Olivia Anna Livki to wokalistka, kompozytorka, autorka tekstów, basistka, aranżerka, producentka i reżyserka. Szerszej publiczności dała się poznać dzięki udziałowi w programie Must Be The Music. Sprawdźcie, co u niej słychać i nad czym obecnie pracuje.
Po wydaniu epki I Am Carthago Part 1 w czerwcu zeszłego roku nastała nagła cisza. Co się z Tobą aktualnie dzieje?
Od końca 2015 roku, kiedy skończył się kontrakt mojego label z Warner Music, nastąpił mój czas bez żadnych zobowiązań. Potrzebowałam przerwy, chciałam wreszcie kontynuować studia i zrobić master. Skończyłam pierwszy etap nauki na studiach (Bachelor of Arts) w 2008 roku. W późniejszym czasie muzyka i fala nagłego sukcesu zupełnie mnie pochłonęły i nie było już szansy, aby kontynuować studia; szczególnie kiedy jest się odpowiedzialnym za wszystko: produkcje muzyki, teledyski, koncerty i promocje.
Jesienią 2015 roku ponownie weszłam w tryb studiów i pracy naukowej, co wiązało się z dużą inwestycją czasu. W systemie MA trzeba przyjąć pewne minimum seminars i lectures, gdzie na 85% każdego z nich muszę być obecna i przygotowywać referaty. W czasie wolnym od zajęć - trwającym dwa miesiące - pisze się dwie prace semestralne, które do następnego semestru muszą być oddane. Po ich złożeniu wszystko zaczyna się od początku. Studenci wiedzą doskonale o czym mówię. W ciągu roku mogłam sobie pozwolić na tydzień przerwy. Przy okazji pracowałam nad EP i czasami grałam koncerty.
W czasie krótkiego urlopu jesienią 2016 roku, zmagałam się z poważnymi problemami zdrowotnymi i bezsennością. Powróciły także objawy nerwicy, z którą walczę już wiele lat. Na początku studiów myślałam, że pogodzę naukę z muzyką. Okazało się jednak, że mogę skoncentrować się tylko na jednej rzeczy od początku do końca. I Am Carthago Pt.1 było więc jedynie małym, osobistym side-project. Materiał pochodził z pracy nad albumem Strangelivv. Te wszystkie piosenki zawarte na EP częściowo powstawały w tym samym okresie, ale nie pasowały do koncepcji albumu Strangelivv z rożnych powodów. Wypuściłam EP, aby podziękować blood ponies za duże wsparcie, które otrzymałam przy powstawaniu Strangelivv. Nie było kampanii promocyjnej i trasy koncertowej, a o albumie dowiedzieli się tylko die hard-fans. O to właśnie chodziło, ponieważ brakowało też czasu na promocję.
Cieszę się, że ten trudny okres właśnie dobiega końca. Jestem wreszcie w trakcie pisania swojej pracy masterowej i marzę o momencie, w którym będę mogła się znowu skoncentrować na swoim drugim życiu jako artysta.
Nad czym teraz pracujesz (pełny album, czy I Am Carthago 2)?
I Am Carthago Part 2 będzie bardziej klasycznym pop-albumem. Na chwilę obecną mam ochotę na inne rzeczy - chcę powrócić do swoich korzeni. Zaczynałam na Postpunk-Blues'sie, minimalnych środkach (Voice'n'Bass) i eksperymentalności. Interesuje mnie radykalność i pracuję nad czymś zupełnie innym. Jeszcze nie wiem, jak te projekty będą połączone. Może jakoś dziwnie połączą się w całość (typu strona A i B), może będzie to album i EP I Am Carthago 2, które zostaną wydane niezależnie od siebie.
Kiedy możemy spodziewać się nowego wydawnictwa?
Nie mam aktualnie żadnych kontraktów. Czas pokaże, co się wydarzy, ale nie myślę jak biznesowiec. Myślę jak artysta i koncentruje się tylko na muzyce. Dopiero kiedy ona będzie gotowa, okaże się, z kim będę współpracować przy wydawnictwie. Jestem co do tego bardzo otwarta.
Jakie informacje na chwilę obecną możesz zdradzić?
Mam zamiar trzymać się z dala od instrumentów cyfrowych i chciałabym opierać się na basie, perkusji i gitarze. To będzie bardzo realne i zlokalizowane brzmienie. Nie chcę jednak robić spoiler'ów, dlatego nie zdradzę tytułu.
W jednym z postów na fb możemy przeczytać, że planujesz połączyć naukę i muzykę. O jakich naukowych wątkach mowa w Twojej muzyce?
