15 i 16 maja odbyły się w Krakowie Czyżynalia, czyli największy studencki festiwal w Polsce. Wystąpiły polskie gwiazdy rocka i alternatywy oraz szkocka grupa Mogwai.
Festiwal otworzył zwycięzca konkursu młodych kapel, krakowski zespół Ostatni W Raju. Po nim na scenie pojawiła się Luxtorpeda, która mimo wczesnej pory swoimi ciężkimi brzmieniami zdołała skutecznie rozruszać publikę. Razem z Litzą i Hansem śpiewała spora grupa wiernych fanów. Po tak emocjonującym koncercie zagrali młodzi muzycy z Curly Heads, którzy również nie zawiedli i wzbudzili niemałe zainteresowanie, a perkusista doczekał się nawet „sto lat” od publiczności. Poza kawałkami z ich debiutanckiej płyty można było usłyszeć utwór do słów Zbigniewa Herberta „Co mogę jeszcze”, znany ze wspólnych wykonań z Kasią Nosowką, oraz zaskakujący miks „Elektrycznego” z Męskiego Grania i coveru Black Keys.Ten wieczór należał jednak do Pidżamy Porno, która zgromadziła pod sceną zdecydowanie największe w czasie całych juwenaliów tłumy, doprowadzane do euforii niemal każdą piosenką. Choć Grabaż zażartował, że tego dnia nie tylko w centrach miast jest Noc Muzeów, w swoim charakterystycznym kapeluszu niczym magik zaczarował widownię, która falowała w rytmicznych podskokach.
To szaleństwo utrzymało się jeszcze przez pierwszą cześć najdłuższego, bo ponad dwuipółgodzinnego, koncertu Kultu, który przekrojowo zaprezentował swój dorobek. Było więc kilka utworów z najnowszych płyt, kawałki starsze i teraz nieco odkurzone przez nowsze aranżacje oraz największe hity, takie jak „Wódka”, „Krew Boga”, „Do Ani” czy „Baranek”, pobudzające większość osób do śpiewu i emocjonalnych reakcji. Po początkowych wariacjach publiczności Kazik i ekipa znacznie zwolnili tempo, wprowadzając bardziej kontemplacyjny, jazzowy nastrój, w związku z czym zagrana na pożegnanie „Polska” już tak nie zaskoczyła, stanowiąc jednak niezłe zakończeniem całego wieczoru. W ciągu tych kilku godzin mieliśmy okazję usłyszeć dwa razy cover „Passengera” Iggy’ego Popa – najpierw po polsku w wersji Pidżamy, a później Kultu. Pozostaje jedynie żałować, że te dwa legendarne zespoły tym razem nie umówiły się na gościnne wystąpienia, jak im się niegdyś zdarzało.
Sobota zaczęła się od radosnych dźwięków Grubsona, po którym z ciekawym składem muzyków pokazała się punkowo-rock’n’rollowa Kasia Nosowska. Swoje niekiedy smutne i niełatwe piosenki przeplatała wesołymi i autoironicznymi komentarzami, a na cover wybrała „Let’s dance” Davida Bowiego. Po spokojnej i statycznej wokalistce Hey na scenę wkroczyła niezwykle energetyczna Maria Peszek, która swoje muzyczne show urozmaicała elementami performansu, rozrzucając wokół siebie konfetti czy śpiewając z latarką na głowie, podobnie jak reszta jej grupy. Artur Rojek dał następnie mocny koncert złożony z jego najnowszych, solowych dokonań. Nie był on najłatwiejszy w odbiorze i sam muzyk powiedział, że to dla niego trudna płyta, a publiczność festiwalowa jest wymagająca, jednak większość osób dawała się ponieść temu nastrojowi, znała teksty i radośnie przyjmowała kolejne utwory. Intrygującym punktem tego wystąpienia był też cover „Ring of Fire" Johnny’ego Casha. Jako ostatni na Czyżynaliach zagrał post-rockowy Mogwai. Nastrojowe granie szkockich muzyków, choć interesujące, nie sprzyjało specjalnie tanecznym podrygom, więc nie wszyscy wytrwali, lecz gdyby nie spadająca temperatura powietrza, być może na koncercie zostałoby więcej osób. Ci, którzy nie zrazili się pogodą ani późną porą, wsłuchani w dźwięki brytyjskiej alternatywy, raczej nie powinni rozczarowani.