Choć wartość materiału znajdującego się na bonusowych płytach bywa dyskusyjna, to niewątpliwie jest to wydawnictwo nader interesujące.
Z pewnością ostatnimi czasy nie możemy narzekać na brak aktywności Jimmy’ego Page’a w zakresie prac masteringowych i producenckich. Wykonuje on bowiem imponujący wysiłek wokół promocji, a także udoskonalenia zapisu i wkraczania w erę cyfrową ze swoim dorobkiem. Tym razem angielski gitarzysta zdecydował się przygotować zestaw czteropłytowy, który został zaprezentowany w ubiegłym miesiącu. Nosi tytuł „Sound Tracks”. Zawiera ciekawe i nieznane szerszemu gronu ścieżki dźwiękowe, które skomponował i nagrał do filmów „Lucifer Rising” i „Death Wish II”. Materiał ten został zarejestrowany w domowym studio Jimmy’ego w Plumpton oraz studiach Sol w Cookham w drugiej połowie lat siedemdziesiątych i zaraz na początku lat osiemdziesiątych.
Czteropłytowiec oferuje nam również zupełnie nową broszurę w skład której wchodzi opisowy przegląd wszystkich ścieżek samego Jimmy’ego Page’a i swego rodzaju przewodnik po materiałach archiwalnych. Książeczkę-katalog wzbogacono również o zbiór oryginalnych graficznych dzieł rozsianych na przestrzeni 36 stron.
Szczęśliwi nabywcy tego elitarnego wydawnictwa (nakład jest bardzo ograniczony, zaś albumy kupimy wyłącznie na stronie internetowej artysty, gdzie jednak można też odsłuchać ich zawartość) będą mogli usłyszeć dodane do obydwu albumów ścieżki do tej pory nie prezentowane. Takie, które przez wiele lat spoczywały bezpiecznie gdzieś na dnie domowego archiwum muzyka. To wydaje się realizować politykę niemalże równoległej zremasterowanej edycji albumów studyjnych Led Zeppelin - oczywiście zakrojonej na o wiele większą skalę - którą póki co zakończyło „Phisical Grafitti”.
„Materiał archiwalny i załączone tutaj prace mają służyć jako ilustracja procesu powstawania tych dwóch projektów”, powiedział dziennikarzom o „Sound Tracks” oszczędny w słowach Page. Warto dodać, że sygnowana edycja specjalna ukaże się jedynie w 109 kopiach, co zapewne ma związek z symboliką synkretycznego systemu religijno-filozoficznego Thelemy, którego Brytyjczyk jest znanym zwolennikiem.
„Lucifer Rising” pierwszy raz ujrzało światło dzienne w marcu 2012 roku za sprawą wydawnictwa „Lucifer Rising And Other Sound Tracks” limitowanego do 418. egzemplarzy, w tym pierwszych 93. z autografem gitarzysty.
Muzyka ta powstała z powodu ekscentrycznego reżysera Kenneth’a Anger’a, który zwrócił się do Jimmy’ego Page’a o pomoc przy współtworzeniu jego filmu. Anger także mieszkał w Anglii i podobnie jak Page był zagorzałym wielbicielem Aleistera Crowley’a, brytyjskiego okultysty. O zainteresowaniach gitarzysty Crowley’em Anger dowiedział się, kiedy agent Jimmy’ego przelicytował go na jednej z aukcji w Sotheby’s, nabywając jeden z bezcennych rękopisów maga. W tym czasie Kenneth Anger miał już pomysł na nowe dzieło, „Lucifer Rising”, rytualistyczny opis fascynacji okultyzmem i magią, ale potrzebował ścieżki dźwiękowej o odpowiednim charakterze. W pełnej napięć muzyce Led Zeppelin odnalazł to, czego szukał. Nie zawahał się więc skontaktować z Page’em, by nawiązać współpracę. Jimmy zastrzegł jednak, że praca w zespole pochłania większość jego czasu, także obaj zaakceptowali płynny termin ukończenia całości i muzyk przystąpił do niezbyt wytężonej, mało owocnej, jak się miało okazać, pracy. Po wielu miesiącach zwodzenia reżysera Jimmy Page zaprezentował mu, rozczarowujące zdaniem filmowca, sekwencje szmerów i pogłosów. Anger wpadł w szał i natychmiast zerwał kontakty z gwiazdą rocka, a odsiadujący wyrok za morderstwo młody muzyk, Bobby Beausoleil - skomponował dla niego przepiękną spacerockową suitę, zaś 23 minuty dziwnej i niepokojącej muzyki Page’a popadły na długi czas w zupełne zapomnienie.
Dodatkowa płyta, „Lucifer Rising - The Second Coming” zawiera sześć niezrealizowanych dotąd utworów, które okazują się być portretami poszczególnych żywiołów: „Sonic Textures – Earth” „… Water”, „… Air” itd. Wypływa tu na wierzch całe bogactwo efektów, jakie wydobyć można z syntezatorów Rolanda czy choćby ulubionej zabawki Page’a – thereminu. Znajduje się tu także wczesny miks (wówczas jeszcze 19-minutowego) właściwego „Main Title” z dźwiękami przywołującymi na myśl brzęki sitaru, miarowe uderzenia tabli czy melorecytacje buddyjskich mnichów. To utwór całkowicie hipnotyzujący, przyprawiający momentami o dreszcze.
Soundtrack do „Death Wish II” wydano po raz pierwszy nakładem wytwórni założonej przez Zeppelinów o proroczej zdaniem wielu nazwie „Swan Song”. Fani doczekali się zaledwie dwóch limitowanych wznowień w latach 90. (CD) i w 2011 roku (LP).
Dodatkowy krążek, „Death Wish II - Expansion” zawiera natomiast dziesięć „nowych” utworów, z których większość to wcześniejsze wersje ścieżek z płyty. Bodajże najbardziej urokliwym utworem tego zestawu jest „Prelude”, właściwie gitarowa transkrypcja Chopina, gdzie Telecaster Page’a brzmi wyniośle i łkająco. Warto zwrócić uwagę jeszcze na „A Minor Sketch”, pełen akustycznych subtelności oraz folkowo brzmiących motywów. Resztę przepełniają dźwięki syntezatorowych „smyczków” układających się w dramatyczne współbrzmienia.
Choć wartość materiału znajdującego się na bonusowych płytach bywa dyskusyjna, to niewątpliwie jest to wydawnictwo nader interesujące. Jego celowość tłumaczy chęć muzyka do zaprezentowania procesu powstawania muzyki. Ukazanie „lustrzanego odbicia” ścieżek, a czasem zaledwie szkiców.
Jimmy Page co prawda od pewnego czasu zapowiada ponowne wejście do studia nagraniowego, ale jednocześnie wyraźnie pochłania go porządkowanie swej bogatej spuścizny. Nie wydaje się mieć poczucia, że cokolwiek musi jeszcze zrobić, zarejestrować. Przyznał to zresztą „Badische Zeitung” przed premierą pierwszych trzech „nowych odsłon”albumów Led Zeppelin w zeszłym roku. Nie ulega więc wątpliwości, że pomimo kilku projektów solowych w późnych latach 80. i 90., a także kooperacji między innymi z Robertem Plantem i Davidem Coverdalem, ścieżki dźwiękowe to element składowy łabędziego śpiewu gitarzysty.
Jimmy Page
"Sound Tracks"
2015