Debiutancka płyta Jacka Garratta przede wszystkim zdradza jego potencjał.
"Phase" to obietnica czegoś więcej, czegoś lepszego, bardziej brawurowego bądź bardziej przebojowego. Na razie bardzo już popularny Anglik pokazuje, jakie ma talenty. Z singla "Breathe Life" dowiadujemy się więc, że potrafi pisać chwytliwe, słoneczne, festiwalowe piosenki. Lekko nawiedzone, bardziej mroczne "The Love You're Given" pokazuje, że James Blake ma pewną konkurencję, a "Surprise Yourself", że Jack trzyma rękę na pulsie i wie, co w trawie piszczy. Mamy też nieszablonowe, ambitniejsze, bardziej artystyczne "Coalesce (Synesthesia Pt. II)" wraz z jego dynamiczniejszym sequelem, czyli "Synesthesia Pt. III".Na razie Garratt, który zdobył już niemałą sławę i uznanie za sprawą singli oraz koncertów, próbuje się przedstawić. Zaprezentować swój wysoki wokal i swoją wrażliwość (fani Sama Smitha mogą znaleźć tu przystań). Anglik daje się poznać, jak twórca liryczny, ale i bardziej klubowy. Potrafi pisać snujące się niespiesznie balladowe numery, a także potężnie brzmiące popowe hity, które chętnie przygarnięto by w Hollywood. Bawi się elektroniką, połamanymi rytmami, niemniej radość sprawiają mu również bardziej klasyczne komercyjne rozwiązania, gładka, syntetyczna produkcja czy nowoczesne pomysły R&B, a czasem nawet bardzo subtelnie folkowe klimaty. Niezły to zabieg, cwany, niemniej w ten sposób "Phase", jako całość, nie do końca przekonuje.
Debiutancki album Jacka Garratt to jego swoiste CV, wizytówka. Na kolejnej płycie artysty powinniśmy poznać już tylko jego najmocniejsze strony. A przynajmniej na to liczymy.