Moimi przewodnimi tematami zawsze były globalność i globalizacja. Z wykształcenia jestem filmo/medioznawcą i filologiem, więc dużo pracuję interdyscyplinarnie. To znaczy, że zagłębiam się dużo w inne dyscypliny, jak n.p. Socjologia, Historia, Gender/Queer Studies itd. Moja praca Masterowa o Coming to America (1988) prowadziła mnie z powrotem do tematu bardzo osobistego, który inspirował z kolei moją muzykę: pytania tożsamości, szczególnie kulturowej. Ten temat w ostatnim roku z powodów politycznych stał się bardzo aktualny: Kwestionuje się samo pojęcie multikultury oraz wspólnoty multinacjonalne jak EU (Brexit, Polska); mówi się o narodzie i wyobcowaniu, w Niemczech pojawiły się znowu słowa jak „Leitkultur“ i grupy typu Identitaere Bewegung, a w internecie modne jest krytykowanie „cultural appropriation“ u pop-artystów. Ludzie szukają definicji siebie poprzez kolektywność, wspólność typu „my jesteśmy tacy i tacy“, oraz - jak to określa socjologia - poprzez difference to inności („oni są inni“). Natomiast rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. My wszyscy w Europie, Ameryce czy Afryce jesteśmy produktami 1000 lat migracji, wojen, imperializmu i przede wszystkimi owocami różnorodnych rodzin, które powstawały przez śluby i nieślubne związki. Jesteśmy tymi i tymi innymi na raz. Natomiast zawsze chcemy się z czymś identyfikować, w którąś stronę się pochylić.
Zauważyłam – pochodząc z Polski, ale wychowując się w Niemczech w niemiecko-polskiej, trzyjęzycznej rodzinie - że mamy tendencje do idealizowania z daleka kultury naszego pochodzenia. Rozmawiając z różnymi ludźmi, zauważam, że to uniwersalny fenomen – czy to wśród wielu Polaków na migracji, Malayczyków czy Czarnych Amerykanów oraz pośród ludzi, którzy nostalgizują przeszłość mówiąc o powrocie do starych wartości. Żyjemy dzisiaj z pewnym uczuciem braku przynależności do konkretnego miejsca i czasu. Patrzymy ze strachem w przyszłość, bo neoliberalistyczna, digitalizowana teraźniejszość jest frustrująca, nijaka i nie daje powodu do nadziei - ciężko pracujemy, chcąc zbudować sobie stabilne, szczęśliwe, optymalne życie, ale coraz mniejsza grupa z nas dochodzi do tego celu. Lecz making something great again to niebezpieczna idealizacja świata przed pewnymi postępami, który w rzeczywistości był pełen dyskryminacji, nie-wolności, wojny i bólu – nie możemy do niego uciec i nie powinnyśmy.
Inna tego typu ucieczka to tak zwany escapism- ucieczka w imprezy, I-Pody, trendy, abstrakcje i krainy z CGI, aby nie widzieć politycznego pożaru przed drzwiami, który i tak w końcu dostaje się do pokoju - co uzmysłowimy sobie, gdy nagle terror dzieje się przed naszymi oczami.
Jaron Lanier, Donna Haraway, Bernd Stegemann, Elizabeth Wehling lub Y.-V. Mudimbe mieli wpływ na ten nowy album, który cały czas jeszcze pisze. Ale też terroryzm, władza internetu, youtuberzy, nacjonalizm czy Czarny Protest w Polsce. Te wszystkie elementy opowiadają o eksplozywnej erze, w której się znaleźliśmy - chcąc dać jej coś głębszego w morzu polemiki. Osobiście uważam, że sednem problemu jest kryzys wolności i informacji i właśnie o tym chciałabym porozmawiać.
To trochę ironiczne, gdy pomyślę, że w kontekście Strangelivv w 2015 roku często mówiono mi, że nie ma ekstremizacji politycznej, która ją maluje na ściane, a zarazem już wtedy skrajnie prawicowe gazety i portale rzucały się na mnie i czułam się jak cicha persona non grata. Natomiast dzisiaj, gdy nawet mainstreamowych entertainers dotyka polityka, nagle wszyscy muszą się pozycjonować. Polityczna muzyka pop, z którą się wychowywałam, staje się znowu aktualna. Może na koniec okaże się, że właśnie ta, która powstaje poza biurami marketingu i lobbiizmem, zadając niewygodne pytania, dotrze do serc ludzi. Nie chcę wcale potępiać czystego entertainment'u, mam szacunek dla wszystkich artystów i zawodów, ale jestem innego typu artystą. Moja pozycja jest taka, ze uważam escapism w dzisiejszych czasach za problematyczny.
Jesteś w trakcie pisania doktoratu, więc musisz połączyć pracę naukową z muzyką. Czy dajesz sobie z tym radę?
Kłamałabym, gdybym twierdziła, że koniec końców daję sobie rade. Staram się, ale ponieważ praca Masterowa jest w tym momencie priorytetem, praca nad albumem rusza do przodu w wolniejszym tempie. I jakby tego było mało, niedawno zepsuł się sprzęt. Ja muzycznie płonę, ale niestety mój wzmacniacz też. Muszę najpierw parę rzeczy usunąć z drogi (śmiech).
Jesteś barwną, nietuzinkową postacią na scenie muzycznej. Czy kiedykolwiek spotkałaś się z niezrozumieniem takiej artystycznej postawy? Jak ludzie reagują na twoją muzykę?
Na początku słyszałam, że moje piosenki nie wpadają w ucho; później, że za bardzo i że jestem za bardzo popowa. Są tacy, którzy nie rozumieją, dlaczego jako „dupa z gitarą“ nie robię muzyki gitarowo-rockowej, bo przecież z lat 90-tych wiemy, że właśnie taka się robi - będąc dupą z gitarą. . Są tacy, którzy mówią, że jest „za dużo koloru“ albo że jestem Drag Queen (co dla mnie jest komplementem, bo być dobrą Drag Queen wymaga dużo pracy). Z drugiej strony, mój sukces właśnie na tym się zbudował.
Już dawno przestałam się przejmować czy spełniam czyjeś oczekiwania – wolę je podważyć, bo przez to otwiera się nasza wyobraźnia. Od dziecka byłam kimś kto się wyłamywał - najpierw obcokrajowcem, a potem „kujonem“, wokół którego się szeptało i chichrało. Ale byłam sobą i nauczyłam się widzieć w tym swoją siłę. Cieszę się, gdy piszą i podchodzą do mnie przy scenie ludzie, którzy czują się dzięki mnie podbudowani. Dla nich staje na scenie. Ich wsparcie (przede wszystkim w Polsce) bardzo dodało mi skrzydeł. Istnieje dzisiaj cudowny ekscentryczny świat ludzi, którzy nawzajem dodają sobie siły. Moje motto to „otwierać kategorie i myślenie, a nie zamykać się w kategoriach“.
Skąd bierzesz tak zwariowane pomysły?
Trudno powiedzieć. Zawsze tak myślałam i funkcjonowałam. Jestem katalizatorem doświadczeń i sytuacji, które wszyscy przeżywamy. Ale mam trochę pokręcony, hiperaktywny umysł, który w takich formach je wypluwa. Zawsze byłam samotnikiem i wychowywałam się na wsi, tańcząc po lasach i pokoju. Byłam zmuszona budować sobie wyobraźnię i świat zainteresowań. Nauczyłam się patrzeć na świat bardzo intensywnie, uważnie i z zewnątrz - jak Alicja przez lustro. Niby tu jestem, ale tylko jedną nogą.
Kto w ostatnim czasie muzycznie cię zachwycił?
Zaskoczył mnie pozytywnie Harry Styles, The War On Drugs, czy nadal MIA i Dizzee Rascal. Ale już dawno nikt mnie poważnie nie zachwycił - wariackim przekrętem, dziką energią, oryginalnością - czymś co brzmi tak monumentalnie i świeżo, jak artyści przez których ja dzisiaj zajmuje się muzyką. Natomiast nie mogę inaczej niż być zachwycona, gdy słyszę MC5, Black Flag, Velvet Underground albo Medulla Bjork. Chciałabym znowu słyszeć tą nadprzyrodzoną siłę imaginacji. Dajcie mi to, bo umieram z głodu.
Aktualnie zdecydowałam, że nienawidzę muzyki, gdyż tak naprawdę za bardzo ją kocham. Dobrze tej branży - kiedyś „muzycznej“ - że nie ma budżetu i się wali, bo jej produkcje (słuchając uchem muzyka i producenta), wyraźnie są robione na łatwiznę. Nikomu nie chce się posiedzieć i bawić, robi się „content“ na platformy, do reklamy - i taki, do którego można sprzedać słuchawki. Za tym kryje się cyniczna relacja do słuchaczy, których nazywa się bez-osobowo „targetem“. Niech dadzą ludziom pasje i powód, aby chcieli posiadać muzykę. Chciałabym w mediach widzieć więcej artystów, którzy mają światopogląd, odwagę, charyzmę - i oprócz narcyzmu, tez osobowość (jak Stevie Wonder, Patti Smith, The Clash, Public Enemy, Prince, Madonna, Radiohead czy Marilyn Manson). Chcę widzieć ich, a nie tylko ich wydział marketingu. Chcę, aby Madonna znowu miała swoją mądrą twarz i zmarszczki, a młode dziewczyny na scenie własne nosy, tyłki – i coś do powiedzenia (oprócz: „Właśnie się obudziłam. Fajnie wyglądam bez makijażu, co? Mam nowy zegarek“). Na każdym kroku w miastach, poza branżą, słyszę ludzi, którzy może już dawno, niesłyszeni, tworzą coś wspaniałego. Ale w czym branża nie ma interesu, temu nie pozwoli na medialną widoczność. Musimy trzymać kciuki, aby tych ludzi wreszcie świat usłyszał.
Szykujesz w najbliższym czasie koncerty w Berlinie. Czy zamierzasz odwiedzić także inne miasta?
Na razie koncertowanie to bardziej sprawa przypadku niż planu. Trzeba będzie poczekać do wydania następnej płyty. Trzymajmy kciuki, że znajdzie się fajny promotor/wydawca i pojawią się koncerty.
Trzymamy zatem kciuki i życzymy powodzenia. Dziękuję bardzo za rozmowę! :)