Zapraszam na scenę szczególną osobę... – jeszcze dziś pamiętam te słowa wypowiedziane przez Darię Zawiałow na koncercie w Krakowie. To właśnie tam pierwszy raz udało mi się spotkać Kasię Lins – wokalistkę, której twórczość najtrafniej określić można jako nostalgiczny alt pop z wyraźnie słyszalnymi wpływami folku, rocka i soulu. Od tego momentu zaciekawiła mnie jej muzyczna droga, a szczególnie niezwykle plastyczny głos, który nadaje muzyce wiele odcieni. Kasia w marcu 2017 roku wydała EP-kę zatytułowaną Save me boy, gdzie znalazły się 4 utwory, które jedynie naszkicowały muzyczny charakter jej albumu – Wiersz Ostatni. Dziś natomiast pokazuje światu, co tak naprawdę gra jej w duszy...
Wiersz ostatni to pierwsza piosenka, z którą zapoznałem się zaraz po koncercie Darii. Kasia Lins postawiła sobie tym utworem naprawdę wysoką poprzeczkę. To wyjątkowa kompozycja, która jest zbudowana na szczególnym fundamencie, na wierszu miłosnym napisanym przez Władysława Broniewskiego – przedstawiciela liryki rewolucyjnej i żołnierza Legionów Polskich. Wiersz ostatni naprawdę przemawia sam za siebie. Autentyczny, oryginalny tekst utrzymany w charakterystycznym poetyckim stylu, zmysłowa, momentami folkowa aranżacja i dynamiczny, plastyczny wręcz wokal to połączenie, które naprawdę może zachwycić. Niemniej jednak najbardziej trafiło do mnie wykorzystanie tak „gorzkiego” wiersza – pełnego prawdziwych emocji – do stworzenia utworu. Z tego też względu moje oczekiwania względem płyty Kasi Lins wzrosły dwukrotnie.
I może też przez moje wygórowane oczekiwania nieco inaczej spojrzałem na Wiersz ostatni – po pierwszym wysłuchaniu miałem mieszane uczucia i poczułem pewnego rodzaju niedosyt, po drugim zacząłem przekonywać się do niektórych kompozycji, a po trzecim wreszcie spojrzałem obiektywnie na wszystkie kawałki.
Osobiście uważam, że genialny Wiersz Ostatni umieszczony na drugiej pozycji to bardzo mocny utwór, który nie ma sobie równych na płycie – szkoda, że artystka nie poszła za tym nurtem, bo takie kompozycje to coś naprawdę niepowtarzalnego, to coś do czego po prostu chce się wracać. Muzyczne zjawisko. Piosenki umieszczone po Wierszu Ostatnim pozostawiają uczucie niedosytu, jakby czegoś im brakowało.
Niezaprzeczalnie ogromnym plusem jest wyrażanie muzycznego „ja” przez Kasię Lins – na płycie znajduje się wiele utworów o różnym charakterze. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że album Wiersz Ostatni jest po prostu niespójny, bo wokalistka eksperymentuje – mocne, wręcz rockowe utwory mieszają się z dźwiękami country i tymi spokojnymi, poetyckimi. Jednakże patrząc przez pryzmat głównego aspektu płyty – ukazaniu wewnętrznego rozdarcia, pewnej goryczy związanej z miłością – osiągnęła swój zamierzony cel idealnie.
Kasia Lins pokazała naprawdę wiele różnych brzmień i klimatów muzycznych, co wywołało lekki chaos w muzyce – z drugiej strony jest w tym jednak coś naprawdę interesującego. Poszczególne piosenki są idealnymi inspiracjami do wykreowania określonego klimatu w różnych projektach – niemniej jednak w zestawieniu z różnymi formami muzycznymi nieco tracą na wartości. Nowoczesne brzmienia, mocne aranżacje, poetycki klimat i muzyczne nawiązanie do country to niestety o jeden świat dźwięków za dużo. Z drugiej strony można stwierdzić, że za sprawą tego Wiersz Ostatni pokazuje nam także parę twarzy Kasi Lins – tę poetycką lubię najbardziej, ale ta mocna, wręcz rockowa czy ta spokojna i melancholijna również są ciekawym doświadczeniem.Mimo bezkonkurencyjnej piosenki Wiersz Ostatni, bardzo ciekawą kompozycją jest również Hollow Words – odważne i mocne połączenie nowoczesnych brzmień z elementami folk. Natomiast These Days to najlepsza ballada... Czapki z głów za ten muzyczny minimalizm.
Płytę zwieńczają dwie spokojne kompozycje – wspomniane These Days i Słowa proste. Osobiście żałuję, że to These Days nie są ostatnim utworem, bo to emocjonalna bomba, która jest jak otwarte zakończenie w wierszu. Spokojny, melancholijny klimat idealnie uwypukla plastyczny głos Kasi Lins... To – według mnie – jedna z trzech najlepszych kompozycji na albumie. Slowa Proste to siostra poprzedniego utworu – równie spokojna i minimalistyczna. Momentami przypomina mi nawet twórczość artystki BANKS.
Niemniej jednak These Days skradło mi serce. Ballady po prostu idealnie spajają się z głosem Kasi Lins (Tonę, Słowa proste), a album najzwyczajniej rozpoczyna się i kończy polskim akcentem.
Wiersz ostatni to naprawdę ambitny album. Z jednej strony coś mnie do niego przyciąga, zawiera wspaniałe i nowatorskie brzmienia, z drugiej moje oczekiwania nie zostały w pełni zaspokojone. Niemniej jednak za Wiersz ostatni, These Days i Hollow Words naprawdę warto go posłuchać – 3 muzycznie idealne, przemyślane i oryginalne światy Kasi Lins. Artystki, która jest jedną z tych ambitnych i bardzo obiecujących na polskiej scenie muzycznej.
Za płytę dziękuję: