Nowa Chemia. Relacja z warszawskiego koncertu Chemii

Łukasz Sroczyński
Łukasz Sroczyński
Kategoria muzyka · 7 października 2013

W tym momencie było już fantastycznie, a koncert wciąż trwał. Wyjątkowo dźwięcznie wyszło znane z radia "Hero". Wokalista, Łukasz Drapała, udowodnił, że doskonale potrafi operować swoim głosem, uwalniając szereg emocji, które udzielają się innym.

Czwarty października był wyjątkowym dniem dla zespołu Chemia, tego dnia miała miejsce premiera nowego albumu The One Inside, który stanowi jednocześnie nowy początek muzycznej drogi zespołu. Jest mocno i intrygująco. Zdecydowanie jest to jeden z ciekawszych projektów polskiej muzyki rockowej ostatniego czasu. O czym każdy mógł się przekonać, przybywając na koncert w warszawskim klubie Hybrydy, który miał miejsce tego samego dnia i stanowił świetną okazję do konfrontacji nowego materiału z publicznością.

 

Od godziny dwudziestej zaczęli gromadzić się fani. Chemia wkroczyła na scenę tuż po godzinie 21.00, lecz do tego czasu spokojnie można było spotkać artystów wśród publiczności . Entuzjaści zespołu mogli zamienić szybkie kilka słów ze swoimi ulubieńcami. Było to miłą niespodzianką dla fanów, którzy mieli także sposobność wyposażyć się w podręczny zestaw: koszulkę oraz płytę.

 

Najważniejszy jednak był koncert i muzyka, ta niesamowita natarczywość i gwałtowność brzmienia, niwelująca wszelki dystans między ludźmi. Ważne, żeby dobrze zacząć, usłyszeć i natychmiast poczuć. Na start przebojowe Ego. Niestety w tym momencie zawiodło nagłośnienie i wokal był praktycznie niesłyszalny, jednakże szybka reakcja publiczności, która zachęcała do podkręcenia wokalu, spotkała się z pozytywną odpowiedzią zespołu i dalej już było tylko lepiej.  Zresztą cały koncert z biegiem czasu rozkręcał imprezę, z każdą kolejną minutą było coraz bardziej energicznie.

 

Bardzo dobry fragment stanowiło solo klawiszowca Rafała Stępnia, który udowodnił siłę pojedynczego instrumentu, doprowadzając publiczność do wrzenia. To dla mnie wciąż nieodkryta tajemnica siły, która przyciąga do siebie człowieka i przedmiot – instrument, ten i żaden inny. Dochodzi do zespolenia, a to wydobywa na wierzch niepowtarzalne brzmienie.

 

W tym momencie było już fantastycznie, a koncert wciąż trwał. Wyjątkowo dźwięcznie wyszło znane z radia Hero. Wokalista, Łukasz Drapała, udowodnił, że doskonale potrafi operować swoim głosem, uwalniając szereg emocji, które udzielają się innym.  Na koniec głównej części koncertu zagrano jedyny utwór w języku polskim i szczerze ubolewam nad faktem, że tak rzadko w twórczości Chemii możemy się spotkać z ojczystym językiem. Wprawdzie Drapała brzmi bardzo naturalnie, śpiewając po angielsku, myślę nawet, że należy do czołówki polskich wokalistów, którzy posługują się tym właśnie językiem, lecz ta łatwość, która towarzyszy śpiewaniu po polsku jest nie do przeskoczenia. To naturalność, której nie da się podrobić.

 

Bis, to już szaleństwo totalne, energia i pasja. Luz, który wywołała ekspresyjna reakcja publiczności. Jeszcze raz największe przeboje oraz ballada zaśpiewana z niezwykłym wyczuciem. Jeszcze długo można było słyszeć okrzyki i brawa oraz dźwięki, które pozostały w głowie. Przecież nie jest tak, że muzyka ustaje i mamy ciszę. Ona wciąż przebrzmiewa. Jest w świadomości miejsce, które skonstruowane w pamięci, wciąż ją wykorzystuje.

 

Dodatkową atrakcję miał stanowić gościnny wytęp Marka Piekarczyka, który niestety nie doszedł do skutku, ze względu na jego niedyspozycję. Mam nadzieję, że następnym razem obejdzie się bez przeszkód.

 

Jeden minus za brak grunge’owego Sweet. Drugi minus dla sytuacji, która coraz częściej zdarza się na koncertach. Chodzi o rodziców, wprowadzających swoje dzieci, więc ludzi jeszcze bardzo młodych, w tłum i mających ciągłe pretensje o szturchanie i przepychanki , a te przecież są nieodzownym elementem takiego wydarzenia i nie ma w nich nic złego, jeśli nie niosą ze sobą nadmiernej agresji.

Warto wspomnieć, że także po zakończonym koncercie zespół ponownie znalazł się wśród publiczności. I tym razem można było porozmawiać, zdobyć autograf, czy też zrobić sobie zdjęcie. Koncert był fantastyczny, duża dawka solidnego, rockowego grania, a cała trasa zapowiada się bardzo ciekawie i nic w tym dziwnego, bo w głowie muzyka wciąż gra.