Rozmowa z Karoliną Brodniewicz – puzonistką i kompozytorką
Piękne kobiety-artystki kojarzone są zazwyczaj z instrumentami o zmysłowym brzmieniu. Tymczasem w Twoim przypadku mam spory kontrast, gdyż zamiast delikatnie muskać klawisze fortepianu czy trącać struny gitary, Ty z całej siły dmiesz w puzon. Jak doszło do tego, że zostałaś profesjonalną puzonistką?
Moim pierwszym instrumentem były skrzypce. Jednak po dziesięciu latach nauki, dostrzegłam, że uleciała moja pasja. Wtedy też pojawiła się propozycja przyswojenia sobie puzonu, na co nie trzeba było mnie długo namawiać. Zbiegło się to również z upodobaniem do łamania stereotypów i potrzebą wyróżniania się. Zauroczył mnie ten instrument brzmieniem, a z czasem również swoimi możliwościami - można na nim zagrać skrajnie różnorodnie: ciepło, rzewnie, nostalgicznie, jaki i ostro, drapieżnie, głośno. Pasuje do rozmaitych gatunków muzycznych, pozwala wyrazić całą gamę emocji, pasuje też do mnie.
Puzon to jeden z tych instrumentów, który dla laików mógłby praktycznie nie istnieć. Mało kto wie jak wygląda, a już na prawdę niewielu zna jego brzmienie. Czy nie uważasz, że ten trudny do opanowania instrument zasługuje na trochę więcej szacunku i to nie tylko wśród muzyków?
Jako puzonistce nie pozostaje mi nic innego jak się z Tobą zgodzić i wyrazić ubolewanie, bo rzeczywiście puzon jest niedoceniany. Nie umiem stwierdzić dlaczego. Często dziwią mnie muzyczne wybory laików. Jestem jednak pewna, że dociekliwy i świadomy słuchacz – niekoniecznie zawodowy muzyk - zna puzon!
Kiedyś zachwycał Steve Turre, a dziś niesamowite dźwięki wydobywają ze swoich puzonów Trombone Shorty czy Niels Landgren, którzy udowadniają że może być on instrumentem wiodącym. Jak oceniasz te próby przewartościowania roli poszczególnych instrumentów w zespole?
Sama to robię, więc kibicuję takim przedsięwzięciom! Tak jak nie lubię grania przebojów i standardów, tak samo nudzi mnie granie w tradycyjny sposób. Mnie najbardziej pociąga rola twórcy, a nie odtwórcy, co jest elementarną różnicą. Nie mam potrzeby grania i nagrywania rzeczy, które już były. Nie chcę nikomu udowadniać, że zagram lepiej, bądź ciekawiej od mistrza. Jest mnóstwo doskonałej muzyki, z której można czerpać inspiracje, a co za tym idzie, proponować kolejne, nowe rozwiązania.
Imponująco wygląda Twoje muzyczne wykształcenie. Miałaś okazję uczyć się gry na puzonie pod okiem wybitnych polskich instrumentalistów. Czy to właśnie oni zainspirowali cię do tego, aby nagrać płytę instrumentalną z puzonem jako instrumentem wiodącym?
Spośród moich nauczycieli, największy wpływ na to, jak potoczyła się moja droga miał Pan Bronisław Duży. Imponował mi jego indywidualizm, to, że jego gry nie można porównać z niczym co wcześniej usłyszałam. Płytę nagrałam kilka lat po ukończeniu studiów, ale często powracała do mnie myśl: „co by o tym pomyślał mój Mistrz”.
Twoje dotychczasowe muzyczne doświadczenia pokazują, że potrafisz doskonale odnaleźć się w wielu, często odległych od siebie stylistykach muzycznych. Grałaś z grupą Perfekt w ich symfonicznym projekcie i zmierzyłaś się z jazzowymi interpretacjami muzyki Fryderyka Chopina. Czy któryś z tych projektów był dla Ciebie wyjątkowo fascynujący?
