Zmienił się skład, zmieniła się trochę muzyka Votum, nie zmienił się jej poziom. Wciąż jest znakomity. Godny prezentowania na świecie.
Mogę się domyślać, jakim problemem była dla Votum zmiana na stanowisku wokalisty, bo dobrzy śpiewacy u nas na drzewach nie rosną. A Maciej Kosiński nagrał z zespołem trzy dobre lub bardzo dobre płyty i odcisnął na muzyce wyraźne piętno. Warszawska grupa miała szczęście, znajdując następcę w osobie Bartosza Sobieraja. Wokalistę o wyższej barwie, delikatniejszym sposobie śpiewania, bardziej uczuciowym, ale sprawdzającym się równie dobrze wtedy, gdy pod sobą ma tłusty riff i ładującą sekcję rytmiczną. Tak przynajmniej przedstawia się to na ":KTONIK:". Prawdziwa weryfikacja przyjdzie na trasie koncertowej.Na poprzednich trzech albumach Votum ciekawie żonglował mocą i stylistyką, a pod względem aury jego muzyka była trochę rozmarzona, trochę futurystyczna, taka niosąca nadzieję. Jaśniejsza niż ciemniejsza w wymowie. ":KTONIK:", paradoksalnie, bo tytuł z greckiego oznacza "wyjście z mroku", charakteryzuje się wyraźniejszym pójściem ku ciemności, melancholii. Do takich klimatów śpiewanie Sobieraja nadaje się idealnie. Bywa silnie przejmujące, jak choćby w "Last Word". A zmiana muzyczna, którą anonsowałemc Polega przede wszystkim na postawieniu na mocne uderzenie. Są fragmenty, w których jęcząca gitara Adama Kaczmarka zdradza inspiracje Meshuggah czy Panterą (takie skojarzenie nasunęło mi się choćby w świetnej "Satellite", ale nie tylko w tej piosence). Częściej jest to raczej nawiązywanie do tych mocniejszych utworów Dream Theater. Piosenki zatopione w szarości i ciemności przywołują na myśl Katatonię, trochę Anathemę. Mniejsza jednak o to, kogo słuchali muzycy i co z tego znalazło odbicie na ":KTONIK:". Ważniejsze jest to, że Votum stworzyło materiał spójny, dopracowany, z pozoru wydawać by się mogło, że jednowymiarowy, dopóki nie założy się słuchawek i nie wychwyci licznych smaczków na drugim planie, często klawiszowych, ale bywa, że i gitara z tyłu coś pięknie podegra. Warszawianie stworzyli piosenki, które układają się w naprawdę ciekawą, wciągającą opowieść z pogranicza progmetalu i atmosferycznego rocka, zahaczającą czasem o postrock. Nie można pominąć, że Votum nagrywało w Hertzu, czyli jednym z najlepszych miejsc w Polsce do rejestrowania mocnej muzyki, miksy powierzyli Davidowi Castillo (m.in. Katatonia, Opeth), a mastering Tony'emu Lindgrenowi (m.in. Paradise Lost), czyli specom z wysokiej półki. Zadbali o każdy szczegół, postawili na możliwie najwyższą jakość i, mam wielką nadzieję, będą teraz zbierać owoce w postaci znakomitych recenzji. Głównie poza Polską, bo takie granie, niestety, bardziej ceni się tam niż tu.
Ciężko byłoby wyróżnić któreś piosenki, bo ":KTONIK:" to równa całość. Może dyplomatycznie napiszę, że jako pierwsze wciągnęły mnie rozpoczynający się flażoletami "Spiral", a potem do spółki "Horizontal" i "Vertical". A potem złapała mnie cała płyta.
Votum ma na mnie patent. Śledzę ich od debiutu i coraz bardziej podziwiam. Czekam aż przebiją się na Zachodzie na poziomie Riverside. Jeśli nic złego się nie wydarzy, nastąpi to w bardzo przewidywalnej przyszłości. Szczerze tego życzę. Dla mnie płyta bez słabych punktów.