Maria Peszek - "Karabin"

Megafon.pl
Megafon.pl
Kategoria muzyka · 7 marca 2016

Maria Peszek jest muzycznym odpowiednikiem kibola (oczywiście z wyłączeniem zachowań chuligańskich).

Peszek przypomina mi kibiców na stadionach, a szczególnie wodzirejów z sektorów ultrasów. Nie chodzi tylko o to, że ma dar porywanie tłumów, bo ma. Nie przebiera w środkach, jest bezpośrednia i bezkompromisowa, i konsekwentnie "kibicuje swojej drużynie". Na najnowszej płycie porusza kwestie szeroko pojętej wolności, tolerancji, znów jest gorzko o Polsce, głośno też mówi o obawach współczesnego, dorosłego człowieka. Nie boi się dosadnego języka, przekleństw. Nie owija w bawełnę, nie waha się celować swoim karabinem w przeciwnika (m.in. w kościół).

To jeszcze nie do końca czyni z niej kibola, ale w utworach z "Karabinu" jest coś, co przypomina stadionowe zaśpiewy. Tak naprawdę to proste utwory z chwytliwymi hasłami, zabawa słowem, językiem, bardzo sugestywne hasła wprost stworzone do wykrzykiwania na koncertach bądź wypisywania wielkimi literami na transparentach/koszulkach. "Czasy takie niespokojne, róbmy miłość a nie wojnę"/"Jak ten elektryk co kiedyś, wolność zaświecił jak światło, chcę włączyć dziś przycisk miłość, dalej będzie już łatwo"; "Nie szukam lali z portali, szukam mamy dla Ali, samotnej jak ja, la la"; "Jaka ze mnie gwiazda, chyba, że Dawida, syn i córka Żyda"; "nic nie jest takie, jakim się wydaje, więc don't judge the book by its cover", "Zamiast do nieba, chodźmy do łóżka, wszystko inne prostytucja" - to tylko kilka cytatów.

Oczywiście to zupełnie inny, znacznie wyższy poziom intelektualny niż kibicowskie piosenki, ale "Karabin", zresztą jak i poprzednie płyty, ma w sobie coś z ulicy, z miejskiej wulgarności. To nie język literacki, lecz mowa przeciętnego facebookowicza, choć sprawność i błyskotliwość w posługiwaniu się nią imponująca, a przekaz głęboki. To album dosadny, a przy tym nie do końca wyrafinowany muzycznie. Stąd właśnie moje skojarzenia z stadionami. To bowiem w pewnym stopniu, słabość najnowszego dzieła Peszek. Sporo monotonnej elektroniki, dużo podobnych fortepianowych motywów, jednostajne rytmy. Zarówno pod względem kompozycji, jak i aranżacji szału nie ma. Nagrania są dość płaskie, monochromatyczne, proste czy wręcz prostackie, a jednak nośne, chwytliwe szczególnie w tłumie. Zupełnie jak te z piłkarskich meczów.