Najlepiej wspominam te projekty, które pomogły mi się rozwijać. W jednych uczestniczyłam po kilka lat, niektóre były praktycznie jednorazowe. Zawsze jednak z zaciekawieniem obserwowałam pracę innych muzyków i wyciągałam jakieś wnioski. Nie sposób opowiedzieć o wszystkich ważnych doświadczeniach. Ale gdybym miała wymienić jedno, to w pierwszej kolejności nasuwa mi się współpraca z Grzechem Piotrowskim. Zawsze bardzo się cieszę kiedy dzwoni, bo wiem, że praca jest ściśle określona, konkretna, a równocześnie pasjonująca i nietuzinkowa. Bardzo dużo się od niego nauczyłam. Rozumiem jego opowiadanie muzyką. Bliski jest mi ten rodzaj wrażliwości. Jego muzyka silnie wpłynęła na moją.
Twoja płyta “Inny świat” to ciekawe połączenie tradycyjnego instrumentarium z elektronicznym brzmieniem. Z pozoru zaskakujące zestawienie okazało się strzałem w dziesiątkę, a muzyczne kolaże brzmią niesztampowo.
Dzięki tym brzmieniowym poszukiwaniom mogłam się pełniej i bez ograniczeń wyrazić. Cieszyło mnie opowiadanie poprzez różne środki muzyczne i dźwiękowe, a nie wyłącznie przez jeden instrument.Płytę nagrywałam z Przemysławem Książkiem w jego studiu. Śmiało mogę powiedzieć, że jej powstanie zawdzięczam właśnie Przemkowi, bo to on uwierzył w sens mojej wizji i zaproponował to nagranie. Pracowaliśmy rok. W skrócie rzecz ujmując, Przemek był odpowiedzialny za stronę techniczną, ja za wrażeniową. Moje były kompozycje i aranżacje, ale zrealizowaliśmy też mnóstwo oryginalnych pomysłów Przemka. Ponadto, nagrał on wszelkie partie klawiszowe (w tym akordeon), dobierał niepowtarzalne brzmienia oraz beaty. Zależało mi na przestrzennym, ambientowym efekcie, dlatego jest sporo elektroniki, ale równie ważny był dla mnie czynnik ludzki, który dopełnił całości. Goście, których można usłyszeć na tej płycie, mają prawie wyłącznie role solowe. Śpiewa troje wokalistów, których zadanie było absolutnie różne: Kasia Goszcz śpiewa piosenki, Roksana Vikaluk wokalizy, Janek Radwan soulowe solo. Na kontrabasie w dwóch utworach zagrał Piotr Domagalski, solówki na gitarze Michał Wojtas.
Na albumie “Inny Świat” przedstawiasz tylko fragment swojej muzycznej osobowości. Kolejnym równie fascynującym przedsięwzięciem jest ambientowo-jazzowy projekt Musaic. Opowiedz naszym czytelnikom o tej muzycznej propozycji.
Musaic to projekt, który obecnie pochłania mnie bez reszty! Muzyka, tak jak w przypadku „Innego Świata” również jest moja, gramy nawet kilka utworów z płyty. Zupełnie inny i nowy jest natomiast przekaz. To duże i trudne przedsięwzięcie, bo zespół tworzy razem ze mną dziewięcioro muzyków! Kompozycje są zaaranżowane konkretnie pod ten skład, czyli: kwartet smyczkowy, sekcję rytmiczną, wokal i oczywiście puzon. W odróżnieniu do „Innego Świata” teraz kładę nacisk na ekspresję. Nie byłabym sobą, gdybym całkiem zrezygnowała z utworów refleksyjnych, ale tutaj obok nich postawiłam na energię, wprowadziłam więcej dynamiki. No i oczywiście dużo eksperymentuję! - formy siedmiotaktowe, zaskakujące harmonie, diametralne zmiany stylu bądź metrum w trakcie utworu, a nawet żarty – słuchacz nie powinien się nudzić! Ponieważ wszystkie swoje teksty wykorzystałam już w utworach na płycie, w tej chwili posiłkuję się wierszami innych autorów. Są nimi zarówno moi znajomi, jak i znani, klasyczni poeci. Treści piosenek są w tonie zarówno przejmująco poważnym, jak i zupełnie zdystansowanym i frywolnym. Ale… tu zacytuję artystę, który w ostatnim okresie najmocniej mnie inspiruje, Franka Zappę: „Pisanie na temat muzyki jest jak tańczenie na temat architektury”. Dlatego po prostu polecam moje koncerty!
