Nie genialny, nie wybitny, przełomowy też nie, ale naprawdę solidny. Taki jest nowy album Anthrax.
"For All Kings" to soczyste, metalowe granie w różnych odcieniach. Czasem bardziej progresywne, kiedy indziej z akcentem na heavy, a chwilami niemal hardrockowe. Bardziej to rzemiosło niż sztuka, ale raczej nikomu nie powinno to wadzić. Ważne, że żre, że brzmienie jest konkretne i chociaż słabszych momentów nie brakuje, całość po prostu dobrze wchodzi. To spójna, skoncentrowana płyta z świetnym drive'em, mimo kilku niepotrzebnie rozciągniętych elementów.
Nie jest to superrozpędzony, mocno thrashowy Anthrax. Owszem, tu i ówdzie pojawiają się galopady ("Suzerain"), a Charlie Benante pozostaje jednym z najlepszych perkusistów (zawsze lubiłam jego przestrzenne a jednocześnie szybki granie), nie brakuje siarczystych riffów i innych gitarowych popisów ("All of Them Thieves"). Do tego wszystkiego mamy kilka naprawdę dobrych piosenek z potencjałem koncertowo-radiowym a przy tym bez uszczerbku na metalowym charakterze. "For All Kings" z powodzeniem można by było przemycić do repertuaru Iron Maiden, "Breathing Lightning" bez problemu poradziłoby sobie jako piosenka przewodnia jakiejś produkcji o superbohaterach, a rozbudowane "Blood Eagle Wings", z którego muzycy są bardzo dumni, ma w sobie coś z balladowej Pantery. Zresztą, pozostałym utworom wiele nie można zarzucić ("Suzerain" kapitalne!).
Powtórzę się, ale warto to podkreślić. "For All Kings" to solidny album. Pewnie stać ich na więcej, mogłoby być ostrzej, wścieklej, 60 minut takiego grania to ciut za dużo, ale jest mocno, dynamicznie, różnorodnie. Po prostu dobrze.