Importujecie na polski rynek muzyczny gatunki dotąd niemal tu nieobecne – wywiad z członkami zespołu Slow.
Pamiętam mój pierwszy kontakt z Waszą muzyką na antenie jednej ze stacji radiowych i ogromne zaskoczenie, gdy prowadzący audycję przedstawił Was jako rodzimych artystów. Jak udało wam się uzyskać takie światowe brzmienie?
Dziękujemy za komplement. To brzmienie siedzi w nas od tak dawna, praktycznie od dziecka. Słuchaliśmy takiej muzyki w szkole, no i potem po prostu wchłonęliśmy ją do krwioobiegu. Oczywiście, aby to zrealizować potrzebni byli właśnie tacy muzycy, jak Robert, Kenny, Michał, Leszek, Sławek oraz realizator Rafał Smoleń. Na szczęście mamy teraz czasy, że nasze studia nagraniowe są na poziomie absolutnie światowym.
I wykorzystaliśmy to wszystko w pełni na daną chwilę.
Niezwykle cieszy fakt, że importujecie na nasz polski rynek muzyczny gatunki dotąd niemal tu nieobecne. Do tej pory poza świetnymi płytami Marcina Nowakowskiego, próżno było szukać na sklepowych półkach rodzimych produkcji smooth-jazzowych. Czy Waszym zdaniem ta odmiana jazzu ma szanse zakorzenić się w kraju o zupełnie innych muzycznych tradycjach?
Odpowiem pytaniem: Czy wiedzą Państwo, że w maju zagrali jedyny koncert w kraju Panowie Lee Ritenour
i Dave Grusin? Czy wiedzą Państwo, że był to PIERWSZY pobyt tych Panów w naszym pięknym kraju? Ten fakt mówi wiele o naszym rynku. Uważamy, że jeśli tylko taka muzyka dostanie szansę na dotarcie do słuchaczy to natychmiast zbobędzie sobie wielu fanów. Niestety, nasz rynek radiowy i koncertowy wydaje się „nieprzemakalny” na nowe (w sensie gatunkowym, stylistycznym) rzeczy, które przebijają się z trudem. Ale my jesteśmy uparci i cierpliwi. Zdobyliśmy już pierwsze, życzliwe nam rozgłosnie radiowe – w kraju niestety tylko regionalne – ale też za granicą i za oceanem. A płyta jest na rynku dopiero pół roku!
Album Art of silence mieni się wieloma barwami. Nastrojowe kompozycje z gitarą klasyczną i saksofonem sopranowym na pierwszym planie, sąsiadują z dynamicznymi utworami, gdzie od czasu do czasu groźnie powarkują rockowo brzmiące gitary w stylu Johna McLaughina. Czy to znak, że zespół Slow ma czasem ochotę nieco przyspieszyć?
Tak, zespół SLOW ma ochotę na różne tempa, nastroje i tonacje muzyczne. Nasza nazwa, nieprzypadkowo, odnosi sie bardziej do stylu życia niż do samej muzyki. Na to, że można i trzeba wyluzowac, zwolnić i nie przejmować się za bardzo tym całym szaleństwem świata na zewnątrz nas, wpadliśmy już klika lat temu, zanim jeszcze ruch slow life stał się tak popularny. Polecam książkę Toma Hodgkinsona Jak być leniwym, która zawiera mnóstwo nietypowych a genialnych mądrości życiowych.
Spyro Gyra, Fourplay czy Yellowjacket to zespoły, które bez wątpienia są Wam bliskie, lecz czy poza tym oczywistymi skojarzeniami są inni artyści, których chętnie słuchacie i również stanowią dla Was bogate źródło inspiracji?
Dla mnie, a również Krzysztof podziela tę opinię, największym z żyjących muzyków jest Pat Metheny. Jego olbrzymi muzyczny dorobek zawiera płyty w każdym odcieniu jazzu – od smooth do free – jak również obejmuje wiele innych światów stylistycznych. Najważniejsze jednak jest to, że jego muzyka porusza i trafia w czułe struny nie tylko wyrobionych słuchaczy ale praktycznie każdego, kto jej posłucha.
Na zagranicznych stronach internetowych recenzja płyty Art of silence sąsiaduje z nowymi albumami legendy acid jazzu Incognito czy smooth-jazzowego pianisty Davida Benoit. To świetna rekomendacja, ale jak udało Wam się znaleźć w tak zaszczytnym gronie i dotrzeć z tą muzyką za ocean?
To już jest zasługą samej muzyki. No i oczywiście internetu. Jesteśmy outsiderami i nie mamy praktycznie żadnych tzw. „kontaktów” w branży. Więc po prostu wysyłamy setki maili wszędzie, gdzie gra sie taką muzykę i czekamy na odzew. Te stacje radiowe czy strony internetowe, o których mówisz, odpowiedziały zainteresowaniem na przesłane próbki muzyki, poprosiły o płytę, następnie po przesłuchaniu zamieściły recenzję. To, że praktycznie wszystkie recenzje są tak entuzjastyczne, bardzo mobilizuje nas do dalszej pracy. Polecamy tę lekturę wszystkim redaktorom naszych „opiniotwórczych” mediów drukowanych.
