Fleur East jest energiczna, kolorowa, śpiewać też potrafi. Czegoś jej jednak brakuje.
Brytyjka wywodzi się z programu "The X Factor" i bardzo to słychać na jej debiutanckiej płycie. "Love, Sax and Flashbacks" to swoista "Jaka to melodia", zestaw coverów bez coverów. 28-latka co piosenkę przypomina bowiem innego wykonawcę. Tytułowy "Sax" to hołd dla "Uptown Funk" Marka Ronsona, dalej mamy skojarzenia z Whitney Houston z czasów "I Wanna Dance With Somebody", Madonnę w klimacie "Express Yourself" czy The Fugees.Niby utwory są fajne, chwytliwe, zgrabne, soczyste. Dobrze wyprodukowane, ze sporą ilością instrumentów dętych i ukłonów w stronę klasycznego R&B. To eklektyczny zestaw łączący pop, R&B, funk, hip-hop oraz disco. Wokalistka raz jest żywiołowa, energiczna, kiedy indziej spokojniejsza i rozbujana. Dla każdego coś dobrego. Problem w tym, że nie wiemy, kim jest Fleur East. Brakuje jej osobowości, charakteru, własnego stylu. Bardziej niż artystkę przypomina produkt programu/wytwórni.
Nie powiem, dobrze się tych piosenek słucha. Niemal wszystkie nadają się do radia, ale raczej nie zapadną w pamięć. W popie trzeba jednak się wyróżniać, trzeba być rozpoznawalnym, a Fleur East poza tym, że ma energię i nieźle wpasowuje się w różne muzyczne sytuacje, nie oferuje niczego szczególnego. Pojedyncze single mogą się przebić, ale należy przypuszczać, że czeka ją los gwiazdki sezonu.