Henry David's Gun to założony w 2013 roku zespół z pogranicza gatunków singer-songwriter, indie-folk oraz folk-rocka. W jego skład wchodzi troje muzyków – Wawrzyniec Dąbrowski, Maciej Rozwadowski i Michał Sepioło. Określają oni swoją pracę jako „analogowo-akustyczne” podejście do muzyki. Henry David's Gun ma na swoim koncie dwie płyty – Over the fence... and far away oraz najnowszy projekt Tales from the Whale's belly. To jedni z najciekawszych przedstawicieli muzyki akustycznej i filmowej w Polsce.
Album Tales from the Whale's belly już od początku zaintrygował mnie swoim niecodziennym i jakże
wyróżniającym się konceptem – sam zespół napisał: Wieloryb to nasze medium. (...) W jego szumiącym inspiracjami i pełnym słonej ciszy wnętrzu przez ostatnie dwa lata komponowaliśmy muzykę i pisaliśmy teksty. Zbudowany na takim fundamencie projekt to prawdziwe wyzwanie. Niemniej jednak wieloryb wcale nie przygniótł muzyków, wprost przeciwnie – oni nauczyli go nawet latać, co wręcz widać i słychać na albumie. Tales from the Whale's belly to 10 różnorodnych utworów, których odbiór wcale nie należał do najprostszych – płyta skonstruowana jest bowiem z brzmień, które wymagają od słuchacza pełnej uwagi i skupienia, by móc popłynąć razem z nurtem muzyki. Już od samego początku – od utworu tajga, który otwiera projekt – Henry David's Gun budują za pomocą dźwięków bardzo tajemniczy obraz muzyki, który z każdą piosenką zmienia swoje barwy. W utworze haystack mamy niebanalne nawiązanie do stylu country i ciekawe wykorzystanie brzmienia banjo. House of cards ma nieco jazzowy charakter, jest zdecydowanie odważniejsze, wręcz oldschoolowe i zawadiackie. Natomiast black disease i zamykające płytę genialne parallel ukazują klimatyczną warstwę muzyczną, dla której naprawdę warto sięgnąć po Tales from the Whale's belly. Album ten wcale nie przygniata swoim ciężarem nawet pomimo paru wielorybów – jest niesamowicie dynamiczny, lekki i uwypukla różnorodność dźwięków i instrumentów. W połączeniu z piaskowym, brudnym wręcz głosem tworzy unikalny klimat muzyki. Dlatego też przy każdej piosence zastanawiałem się, jak idealnie wpasowałaby się jako muzyczne tło do filmu czy serialu. Najbardziej jednak cenię kompozycję loneliness in nevada, która ujawnia wszystko, co najlepsze na tej płycie – po wysłuchaniu parę razy można naprawdę odpłynąć (z latającymi wielorybami oczywiście).
Tales from the Whale's belly to album zbudowany na abstrakcyjnym fundamencie, który pozwala mocno zachłysnąć się ambitną i nieszablonową muzyką. Muszę przyznać, że owe 36 minut spędzone w brzuchu wieloryba było naprawdę ciekawym doświadczeniem bogatym w świeże, nowatorskie dźwięki i klimatyczne utwory. Genialna muzyka, wieloryby i ogromny potencjał – czego chcieć więcej.
Patronat medialny: