Pomysł na festiwal, czyli walka karnawału z postem
Pannonica Folk Festival to efekt przemyślanego pomysłu, bardzo dobrej organizacji oraz konsekwencji w realizacji wyznaczonych pięć lat temu celów. To również doskonała promocja miejsca i zastrzyk gotówki dla lokalnych mieszkańców. W małych, nadpopradzkich Barcicach już po raz czwarty startuje jeden z najlepszych w Polsce, a według niektórych nawet Europie, „kompaktowych” festiwali.
25 sierpnia br. już po raz czwarty, w szczerym polu w Barcicach, odbędzie się festiwal kultury bałkańskiej i pannońskiej Pannonica Folk Festival. Gdyby organizatorom festiwalu zależało na wielkości, nie wybraliby muzyki folkowej, która jest niszą nisz. Od początku przyświecał cel zrobienia festiwalu nie największego, a najlepszego. I nie w powiecie, ale jak starczy sił i wytrwałości, to na świecie.
Zanim doszło do pierwszej edycji Pannoniki, organizatorzy dużo nasłuchali się o festiwalu w Guczy. I chociaż bałkańskie trąbki w jakimś sensie stały się znakiem rozpoznawczym tamtejszego festiwalu to w Barcicach uznano, że nie warto podążać tą samą drogą. Może wszechobecna komercja to znak czasu i konieczność, ale póki się da to Pannonica się przed nią broni i tworzy zupełnie inny festiwal, który daje szansę nie tylko i wyłącznie na szaloną zabawę, ale też relaks a nawet wyciszenie, jeśli tylko ktoś tego potrzebuje. Punktów odniesienia i inspiracji Pannonica szuka nie na tych największych i najbardziej znanych festiwalach, ale na świetnie ocenianych, niszowych i kompaktowych, „kultowych” festiwalach europejskich takich jak np. irlandzki Doolin Folk Festival.
Trudno jednym zdaniem zdefiniować fenomen festiwalu Pannonica. Myślę zresztą, że w naszym wypadku nie chodzi o jakiś dominujący czynnik, a raczej miksturę, która składa się na zrównoważone i smaczne danie muzyczne. Porównując Pannonikę do lecza: niby proste, mało skomplikowane danie tzw. ”jednogarnkowe” a w zależności od proporcji i dopasowania użytych składników albo smakuje, albo nie smakuje. Po prostu. – mówi Wojciech Knapik, szef festiwalu. Składniki Pannoniki to: muzyka, lokalizacja, prosta, ale przyjazna infrastruktura w wiosce festiwalowej, pomysł na zagospodarowanie wolnego czasu pomiędzy koncertami, czyli urozmaicone wydarzenia towarzyszące i wreszcie ludzie, którzy współtworzą festiwal i decydują o jego atmosferze. A umiejętność organizatorów to tylko tyle i aż tyle, że potrafią te składniki dobrze dobierać i mieszać.
Już podczas pierwszej edycji akordeonista zespołu Kroke, Jurek Bawoł jako pierwszy zauważył i tak skomentował festiwal: Macie tu naprawdę niesamowitą publiczność. Dbajcie o nich, bo to jest skarb! Z perspektywy kilku lat widać dużo wyraźniej jak celne było to spostrzeżenie. Po czterech edycjach Pannonica Folk Festival widać jak w sposób świadomy organizatorzy bawią się w „inżynierię publiczności”. Najprościej można to określić jako system przeszkód utrudniających pojawianie się na festiwalu ludzi całkiem przypadkowych. Te „przeszkody” to liczne i niespodziewane dla masowego odbiorcy „sita”. Należą do nich: miejsce (toż to niemal koniec świata), odpłatność (nie żeby zaporowa, ale dla wielu sam fakt płacenia za bilety jest przecież nie do zaakceptowania), niszowa muzyka, nie grana w mediach masowych i wreszcie dość spartańskie warunki (choć sytuacja pod tym względem zmienia się na korzyść).
Mając taką a nie inną kolorową i uśmiechniętą oraz pochodzącą z całej Polski publiczność, organizatorzy Pannoniki stale pamiętają o słowach Jurka Bawoła i starają się podwójnie. Efekt jest taki, że publiczność ufa organizatorom i kupuje karnety z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, często nie wiedząc zupełnie, kto wystąpi na scenie.
Korzyści dla lokalnej społeczności
Jesteśmy otwarci na współpracę. Cały czas zgłaszają się do nas różne firmy z produktami z całej Polski, a my im często odmawiamy, bo zależy nam na tym, aby w pierwszym rzędzie wspierać lokalną przedsiębiorczość – mówi Wojciech Knapik, szef festiwalu. Na Pannonice nie zabraknie wypieków i dań przygotowywanych przez lokalne Koła Gospodyń Wiejskich, a sporą grupę stoisk będą prowadziły osoby z najbliższego regionu. Oficjalną wodą mineralną festiwalu jest Piwniczanka z pobliskiej Piwnicznej Zdrój, również partnerskim browarem nie jest żaden wielki koncern, a lokalny browar z Sądecczyzny, od kilku lat prowadzony przez rodzinę piwowarów z Czech i Słowacji. To dodatkowe korzyści, z których najwięcej zyskuje społeczność lokalna. Uczestnicy festiwalu nie żyją przecież o chlebie i wodzie, muszą coś jeść i gdzieś nocować. Przyjmuje się, że kwoty poza zakupem biletów przeznacza się na inne usługi i produkty. Te pieniądze zostają na miejscu. Ten zysk to chociażby kupione na miejscu lody, napoje i posiłki, usługi noclegowe i różne usługi około-turystyczne. Okazuje się, że już w czasie poprzedniego festiwalu w promieniu 20 km od wioski festiwalowej bardzo trudno było znaleźć wolną kwaterę. Jako ciekawostkę można dodać, że w poprzedniej edycji już pierwszego dnia w barcickim bankomacie brakowało gotówki. Trzeba przy tym dodać również korzyści pośrednie i długofalowe takie jak promocja miejsca, która na ogół przekłada się na wzrost wartości nieruchomości w miejscowości, w której organizowane jest renomowane wydarzenie kulturalne.