Kanye West - "The Life Of Pablo"

Megafon.pl
Megafon.pl
Kategoria muzyka · 16 lutego 2016

To się po prostu nie mogło udać. Nowa płyta Kanye Westa nie miała prawa być dobra.

Chyba nikt poza Kanye Westem (i oczywiście jego oddaną żoną Kim Kardashian) nie wierzył, że "The Life Of Pablo" sprosta oczekiwaniom. Opóźnianie premiery, wielokrotne zmiany tytułów, dodawanie kolejnych utworów, powierzanie roli konsultantki małżonce. Pozornie to drobiazgi, detale, ale nie zwiastowały nic dobrego. Niestety, wszelkie obawy się potwierdziły. To słaby, męczący album, z którego jednak wciąż przebija talent Westa.

Z jednej strony to rzecz przekombinowana, z drugiej niedopracowana. Chaotyczna, bałaganiarska. Potężnym błędem było wydłużenie materiału i rozciągnięcie do 18 trwających godzinę numerów. Większość z nich w całości jest po prostu kiepska lub w najlepszym wypadku nijaka. Najczęściej przypominają szkice, wprawki, próbki, dodatkowo zdecydowanie za często zatrute irytującym auto-tune'em. Nie wspominając, że ze śpiewania o odbytach i penisach jednak powinno się wyrosnąć. Tak miernego początku płyty jak "Ultralight Beam" dawno nie słyszałam. Acz utwór ten jest świetnym reprezentantem całości. Mizerny jako całość, ale z fantastycznymi momentami (gospelowe chóry). Kanye bowiem nadal jest mistrzem samplowania i wokalnych aranżacji. Potrafi przykuć uwagę ciekawą konstrukcją ("Famous" z udziałem Rihanny) czy stworzyć klimat ("No More Parties in LA" z Kendrickiem Lamarem), a nawet nagrać dobrą, pulsującą piosenkę ("Fade" - tylko po co ten auto-tune). W przypadku "The Life Of Pablo" są to jednak wyłącznie przebłyski.

Siódmy longplay Amerykanina ma momenty, ale tylko tyle. Skrócić, przemontować, przefiltrować i przestać uważać się za geniusza. Po takich zabiegach płyta Kanye Westa miałaby szanse mierzyć z największymi, a tak znajduje się w przepastnych odmętach przeciętności. Rzecz po prostu do zapomnienia.