradza się w pasożytnictwo, prawda?
Nie rozumiem, co masz na myśli.
Media w pewnym sensie mogą aż nad wyraz czerpać korzyści z muzyki, działając na jej szkodę, mając na nią zły wpływ.
Nie uważam tak. Muzyka to sztuka, media – nie. Muzyka rządzi się zupełnie innymi prawami. Powiedziałbym – a propos tej symbiozy – że to media korzystają z muzyki, a nie muzyka z mediów. Muzyka po prostu wykorzystuje media do promocji. Muzyk pojawia się w danym medium, żeby móc zaistnieć, owszem. Bez mediów jednak ta muzyka i tak by istniała, tylko że mniej osób by na nią trafiło. Gdyby jednak media funkcjonowały bez muzyki, to absolutnie nie byłoby to samo. Pokusiłbym się więc o stwierdzenie, że muzyka bez mediów może istnieć, ale media bez muzyki – nie.
Co takiego, według ciebie, muzyka traci przez media?
Czy muzyka przez media coś traci? Nie jestem pewien, do czego zmierzasz, ale odpowiem w ciemno: „nie”. Jeśli dopytujesz o pasożytnictwo i krążysz wokół tego, że muzyka przez media coś traci, to znaczy, że w twojej głowie tkwi taki pogląd.
Chodzi mi o to, że muzyka ma jednak jakiś wpływ na media, a media mają ogromny wpływ na samą muzykę. Niekonieczne dobry.
Mają. Pytanie brzmi, czy to źle i czy ten wpływ mediów aby na pewno jest taki zły. Kierujesz się chyba tym, że wielu muzyków, aby zaistnieć ze swoją twórczością w mediach, dostosowuje się do tego, co one narzucają. Z tego też względu często tworzy wbrew sobie. Zgadzam się więc po części z tym, że może i ten wpływ niekoniecznie jest dobry. Moim zdaniem jednak nie zabija to innych muzyków i innych rodzajów muzyki. Powoduje tylko, że na rynku panuje jeszcze większa różnorodność. To, że ktoś tworzy coś „pod dyktando” nie oznacza, że drugi musi robić to samo. Każdy muzyk kieruje się innymi priorytetami, ma inne cele. A każdy odbiorca wybiera taką muzykę, jaką chce.
Jest masa mediów, które promują muzykę „niemainstreamową”. Moim ulubionym radiem jest Chillizet. Na jego antenie goszczą takie utwory, dla których przykładowo w Radiu Eska czy RMF-ie nie ma miejsca (i nie wartościuję w tym momencie, tylko stwierdzam fakt). Chillizet to przecież też jedno z medium – nie można więc generalizować i wrzucać wszystkiego do jednego worka. Po części jednak muszę się z tobą zgadzić, bo rzeczywiście jest grono artystów, które dopasowuje swoją muzykę do aktualnie obowiązujących trendów i kierunku, który wyznaczają media. Ale są też artyści, którzy się temu nie poddają. Co więcej, taki „sprzeciw” może nieść za sobą sukces. Popatrz chociażby na alternatywę – artystki znane z anteny wspomnianego Chillizetu, Mery Spolsky i Rosalie., otrzymały w tym roku nominację do Fryderyka. Są też artyści, którzy sprzeciwiają się mainstreamowi w drugą stronę, tworząc coś alternatywnego na swój sposób, coś jeszcze bardziej „mainstreamowego” – patrz: Sławomir i jego Miłość, miłość w Zakopanem. To jest numer, którego media wcale nie chciały grać. W RMF-ie naprawdę długo od premiery tego utworu nie było. Ta piosenka zdobyła ogromną popularność oddolnie. To internauci spowodowali, że media musiały się ugiąć, dostosować się do tego, czego tak naprawdę chce społeczeństwo. To tylko dowód na to, że można być ponad mediami i z rzeszą fanów do tych mediów się „przedrzeć”, nawet wbrew ich formatowi. Media w końcu są dla ludzi i dzięki ludziom istnieją.
Dlaczego wybrałeś akurat dziennikarstwo muzyczne?
