Po raz pierwszy w życiu rozumiem Rihannę. Rozumiem, czemu nie mogła przez kilka miesięcy wydać albumu "Anti". Rozumiem, czemu nie była do końca zadowolona z materiału. Ja też nie jestem.
Jeśli spodziewacie się kolejnych hitów, pulsujących seksownych piosenek, numerów do tańca i świetnej zabawy, nawet nie zabierajcie się za "Anti". Dziewczyna z Barbadosu tym razem stworzyła płytę, a nie zestaw potencjalnych pogromców list przebojów. I należy jej się za to uznanie, szacunek. Nie jest trudno odgadnąć i ogarnąć, o co artystce chodziło, niestety efekt jest raczej przeciętny. Co grosze, nie jestem pewna, czy to do końca wina Rihanny.Trochę na zasadzie, gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. Nowy krążek brzmi bowiem jakby każdy ze współpracowników, doradców wokalistki ciągnął w swoją stronę. W tym właśnie problem. Jak na rzecz ambitniejszą, bardziej introwertyczną, jest zbyt chaotycznie, bałaganiarsko, często nijak. Raz przypomina to The Weekenda, raz Willow Smith, FKA twigs jeszcze kiedy indziej Alicię Keys. Szkoda, bo jest w tym materiale spory potencjał. Są piosenki, w których Rihanna wypada niesamowicie naturalnie, szczerze. Co ciekawe, są to ballady. Cudownie wypada eteryczny, nokturnowy cover "Same Ol' Mistakes" Tame Impala, a walczykowe, klasyczno-popowe, okraszone hollywoodzkimi smykami "Love on the Brain" pokazuje, że 27-latka jest znakomitą wokalistką. Moim faworytem jest "Higher". Chyba w żaden dotąd numer w swej karierze Rihanna nie włożyła tylu emocji, takiego zaangażowania. Minimalistyczna, wspaniała rzecz.
Ktoś chyba nie chciał, by Rihanna znalazła się w tej samej szufladzie, co Leona Lewis czy Mariah Carey, nie chciał, by była postrzegana jako diwa. Stąd pierwsza połowa płyty to supernowoczesne kawałki, sporo syntetycznych dźwięków, duszny klimat, kanciaste formy. Mariaże z hip-hopem i współczesnym R&B. Niezłe, ale szału nie ma i za często przypomina odrzuty z soundtracku "Pięćdziesiąt twarzy Greya". W drugiej części natomiast czeka nas dojrzała artystka obdarzona nietuzinkowym głosem, która potrafi śpiewać piękne, eleganckie piosenki. To wcielenie Rihanny jest naprawdę ujmujące, pozytywnie zaskakujące, prawdziwe. Żałuję, że "Anti" w całości nie jest taką płytą.