Damian Ukeje to zwycięzca pierwszej edycji The Voice of Poland. W rozmowie ze mną opowiedział między innymi o przygotowaniach do widowiska muzycznego Symphonica oraz nadchodzącej płycie.
Bardzo dziękuję za znalezienie odrobiny czasu na rozmowę, tym bardziej, że jest pan w trakcie przygotowań do muzycznego widowiska jakim jest Symphonica. Jak idą przygotowania?
Przyznam szczerze, że w takich chwilach uwielbiam swoją pracę, bo mogę robić to co kocham. Przygotowania są czasochłonne i jest to analiza względem tego co już się śpiewało, tego co trzeba zmieniać. Zawsze zmierzam do tego, aby każdy kolejny występ różnił się od wcześniejszego, więc obeznanie się z tymi utworami i znalezienie w nich jeszcze kolejnego dna i kolejnego przesłania jest istotne. Z drugiej strony jednocześnie robię dwie rzeczy równolegle, ponieważ siedzę w studio nagraniowym i kończę swój nowy album.
Może pan już zdradzić jakie utwory wykona pan na koncercie?
Coś tam mogę zdradzić. Na pewno zaśpiewam utwór zespołu, od którego zacząłem tak naprawdę słuchać muzyki cięższej. Jest to utwór The Unforgiven zespołu Meatllica, czyli absolutny klasyk z jednej z najbardziej docenionych płyt tej grupy. Bardzo się cieszę, że mam możliwość zaśpiewania utworu mojego idola z lat młodzieńczych.
Głównym celem przedsięwzięcia jest zachęcenie do słuchania muzyki symfonicznej tych, którzy na co dzień do filharmonii nie chodzą. A czy pan na co dzień obcuje z taką muzyką, pojawia się pan czasami w filharmonii?
Tak, zdarza mi się dosyć często być na koncertach w filharmonii. Staram się znajdować najciekawsze rzeczy pod tym kątem. Nie chodzę na typowe występy orkiestr, lecz na różne ciekawe projekty. Nie zawsze jest to sama orkiestra symfoniczna, ale czasami taki fajny rodzaj muzyki co jest w muzyce ciekawe. Nie ukrywam, że na pewno tego rodzaju przedsięwzięcie musi zachęcić ludzi do ruszenia swoich czterech liter i zaczerpnięcia troszeczkę sztuki nie idącej w mainstream, bo nagle odbiorca ma podane na prawdę piękne utwory muzyczne, które nie przypadkowo są ponadczasowymi hitami. W dodatku są okraszone rewelacyjną oprawą orkiestry symfonicznej, co zmienia postać rzeczy. To samo miało też miejsce w przypadku zespołu Metallica, który wydał album symfoniczny. Dla mnie był on na prawdę świetnym krokiem do przodu i bardzo dobrym posunięciem muzycznym. Cieszę się, że teraz sam mogę pobawić się w tym klimacie, który strasznie mnie kręci.
Myślę, że tego typu widowisko na pewno przyciągnie masę publiczności, ponieważ gatunek muzyki rockowej jest bardzo popularny.
Orkiestra i połączenie tych dwóch nurtów z muzyką cięższą też jest wdzięcznym tematem. To jest bardzo ciekawe połączenie i ono zawsze gdzieś tam w historii muzyki przewija się wśród największych kapel. Myślę, że nie bez powodu, ponieważ jest to na prawdę piękny eksperyment i piękne połączenie dwóch światów. Świat rockowy jest brudny, niegrzeczny i pełny energii, a nagle mamy muzykę symfoniczną, która słynie z organizacji, stonowania, z tego, że trzeba podporządkować się pod dyrygenta.
I na pewno coś ciekawego z tego powstanie.
Tak, to na pewno. Miałem już możliwość odbycia kilku koncertów z projektem Symphonica i nie ukrywam, że za każdym razem wszyscy na scenie mieliśmy owacje na stojąco, co jest największą gratyfikacją dla człowieka występującego na deskach scen. Ja wiem co czułem podczas śpiewania utworów mając za sobą akompaniament orkiestry oraz zespołu rockowego. Czułem dodatkową energię, dodatkową moc i na pewno czuli to też ludzie po drugiej stronie sceny.
Na scenie nie wystąpi pan sam, gdyż w przedstawieniu Symphonica wezmą udział laureaci i zwycięzcy programu The Voice of Poland. Czy utrzymuje pan kontakt z niektórymi uczestnikami?
Tak, oczywiście. Ja brałem udział w pierwszej edycji i teraz mam bardzo przyjacielskie relacje chociażby z Piotrem Niesłuchowskim z zespołu Hanza, który obecnie wydał właśnie płytę. Fajnie jest obserwować rozwój kolegi z programu i cieszę się, że te relacje przetrwały do teraz i są na dużo wyższym poziomie. Jeździmy do siebie, on do mnie do Szczecina, ja do niego do Warszawy i spędzamy na prawdę miło czas. Co więcej, utrzymuję kontakt z ludźmi z innych edycji tego programu jak chociażby z Mateuszem Ziółko, czy Ernestem Staniaszkiem. Na prawdę parę fajnych twarzy człowiek spotkał w życiu i gdyby nie The Voice of Poland to możliwe żebyśmy się nie poznali, albo byśmy się poznali tylko trochę później.
Na pewno, bo jednak są to ludzie idący w tym samym kierunku muzycznym.
Tak, spotykamy się w różnych częściach kraju, co jest niesamowite, bo zazwyczaj gdy pracuje się normalnie od poniedziałku do piątku i człowiek ma weekend wolny, to relacje są bardziej sąsiedzkie i zazwyczaj człowiek spotyka się w tym samym mieście. Tutaj natomiast jest zupełnie inaczej. Pracujemy w inny sposób i to jest fajne, że jadę do Krakowa i nagle okazuje się, że w Krakowie spotykam Mateusza Ziółko. Nie wiedziałem, że brał udział w jakimś tam projekcie. Jadę gdzieś indziej i spotykam kolejnego znajomego.
Czy śledzi pan odcinki bieżącej edycji The Voice of Poland?
Wtedy kiedy mam możliwość to tak, jednak wszystkich odcinków nie widziałem. Byłem raz przypadkiem przywitać się z przyjaciółmi z programu i miałem okazję przysłuchać się przesłuchaniom w ciemno. Byłem pod wrażeniem tego co tam się dzieje. Fajnie, że program trzyma poziom i widzę, że osoby z poprzednich edycji dalej funkcjonują na rynku muzycznym. To tylko pokazuje jak wielu mamy zdolnych ludzi, jak bardzo ci ludzie chcą mieć wpływ na naszą muzykę i jak bardzo mają poukładane w głowie. Obserwuję rozwój kolegów z programu i jestem pod wrażeniem.
Na pewno jest to miło i pozytywne zaskoczenie, że ludziom udaje się i że warto podążać za własnymi marzeniami.
Tak, dokładnie. Jakże banalne, proste i prawdziwe.
Teraz pytanie dotyczące pana pracy nad nowym krążkiem. Premiera debiutanckiego albumu miała premierę w 2013 roku, więc trochę czasu od tego momentu upłynęło. Kiedy możemy się spodziewać efektów pana pracy nad obecnym materiałem?
Chcieliśmy zrobić premierę singla w listopadzie, ale ustaliliśmy, że styczeń będzie ciekawszym terminem. To pozwoli mi też dopracować końcówkę płyty. Myślę, że (śmiech) wiele osób, mówię również o swoich fanach, którzy przez ostatnie lata gdzieś tam się nagromadzili, zdziwią się, ale myślę że na plus. Specjalnie był ten przestój muzyczny, ponieważ cały czas eksploruję i czuję, że to co robiłem wcześniej przez ostatnie lata w sensie pomysłu muzycznego, prowadził on do czegoś innego niż do tego, co chciałem zrobić.
Starałem się przede wszystkim jak najmniej koncertować, aby móc skoncentrować się tylko i wyłącznie na powstaniu czegoś dziwnego, czegoś co czułem, że gra mi w sercu ale nie do końca wiedziałem czy jestem w stanie przekazać to ludziom w odpowiedni sposób. Na szczęście spotkałem (można tak powiedzieć) mojego przyjaciela Kubę Mańkowskiego, który jest producentem i z którym we dwóch zrobiliśmy całą płytę. Nie ukrywam, że na obecną chwilę jest to najważniejsza i zarazem najpiękniejsza rzecz w moim życiu.
Zakładam, że płyta utrzymana będzie w stylu rockowym, czy jednak przewiduje pan zmiany?
Zmiany przewiduję zawsze. U artystów, których słucham na co dzień każdy krążek wygląda inaczej i to są ciągłe eksploracje. To jest fajne w muzyce, że niektórzy ją szufladkują, a niektórzy nie. Ja jestem z tych osób, które tego kompletnie nie robią. Nie staram się mówić: o rockowe to musi być takie; dlatego też tak bardzo jest mi ciężko powiedzieć, co zaprezentuję na płycie. Nie mogę powiedzieć, że jest to muzyka rockowa, alternatywna lub popowa. Nie wiem co to jest. To jest coś intymnego, dla mnie ważnego i w odczuciu słuchacza na pewno dobrego, więc to jest taka historia. Na pewno moi fani dostrzegą zmianę, ale wierzę, że ci prawdziwi fani, którzy słuchali pierwszej płyty zrozumieją ten rozwój i to, co się wydarzy teraz muzycznie. Jest to odsłonięcie samego siebie i to jest najpiękniejsze i najfajniejsze. Aż mnie ciary przechodzą jak o tym gadam.