Bo muzyka to moja pasja. To były też trochę niespełnione ambicje muzyka. Tak naprawdę zawsze marzyło mi się, żeby studiować wokalistykę. Najpierw jednak studiowałem dziennikarstwo i komunikację społeczną. Później wybrałem dziennikarstwo muzyczne, żeby choć po części zrealizować marzenia. Zajmowałem się przez pewien czas managementem muzycznym. Ogólnie interesuje mnie biznes muzyczny, czyli muzyka nie tylko od tej artystycznej, ale także biznesowej strony. Na studiach mogłem połączyć pasję dziennikarską i PR-ową (bo ją również mam!) z muzyczną. Pamiętam przedmioty, które były stricte związane z muzyką – muzyka świata, muzyka teatralna, musical, muzyka filmowa, promocja muzyki w sieci, ekonomiczne aspekty muzyki... Wśród moich koleżanek i kolegów na roku było też dużo artystycznych dusz. Muzyczne dziennikarstwo ogólnie jest dość specyficzne. Wchodzisz do sali, a tam połowa studentów siedzi w ławkach z wielkimi słuchawkami na uszach, wszyscy żyją „w swoim świecie”. Od razu wiesz, że jesteś we właściwym miejscu (śmiech).
A co jest najtrudniejsze w dziennikarstwie muzycznym?
Hmm... Myślę, że zachowanie obiektywizmu. Chodzi o niekierowanie się własnym gustem i preferencjami muzycznymi. Uważam, że to naprawdę trudne. Dla przykładu: nie znosisz disco polo, prywatnie nie lubisz danego artysty, a musisz przeprowadzić z nim wywiad i być w pełni profesjonalny, rozmawiać z nim tak samo, jak z przedstawicielem każdego innego gatunku muzycznego. Musisz zachować zimną krew. Nie może być tak, że wokaliście zespołu disco polo zadajesz ostre pytania, prowadzisz go na minę, a kiedy rozmawiasz np. z Rosalie., zadajesz jej pytania, na które nie ma złych odpowiedzi, wychwalasz ją pod niebiosa. Zawsze musisz trzymać poziom. Nie możesz być jak z plasteliny w zależności od tego, czyim jesteś fanem, a czyim nie.
W notce na jednej ze stron znalazłem ostatnio opinię, że upadł mit „uniwersalnego dziennikarza”. Odnosiło się to do dziennikarstwa muzycznego. Do jego genezy. Zgadzasz się z tym?
Uważam, że w tym kraju praktycznie już nie ma dziennikarzy muzycznych, więc trudno odpowiedzieć na to pytanie. Można ich policzyć na palcach obu rąk (z serdecznymi pozdrowieniami: Hirek Wrona, Artur Rawicz, Marcin Cichoński, Konrad Wojciechowski, Marek Sierocki, Artur Orzech i parę innych osób). Powiedziałbym więc zupełnie inaczej – w dzisiejszych czasach dziennikarz wręcz musi być uniwersalny. Mimo tego, że do niedawna (a gdzieś pewnie nadal) w szkołach wyższych dziennikarstwo było podzielone na specjalności, takie jak: dziennikarstwo sportowe, muzyczne, mody i stylu, ekonomiczne, gospodarcze itd., to właśnie praktyka pokazała, że dziennikarz musi orientować się tak naprawdę we wszystkim. Stąd kierunek dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Nie ma teraz dziennikarzy muzycznych, bo trzeba sobie zadać pytanie, czym tak naprawdę jest dziennikarstwo muzyczne w dzisiejszych czasach. Dziennikarz powinien posiadać uniwersalne umiejętności, a jeśli jego pasją jest muzyka, to wiadomo, że będzie chciał o niej pisać i pewnie zrobi to najlepiej. Obecnie nie ma już wywiadów czy audycji muzycznych „z prawdziwego zdarzenia”. Oczywiście poza audycjami w Polskim Radiu (Trójka, rozgłośnie regionalne). W stacjach komercyjnych często dziennikarstwo muzyczne bardziej sprowadza się do „prezenterki radiowej”, a nie do dziennikarstwa jako takiego.
Bardzo dziękuję ci za poświęcenie czasu.
Proszę bardzo i również dziękuję!