Festiwal różnorodności, czyli Wrocławski Sound (dzień pierwszy)

Katarzyna Stolarczuk
Katarzyna Stolarczuk
Kategoria muzyka · 23 listopada 2012

Czwarty już Przegląd dźwięków Wrocławia był wydarzeniem wyjątkowo ciekawym muzycznie. W Imparcie pojawiły się skrajnie różne formacje, tworząc dwudniowe święto muzyki.

 

 

Czwarty Przegląd Muzyczny Wrocławski Sound zagościł w salach Centrum Sztuki Impart. Jesiennie święto muzyki dolnośląskiej zamieściło w swoim line-up’ie zespoły grające muzykę skrajnie różną: niebagatelną, niesztampową, piękną, zmysłową, ostrą, progresywną, alternatywną, hardcorową, delikatną, elektroniczną, eklektyczną. W ciągu dwóch dni 12 godzin podzielono na dwanaście występów. Każdy wykonawca miał godzinę na zaprezentowanie swoich dzieł. Dzieło się, to znaczy… Działo!

 

Wchodząc na pierwszy występ, nie miałam jeszcze pojęcia o większości grających muzyków. Celowo pierwsze wrażenie chciałam oprzeć o wykonania live. Kiedy wraz z publiką „przycupnęłam” na schodkach Sali Kameralnej, przywitał nas prowadzący całą imprezę – Piotr Bartyś – Szef Muzyczny radia RAM. Po chwili oddał scenę w ręce pierwszego bandu – Maanalainen. Tym samym Przegląd zaczął się mocno, bardzo gitarowo, nawet potrójnie gitarowo i pojedynczo perkusyjnie. Czterech muzyków od pierwszego dźwięku poderwało widownię i wywindowało decybele pod sam sufit. Moją uwagę przykuł Felek (informacje o wykonawcach na podstawie ich oficjalnego Myspace, patrz niżej) – frontman i basista ekipy, który wydobył wszelkie możliwe dźwięki ze swojego instrumentu, włącznie z drapaniem strun tępym narzędziem. Nie można rzec, że którykolwiek z Panów był niedysponowany, wręcz odwrotnie, dysponowali siłą i mocą, ogniem strun i żywiołem perkusji. Obok basu to właśnie instrumenty bębnowe zasługują na wyróżnienie, zaś zespół, w ujęciu całościowym (dopełnieniem występu były animacje – piękne i psychodeliczne), perfekcyjnie otworzył Wrocławski Sound 2012.

 

Koncerty na zmianę odbywały się w Sali Kameralnej i Teatralnej, więc posadzono (z każdym występem nieprawdopobnie rosnącą w liczbach) publiczność w wygodnych fotelach przed pokaźną sceną. Zabieg konieczny ze względu na show, które miało się za chwilę odbyć. The Jazz Statues to coś więcej niż zespół muzyczny. To drużyna młodych, zdolnych i nad wyraz kreatywnych ludzi. Cytując za materiałami promocyjnymi imprezy: „Projekt w eksperymentalny sposób łączy w sobie elementy klasycznej formy – koncertu do filmu z improwizacją w warstwie muzycznej i wizualnej. […] Muzyka i kompozycje zespołu oscylują między dwoma kontrastującymi ze sobą światami: rzeczywistym i abstrakcyjnym […]”1. Wyreżyserowany przez Jakuba Lecha film zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Pomysłowy montaż, bajkowa fabuła i muzyka na żywo. Oryginalność i pomysł na siebie – tego na pewno zespołowi nie brakuje.

 

L.U.C to jedyny artysta, którego wcześniej już znałam. Raper, producent, niebanalny muzyk. Połączenie jego wyobraźni z umiejętnościami Adama Bałdycha było strzałem w dziesiątkę. Kompozycje sprawiały wrażenie jakby zostały pocięte nożem, a mimo to współgrały i tworzyły synergistyczny, mocny przekaz dźwiękowy. Wszystko to odbyło się za pomocą jedynie dwóch instrumentów – skrzypiec i głosu. Nowoczesna koncepcja i sprzęt pozwalający dowolnie wykorzystywać próbki beatboxu dały wyraz postępowi muzycznemu i udowodniły, że L.U.C to inżynier dźwięku, niezwykle płodny i innowacyjny. Jeśli chodzi zaś o Adama Bałdycha nasuwa mi się wyłącznie jedno określenie: mistrz świata i okolic w klasie skrzypiec!

