Koń, jaki jest, każdy słyszy. A przynajmniej powinien usłyszeć. „Paso fino” to w końcu czystej krwi krzyżówka.
Kiedy słucha się Paso fino można odnieść całkiem słuszne wrażenie, że Komety grają swoje. To ten sam zespół. Może niekoniecznie wyrazisty, ale jedyny w swoim rodzaju. Jedziemy ciągle na tym samym koniu. Chociaż dopiero teraz zdajemy sobie sprawę, jakiej rasy. Tu nie o gatunek chodzi, ale o rasę właśnie.
Komety zabierają nas na przejażdżkę paso fino. Koniem znajdującym się gdzieś pomiędzy. Fachowcy dostrzegają w nim indywidualność, choć jednocześnie doceniają komfort jazdy oraz chęć do współpracy. Jakby właśnie pisali recenzję nowego albumu Komet.
Muzyka na nim to czasami rozpędzony galop (między innymi: Nie mogę przestać o tobie myśleć, Ona i niestety on), ale z drugiej delikatność i swoisty urok dźwięków (przede wszystkim instrumentalny Wrzesień) . Paso fino to w końcu czystej krwi krzyżówka. Przyjemna w odbiorze krzyżówka. Taka krzyżówka nie tyle stylów, co nastrojów. Krzyżówka, która nie tylko stanowi połączenie, ale tworzy nową wartość.
Podobnie sprawa ma się z instrumentami. Gitara, bas, perkusja to zaledwie początek. Jak na płytę zespołu – mówiąc w znaczeniu ogólnym – rockowego, pojawia się tutaj naprawdę imponujące instrumentarium. Bez niego Paso fino zdawałoby się naprawdę dziurawe. Parłoby uparcie niczym koń pociągowy ciągnący pług. Instrumenty na Paso fino potrafią także zwodzić, jak otwierająca Bal nadziei trąbka. A solo w Prywatnym piekle... to zaledwie jedna z małych muzycznych przyjemności, jakie czekają podczas przejażdżki z Kometami.
Podobnie jak w muzyce, tak i w tekstach Komety wytrwale podążają sowim szlakiem. Lesław opowiada historyjki w sposób wyjątkowy. W prawie każdej piosence streszcza umiejętnie opowieść, pod którą skrywa się nieokreślona prawda. To przeważnie prawda emocji. Lesław przyzwyczaił przez lata słuchaczy do tego. Co nie zmienia faktu, że nadal jego teksty potrafią uwieść.
Nie spotkacie tutaj piosenek zaangażowanych, łzawego sentymentalizmu. Jest lekko, ale nie luzacko. Prosto, ale nie – prostacko. Refleksyjnie, ale bez atakowania nazbyt nachalnymi zdaniami głoszącymi niczym z ambony prawdy ostateczne.
Póki co na moim egzemplarzu Paso fino zdzieram ścieżkę z kawałkiem Nie mogę przestać o tobie myśleć. Zresztą sam tytuł zdaje się świetnie określać mój stosunek do tej piosenki. Jakby ten czterominutowy utwór stał się moim osobistym paso fino – niezwykle wygodną muzyczną jazdą, przepełnioną jednak wigorem. Wracam do tej melodii, do tej opowieści o dziewczynie, która tkwi w głowie podmiotu lirycznego już piętnasty rok. Wracam do tej harmonijki, wracam…
I później przeskakuje do kolejnych utworów, bo jest do czego przeskoczyć.
Do hymnu nietracących, pomimo przeciwności losu, nadziei na prawdziwe uczucie (Bal nadziei); do piosenki o życiu kobiety przepełnionym drobnymi potknięciami, które w końcu przeradzają się w Prywatne piekło, do tajemnic, jakie skrywają różne miejsca: Ulica Kasprowicza oraz Hotel Artemis…
Paso fino to koń zadbany i potrafiący zaskoczyć. Przejażdżka obfituje w urozmaicenia, choć jedziemy na nim nie po raz pierwszy. To album, który warto usłyszeć.
© Michał Domagalski
Album: Paso fino
Wykonawca: Komety
Premiera: 14 marca 2014
Wydawca: Thin Man Records