Słuchając Twojej muzyki raz słyszę fascynację muzyką R&B innym razem pojawiają się elementy soulowe czy elektroniczne. Bardzo trudno włożyć tę płytę do konkretnej szuflady. Czy taki był właśnie twój cel, pokazać że muzyka nie ma granic?
Mnie samej jest trudno określić stylistykę mojej muzyki. Edukacja muzyczna sprawiła, że świadomie rezygnuję z pewnych standardowych rozwiązań, łamię konwencjonalne i przewidywalne formy, daję upust pomysłom. Bo jeśli nie w sztuce będę wolna, to gdzie indziej?
Na koniec opowiedz nam o artystach, którzy sprawili, że Twoja muzyczna droga potoczyła się w taki sposób. Czy któraś z postaci z muzycznego firmamentu jest Ci wyjątkowo bliska?
Na różnych etapach mojego muzycznego rozwoju fascynowali mnie inni artyści. W pierwszych latach nauki gry na puzonie byłam pod kompletnym wpływem J.J.Johnson’a i Billa Watrous’a. Na szczęście szybko zrozumiałam, że nie tylko puzoniści mogą inspirować. Mało tego, odkryłam, że istnieje na świecie jeszcze coś poza jazzem! Bo kiedy uczyłam się na jazzowych kierunkach, byłam tak jazzem zauroczona, że wydawał mi się jedyny, idealny, skończony… Otwarcie się na inne gatunki, po prostu poszerzyło moje horyzonty! Trudno wymienić wszystkich wybitnych, których podziwiam. Fascynuje mnie norweski trębacz Nils Petter Molvaer (jego brzmienia, oszczędność, a zarazem efektywność środków), wybitny Quincy Jones, ponadczasowy i głęboki Pink Floyd, niepokorny Zappa (jego niekonwencjonalność, pomysłowość, otwartość, humor). Nie zapominam też o Bachu i Mahlerze! Ojej, nie wymieniłam żadnej kobiety (śmiech-przyp.red).
Bartosz Domagała
Karolina Brodniewicz – puzonistka i kompozytorka Karolina Brodniewicz jest absolwentką Instytutu Jazzu i Muzyki Estradowej Akademii Muzycznej w Katowicach w klasie Bronisława Dużego (2003-2007). Wcześniej ukończyła Policealne Studium Jazzu w Warszawie w klasie Grzegorza Nagórskiego (2002) oraz Liceum Muzyczne w Szczecinie (1998).
Współpracowała z big bandami Zbigniewa Namysłowskiego, Wiesława Pieregorólki, Ryszarda Borowskiego, Big Oxen Band i World Orchestra Grzecha Piotrowskiego, z warszawskimi Teatrami Komedia i Roma przy wystawianych tam musicalach Chicago i Grease (2001-2006). Brała udział w licznych projektach, m.in.: Polk in Love Piotra Polka, Perfect Symfonicznie zespołu Perfect, Chopin Symphony Jazz Project oraz Perfect Girls and Friends Wojciecha Zielińskiego,Taki Jeden Dzień Roksany Vikaluk, The Light of the Heartsoraz Passio Domini Nostri Jesu Christi Sebastiana Szymańskiego, album Połącz Kropki zespołu Afro Kolektyw, w sesjach nagraniowych muzyki do filmów (Amerykanin w PRL-u, serial Zaginiona) i reklam. Wraz z zespołem Wojciecha Kowalewskiego uczestniczyła w realizacji teleturnieju muzycznego Telewizji Polskiej Śpiewające Fortepiany (2001-2004) ponadto, okazjonalnie, w innych muzycznych programach telewizyjnych.
Gościła na wielu festiwalach, m.in.: Bielska Zadymka Jazzowa w Bielsku-Białej (2006), Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni (2007), Bohema Jazz Festival w Olsztynie (2008), Warszawa Singera (2010), Święto Saskiej Kępy (2010), Solidarity Of Arts w Gdańsku (2011),Warszawska Jesień (2011), Dżeztiwal w Dobrym Mieście (2012), Jazz Jamboree w Legionowie (2012), Święto Kina Niemego w Warszawie (2012).
[opis ze strony artystki]
Artykuł ukazał się na portalu Katalog Artystyczny.