Jeżeli muzyka płynie prosto z serca, to na pewno znajdzie swoich odbiorców. Najważniejsze jest robić to, co się kocha w życiu.
Tak. Inaczej gdyby się tego nie robiło to jaki jest sens.
Czy jest już zaplanowana wstępna data albumu?
Singiel na pewno pojawi się w trzecim tygodniu stycznia przyszłego roku. Konkretnego dnia jeszcze nie mogę powiedzieć, gdyż nie jest to jeszcze ustalone, ale na bank sam singiel wyjdzie wówczas, a album pod koniec lutego.
A więc próby, koncerty, nagrywanie nowej płyty. Jak pan znajduje czas na te wszystkie rzeczy?
Na pewnym etapie musiałem postanowić zaprzestać koncertowania i w dużej mierze zawiesiłem działalność swojego zespołu. To wszystko na pewno dla dobra płyty, bo wcześniej graliśmy około 70 koncertów w roku, więc człowieka nie ma w domu, cały czas jest w trasie i wszystkim się wydaje, że to jest fajna zabawa i w ogóle. Jasne, nie będę się wypierać, nie mówię że nie, ale przede wszystkim jest to bardzo spory wysiłek. Każdy koncert jest dla mnie zawsze wysiłkiem fizycznym. Po koncercie mogę spać potulnie jak baranek, także każdy swoje brzemię dźwiga i myślę, że jest to wprost proporcjonalne do pomysłu na życie.
Musiałem zaprzestać koncertowania, żeby skupić się bardziej na płycie. Czułem, że to jest ten moment i świadomie odwołaliśmy strasznie dużo rzeczy na poczet czegoś ważnego. Cieszy mnie fakt, że mam fanów, którzy na to czekają i to jest świetne.
Na pewno po premierze nowego albumu planowana będzie trasa.
Tak, już wiem jak to działa po pierwszym albumie. Wiem, że sama promocja płyty jest rzeczą czasochłonną i energochłonną, więc trzeba się temu poddać i wyciągnąć sobie miesiąc z życia na dzień dobry. Później są trasy koncertowe, tak jak mieliśmy to wcześniej w zwyczaju, czyli wyjeżdżamy zapewne koło środy z domu i wracamy w niedzielę wieczorem. Zazwyczaj tak to wygląda. Pokonujemy wiele kilometrów, a drogi mamy jakie mamy. Przy większych przedsięwzięciach jest bus, zabieramy sprzęt i jest też przyczepa. W busie znajduje się parę osób, więc to wszystko musi być dla nas bezpieczne, ponieważ siłą rzeczy muzycy w ciągu roku robią strasznie dużo kilometrów.
Jednak przy okazji mogą zwiedzić Polskę i też inne kraje za granicą.
Bardziej mogą zwiedzić stacje benzynowe i miejsca, w których grają i ewentualnie miejsca, w których śpią. Tak naprawdę, kiedy przyjeżdżamy do jakiegoś miasta, sama podróż to jest parę godzin, a później należy zrobić tak zwaną próbę dźwiękową, czyli sound check. Po sprawdzeniu człowiek jedzie do hotelu, żeby wziąć prysznic i przebrać się. Przy dobrych wiatrach możemy coś zjeść i zaraz potem szybko trzeba wracać z powrotem z hotelu do klubu, w którym się gra, żeby dać koncert. Koncert trwa 1,5 h, a później są jeszcze spotkania z ludźmi. Zawsze rozmawiamy z naszymi fanami i spędzamy z nimi pewien czas, ponieważ przyszli dla nas. Po kilku godzinach bycia na chodzie momentami brakuje sił, więc nie ma czasu na zwiedzanie, bo następnego dnia trzeba rano wyjeżdżać do kolejnego miasta. Tak od miasta do miasta znam wszystkie stacje benzynowe w kraju i nie widziałem prawie żadnych zabytków. (śmiech)
Ale zostaje jeszcze okno w samochodzie, więc zawsze można coś tam podziwiać.
Tak, Jezus ze Świebodzinia machał niejednokrotnie przez okno, aż nawet raz się skusiliśmy i zajechaliśmy.
Ja życzę wszystkiego dobrego przy tworzeniu nowej płyty. Dziękuję za rozmowę.