W kalesonach gra się mniej komfortowo. Rozmowa z zespołem Kasa Chorych

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Kategoria muzyka · 7 maja 2014

O nowej płycie, koncertach, miejscu bluesa… opowiadają Michał Kielak i Jarek Tioskow z Kasy Chorych.

Michał Domagalski: Zacznijmy nietypowo. Od pogody (śmiech). Tegoroczna sprzyja bluesowi? Koncerty się w takiej aurze udają? Blues ma się dobrze?

 

Michał Kielak: Mieszkamy w takim kraju, że pogoda często potrafi zrobić niespodziankę. Wróciliśmy właśnie z trasy po długim majowym weekendzie. Zaczęliśmy trasę gdy był upał, a skończyliśmy na przymrozkach. Ale publiczność dopisywała, nawet wtedy gdy aura była niesprzyjająca. Blues na koncertach ma się dobrze, bez względu na pogodę. Chociaż w kalesonach gra się mniej komfortowo (śmiech).

 

Na facebooku informowaliście, że wystąpicie na XVI Festiwalu im. Ryśka Riedla w Chorzowie. W tym roku mija 20 rocznica śmierci Ryśka Riedla. Macie zagrać „niezwykły” koncert. Cóż będzie w tym występie niezwykłego? Oprócz – co oczywiste – samej okazji.

 

MK: Tak, w tym roku po raz kolejny uda nam się zagrać na festiwalu Ryśka w Chorzowie. Na koncercie wystąpimy ze skrzypkiem, Jasiem Gałachem. Całkiem możliwe, że jeszcze kogoś zaprosimy do grania. Na miejscu będzie kilku naszych muzycznych przyjaciół, jeżeli tylko będą mieli ochotę z nami zagrać to razem wystąpimy. Jednak czy koncert będzie „niezwykły”, okaże się dopiero po nim. Nie mamy na tą okoliczność przygotowanej specjalnej setlisty. Zagramy utwory z nowej płyty, ale też kilka „staroci”. Na pewno też w jakiś sposób upamiętnimy 20 rocznicę śmierci Ryśka.

 

Kasa Chorych przewija się przez scenę już bez mała czterdzieści lat. Jak przez ten czas zmieniło się podejście do grania? Czy podobnie jak bohater Waszej piosenki Musisz Wiedzieć nie zmienia się?

 

Jarek Tioskow: Sprzęt jest lepszy. Ale podejście myślę, że jest podobne. Czterdzieści lat temu byliśmy młodymi wariatami, których nosiło, żeby ciągle grać. Teraz jesteśmy nieco starsi, ale ciągle gotowi do grania (śmiech). „Taki gość jak ja, nie zmienia się...”

 

Jak zmienia się odbiór tego, co robi Kasa Chorych? Gdzie dzisiaj jest miejsce bluesa?

 

JT: Odbiór raczej się nie zmienia. Po prostu, z czasem dorosło nam trzecie pokolenie słuchaczy (śmiech). Zdarza się, że na koncerty przychodzą starzy fani Kasy wraz z wnukami. To miłe.

 

MK:  Miejsce bluesa dziś jest głównie w klubach. Ale i festiwali bluesowych w naszym kraju jest od groma. Tam można spotkać się naprawdę z bardzo dużą rzeszą słuchaczy. Odbiór muzyki czasami jest niesamowity. Bardzo lubię grać, gdy nawiąże się kontakt z publicznością. Wtedy zdarza się, że dzieją się cuda (śmiech).

 

M: Orla to kolejna płyta w dorobku Kasy Chorych. Czego możemy się po niej spodziewać?

 

MK: Płyta jest bardzo świeża i energetyczna. W warstwie tekstowej jest to opowieść o życiu, widziana oczami dojrzałego mężczyzny. W końcu autorem tekstów i kompozytorem większości utworów jest Jarek. Nad produkcją czuwałem ja i Krzysiek Murawski, który realizował całość nagrań. Na pewno kilka utworów jest bardzo „kasowych”, ale są też takie, które nawet najbardziej zagorzałego fana zaskoczą (śmiech).

 

JT:  Sporo lat przeżyłem i mam swoje przemyślenia. Część z tych przemyśleń i obserwacji, można usłyszeć w kompozycjach, które są na płycie. Kilka utworów jest jeszcze w szufladzie. Kto wie, może kiedyś znajdą się na kolejnej płycie.

 

Tytuł płyty Orla (recenzja tutaj) pobrzmiewa oryginalnością. Zdaje się, że pochodzi od miejsca zarejestrowania materiału. Nie dla wszystkich to jednak będzie oczywiste. Skąd taki pomysł na tytuł? Nie lepiej byłoby na przykład w jakiś sposób tytułem zebrać to, co się na albumie dzieje?

 

JT: Pierwotnie tytuł „Orla” miał być przymiotnikiem. Ale niestety nie da się ukryć, że atmosfera miejsca, w którym nagrywaliśmy mocno się nam udzieliła. Zachwyciliśmy się tą małą, podlaską miejscowością tak, że postanowiliśmy nazwać tak nasza płytę.

 

Pozostańmy jeszcze na chwilę przy nowym albumie. Jak przebiegał proces twórczy? Najpierw teksty? Muzyka? Pomysły?

 

JT:  Najpierw jakiś muzyczny wątek, który pojawia się nagle i znikąd. Jeżeli uda mi się go szybko zarejestrować, to zostaje. Bo inaczej za jakiś moment już go nie ma. Potem tekst, zazwyczaj z obserwacji świata. Potem już aranżacja z kolegami, i tak oto mamy gotowy materiał na płytę. (śmiech).

 

Na razie najczęściej wracam do Bluesa Leżącego. Czy wy macie jakiś ulubiony numer z nowego albumu?

 

JT: Bardzo lubię „Zawszę znajdę czas”. Jest bardzo łagodny i wyraźnie inny niż reszta utworów na płycie.

 

MK: Mój ulubiony to „Dokąd mnie prowadzisz”, mocno rozbudowany kawałek, z pięknymi chórkami Ewy i skrzypkami Jasia. Ma moc! (śmiech).

 

Orla zawiera jedenaście kawałków, plus bonusowy Dwa Razy M. Które z nich wejdą do koncertowego repertuaru kapeli na stałe?

 

MK: Na koncertach gramy już „Przez jedną noc”, „O człowieku”, „Niespodzianka”, „Biały Blues”, „Blues leżącego”. Na razie tych utworów domaga się publiczność na koncertach.. Z czasem będzie ich więcej.  Do bonusowego „Dwa razy M” tez chyba wrócimy, bo dawno go już nie graliśmy na koncertach.

 

Dziękuję za wywiad i – mam nadzieję – do zobaczenia na koncertach.

 

JT: Dziękuję bardzo.

 

MK: Dziękuję, i do zobaczenia.