Na „Shine” Anette Olzon dobre oraz przeciętne utwory przeplatają się z tymi urzekającymi nastrojem.
Pomimo że Shine nie jest albumem nadzwyczajnym czy nad wyraz oryginalnym, to jednak zasługuje na dobrą ocenę. Nie ma na nim potknięć, a u doświadczonej Anette Olzon czasami czujemy niezwykle młodzieńczą werwę. Słuchacz oczywiście ma prawo porównywać – chociaż większej zasadności w tym nie dostrzegam – Shine do poprzednich dokonań wokalistki, szczególnie do płyt nagranych z Nightwish, i na tym tle ocenić solowy debiut. Ja jednak wolę na ów album spojrzeć bez tego zbędnego balastu.
Pozbawieni owego „historycznego” kontekstu łatwo ulegamy nastrojowości płyty. Zapowiadają go już pierwsze dźwięki otwierającego całość Like a Show Inside My Head. Później utwór traci trochę na wyrazistości, ale delikatny wokal Olzon – szczególnie w refrenie – i partie smyczków ciągną nas dalej w muzyczną przygodę. Like a Show Inside My Head właściwie mógłby stać się streszczeniem całej płyty, na której dobre oraz przeciętne utwory przeplatają się z tymi urzekającymi nastrojem.
Do pierwszej kategorii wypada zaliczyć Shine, który użyczył tytułu całemu albumowi. Nie dostajemy w nim nic ponad przemyślaną kompozycję. Nie można narzekać, ale nie ma co ulegać zachwytom. Podobnie prezentuje się na przykład Hear Me.
Zupełnie innym doświadczeniem okazuje się Floating. Co niezwykłe, udaje się w nim połączyć wszystkie elementy w spójną całość. Tekst, muzyka, śpiew… wszystko nas unosi w jednym kierunku. Choć na całej płycie instrumentarium jawi się naprawdę bogato, to we Floating udaje się je uspokoić, wysmakować, zabrać w świat spokoju. To według mnie najlepszy kawałek debiutanckiego albumu Anette Olzon.
Zaraz gdzieś za Floating znajduje się równie nastrojowe, przepełniony lirycznym śpiewem Moving Away oraz Invicible, a także rozpoczynający się spokojem klawiszy i podkreślającymi je następnie gitarowymi dźwiękami One Milion Faces czy pierwszy singiel
Właśnie takie zapamiętam Shine – spokojne, przemyślane, liryczne. Spodziewałem się mocniejszego, metalowego przytupu, ale Anette Olzon dużo lepiej w lżejszym, chciałoby się rzec wieczorowym, stroju. I choć moje oczekiwania się nie sprawdziły, to nie czuję się zawiedzony, bo gdy Shine stara się szarżować, traci zdecydowanie na jakości.
Shine to płyta dobra, chociaż na imprezach z cyklu Nie-Ma-Balu-Bez-Metalu puszczana będzie jako przerywnik po męczącym maratonie wymachiwania piórami.
© Michał Domagalski
Wykonawca: ANETTE OLZON
Wydawca: EDEL
Rok wydania: 2014
----------------------------------------------------------------------------
Poniżej prezentujemy utwór Falling.