Stefan Wesołowski, urodził się 1985 - kompozytor, skrzypek, recenzent muzyczny. Studiował w Akademii Muzycznej w Gdańsku oraz Académie Musicale de Villecroze we Francji.
Nie mam nic przeciwko muzyce elektronicznej. Jestem jej miłośnikiem, choć nie wszystkie jej odmiany przypadają mi do gustu. Jednak niektóre rzeczy dość mocno mnie denerwują. Szczególnie „podnosi mi ciśnienie” silenie się coraz większej liczby twórców (przeważnie młodych i wspieranych przez media głównego nurtu) na artyzm, kiedy większość pracy (o ile nie cała) jest wykonywana za nich przez technikę (i dotyczy to nie tylko muzyki elektronicznej). Technikę reprezentowaną przez predefiniowane w instrumentach beaty, rytmy, pętle, itp. nie wspominając o czyszczonych cyfrowo głosach wokalistów. Coraz częściej nie trzeba umieć grać (i znać się na tym), by coś stworzyć. Czy jednak taka „twórczość” jest godna uwagi? Nie sądzę. Jakość artystyczna będzie marna, a powtórzeń się nie uniknie. Szkoda tylko że przy tej okazji „giną w tłumie” artyści ambitni i godni uwagi.
W związku z powyższym ciśnie się na usta pytanie, czy w czasach wszechobecnej papki muzycznej (nie tylko elektronicznej) jest miejsce dla ambitnych przedsięwzięć? Zdecydowanie jest i jak pokazuje przykład Liebestod, nie musi to być muzyka elektroniczna. Bez elektronicznych gadżetów (lub ze śladowym ich wykorzystaniem) też można uzyskać intrygujące efekty. Efekty, które niejednemu słuchaczowi skojarzą się z... ambientem.
Na płycie znajdziemy tylko sześć nastrojowych kompozycji. Kompozycji poruszających się w mocno ambientowych, trochę mroczno-nostalgicznych, klimatach. Konstrukcja utworów i barwy jakie popłyną z głośników niejednemu słuchaczowi przywiodą na myśl niebanalne i wyszukane sample (technika samplingu jest obecnie tak mocno rozwinięta, że trudno odróżnić dźwięk naturalnego pochodzenia od sampli). Lektura okładki krążka rozwiewa jednak wszelkie wątpliwości. Utwory powstały przy użyciu klasycznych instrumentów dętych, smyczkowych i fortepianu z drobnym udziałem elektroniki (stanowi głównie tło). Mając tego świadomość, tym bardziej należy docenić kunszt artystów muzyków. Słychać, że Wesołowski inspiruje się klasyką. Na szczęście nie są to żadne wariacje na temat tylko indywidualne spojrzenie. Spojrzenie niezwykłe.
Tytuł Liebestod skojarzy się niektórym melomanom z twórczością Richarda Wagnera. Mi osobiście zawartość płyty przywołała z pamięci cykl audycji pt. Słuchajmy razem prowadzony przez Jerzego Joba w czwartki wieczorem w programie II Polskiego Radia w latach 80-tych XX wieku. W jednym z programów redaktor ów prezentował dokonania, które określił jako klimaty elektroniczne generowane przez instrumenty nieelektroniczne. To co proponuje słuchaczom Stefan Wesołowski (wraz z muzykami towarzyszącymi) jest idealnym przykładem takiej twórczości i to na bardzo wysokim poziomie.
Grzegorz Cezary Skwarliński ©
Stefan Wesołowski
Liebestod
IMPREC397
Important Records 2013