 

Mikromusic czyli wiwisekcja wrażliwości skalpelem wokalu. Głos Natalii Grosiak był kojącą nutą po mocnym uderzeniu poprzedniego występu. Ciepłe dźwięki tworzone przez kolektyw zespołu można podporządkować pod gatunki takie jak nu jazz czy pop (ambitny). Energiczne kompozycje pięknie komponowały się z charyzmatycznym przekazem tekstów. Liryki nastrajające pozytywnie pozwalały mi się rozpływać i napawać koncertem. Warstwę tekstową można sklasyfikować blisko poezji śpiewanej. Podsumowując, stwierdzam, że ten punkt line up’u był trafnym wyborem organizatorów i przyniósł dawkę spokojnej, sennej atmosfery na deski Sali Teatralnej.

 

Trudno mi oceniać muzykę futurystyczną, która w naszym kraju ciągle nie ma pewnego miejsca na scenie. Przegląd jest jednak okazją dla zapoznania się z wieloma dziedzinami i chyba tym dyktowany był wybór 7JK na piąty występ pierwszego dnia WS. Jak traktowały o nich ulotki promocyjne: „industrial” czy „psychodela” (to określenia chyba najbardziej trafne). Mimo to połączenie wokalu i skrzypiec brytyjskiego Sieben oraz aranżacji Job Karma przekonało mnie do tak nowoczesnej formy ekspresji. Słuchając głębokiego wokalu, który powtarzał „end of the year”, miałam wrażenie jakby kończyła się epoka. Byli zdecydowanie przekonywujący w swoim apokaliptycznym przesłaniu.

 

Myślę, że na poziomie tekstu zdążył uwydatnić się zamysł organizatorów, który prawdopodobnie brzmiał: „ma być różnorodnie!”. Konsekwencją tej koncepcji był koncert zamykający pierwszy dzień przeglądu – występ formacji Zebra. Kontrast był bardzo wydatny ponieważ po wyżej wymienionej grupie 7JK otrzymujemy ogromną dawkę naturalnego vibe’u. Sam performance stwarza wrażenie jakoby skład wyrwał się z dżungli i tylko kolorowej papugi na ramieniu basisty brak. Na ogromny plus zasługuje ilość wykorzystanych instrumentów, a wszystko po to, by nadać ich muzyce organicznego charakteru. Oscylując wokół dubu, zarażają miłością do świata i bliźnich, a „dzika” wokalistka eksploduje pozytywnymi wibracjami. Zadowolenie słuchacza jest gwarantowane, mało tego! Część publiczności decyduje się opuścić swoje smutne fotele i tańczyć przed sceną lub obok widowni. Nie można było bawić się źle.

 

Tak wyglądał pierwszy dzień Przeglądu Muzycznego Wrocławski Sound. Szersze podsumowanie ukaże się wraz z materiałem traktującym o dniu drugim. W tym miejscu chciałabym jednak napomknąć o „moich faworytach”. Zdecydowanie pozytywnie zaskoczyło mnie The Jazz Statues – za całokształt, na który składa się koncepcja, dotychczasowe osiągnięcia, pomysł, siła młodego bandu i najważniejsze: zamiłowanie do klasycznego jazzu. Wyobrażam sobie jak dużo pracy muszą wkładać w swoją pasję i jak czasochłonny był projekt tworzenia filmu. Doskonały przykład na to, że „można, da się!”, jeśli tylko kierujemy się miłością do muzyki. Ex quo plasuje się 20in2 czyli duet Łukasz L.U.C. Rostkowski i Adam Bałdych. Ten pierwszy przekonał mnie, że zaczynając przygodę z muzyką od rapu, można rozwinąć ją maksymalnie, do tego stopnia, by z pojedynczych próbek wokalu tworzyć wielowątkowe sentencje muzyczne. Próba była podjęta już wcześniej na albumie PyyKyCyKyTyPff, ale to światowej sławy skrzypek dodał jej charakteru i uzupełnił koncept. Mam nadzieję, że ta współpraca odbije się bardzo szerokim echem.

 

 

 

 

 

Katarzyna Stolarczuk

 

 

_________________________________________________________________

1 Ulotka promocyjna „4. Przegląd Wrocławski SOUND”

 

 

 

 

 

 

Wrocławski Sound

Dzień Pierwszy, 26.10.2012r.

CS Impart, Mazowiecka 17, Wrocław

 

Wystąpili:

Maanalainen

http://pl.myspace.com/maanalainen

https://www.facebook.com/mnlnn

The Jazz Statues

http://www.myspace.com/thejazzstatues

http://thejazzstatues.bandcamp.com/

20in2

L.U.C:

https://www.facebook.com/L.U.C.official.page

http://www.eluce.pl/site/

Adam Bałdych:

http://www.adambaldych.com/

https://www.facebook.com/AdamBaldychMusic

Mikromusic

http://www.mikromusic.pl/

https://www.facebook.com/mikromusic

7JK

http://www.7jk.eu/

http://soundcloud.com/job-karma/7jk-sieben-vs-job-karma-krau

Zebra

http://pl.myspace.com/zebradubpunk

https://www.facebook.com/zebradub

 

 

Fot. N. Borzymowska