„Muzyka leniwa, smakowita i pogodna” to jedno z haseł promujących Wasze wydawnictwo. Myślę , że bez końca można by mnożyć epitety, doceniając różne walory tego albumu. Jednak najkrócej podsumowałbym go słowami „dojrzałość i wyrafinowanie”.
Dziękujemy i przyznaję, że bardzo trafnie to określiłeś. Muzyka dla mnie ma kolory oraz smaki, a więc „wyrafinowanie” jest odpowiednim słowem. A „dojrzałość” po prostu przychodzi sama z wiekiem, jeśli tylko jej damy szansę i na to pozwolimy...
Na płycie Art of silence pojawiło się kilku znamienitych gości. Naszą scenę jazzową godnie reprezentowali Robert Kubiszyn oraz Michał Dąbrówka, zaś zza oceanu przybył perkusista Kenny Martin. Jakim „kluczem” kierowaliście się wybierając tych muzyków, czy zależało Wam głównie na charakterystycznym dla każdego z nich niepowtarzalnym brzmieniu?
Kierowaliśmy się raczej ciekawością – jak dany utwór zabrzmi, jeśli zagra Kenny Martin, a jak zagra Michał Dąbrówka. Ponieważ obaj mają niepowtarzalny styl i brzmienie postanowiliśmy, że obaj muszą zagrać na płycie. Robert Kubiszyn natomiast jest basistą tak „totalnym”, że potrafił spełnić wszyskie nasze stylistyczne zachcianki i kaprysy. Wspaniale się z nim pracuje również na polu aranżacji i produkcji, jest to po prostu zawodowiec światowej klasy. Nie powinniśmy tu pomijać pozostałych świetnych muzyków: saksofonistę Leszczka Szczerbę i perkusistę Sławomira Bernego, bez których ta płyta na pewno nie byłaby tak udana.
Wśród dominujących na płycie utworów instrumentalnych znalazła się piękna kompozycja Na skraju dróg zaśpiewana przez Anię Szarmach. To pełna ciepła i uroku piosenka o przebojowym potencjale. Jak przebiegały pracę nad tym utworem?
Utwór powstał nieco wcześniej i chociaż był skończony w warstwie muzycznej, to nie mogliśmy znaleźć nikogo, kto napisałby dobry tekst i fajnie go zaśpiewał. Piosenka rządzi się swoimi prawami i tekst jest tu często ważniejszy niż muzyka. W pewnym momencie Robert zaproponował, że Ania Szarmach mogłaby spróbować. Zgodziliśmy się, zastrzegając, że tekst musi nam się spodobać, ponieważ wokalne możliwości Ani były nam już znane. No i spodobał się...
Kompozycji Na skraju dróg towarzyszy oryginalny teledysk, za realizację którego odpowiedzialny jest Yach Paszkiewicz. Czym to właśnie jego pomysłem była ta nietypowa rysunkowa konwencja?
Tak, scenariusz i produkcja jest w całości pomysłem i dziełem Yacha Paszkiewicza. Także nietypowa animacja to był jego pomysł. Yach jest świetny, nic nie trzeba było poprawiać w jego koncepcji.
Jednym z najciekawszych tematów na płycie jest kompozycja First Impression. Już od pierwszych taktów urzeka mnie ta przekomarzająca się z saksofonem gitara, a oba instrumenty grają przy tym niezwykle chwytliwe tematy. Czy to właśnie niesztampowe melodie można uznać za Wasz „trade mark”?
Cieszę się, że o to pytasz, ponieważ dotykamy sedna sprawy. Melodia, wpadająca w ucho, ale niebanalna, to jest to, co najbardziej cieszy i podnieca nas w muzyce. Mimo że wydają się proste, to najlepsze pomysły biorą się z nagłego, nieprzewidywalnego impulsu, który wymaga potem wiele pracy, aby nadać mu ostateczną formę. Tak jak Sting twierdzi, że teksty piosenek znajduje pod polnymi kamieniami podczas spacerów, tak my poszukujemy dobrych melodii w każdej chwili i w każdej sytuacji. Co charakterystyczne: ludzkość dopracowała się wielu podręczników harmonii, aranżacji, rytmiki i innych elementów muzyki, ale ja nie znam żadnego podręcznika pisania dobrych melodii.
Niemal wszystkie utwory mimo dopracowanej formy mają duży potencjał do rozwoju podczas grania ich na żywo. Czy podczas koncertów ściśle trzymacie się albumowych wersji kompozycji czy też pozwalacie sobie na odrobinę kontrolowanego szaleństwa dodając gdzie nie gdzie partie improwizowane?
Koncert rządzi się swoimi prawami, jest więcej miejsca na rozwijanie indywidualnych czy zespołowych improwizacji. Trochę szaleństwa jest tu wręcz wskazane i tak się dzieje. Koncertowe wersje są więc zazwyczaj dłuższe i bardziej zróżnicowane „emocjonalnie”, jeśli mogę się tak wyrazić. Można będzie już niedługo znaleźć je na naszym kanale You Tube.
Podsumowując naszą rozmowę, chciałbym zapytać o najbliższe plany i marzenia zespołu Slow.
Najbliższe plany – to koncerty i jeszcze raz koncerty. Dotychczas zagraliśmy tylko kilka pojedynczych i mamy apetyt na jeszcze. Jesienią planujemy grać więcej, może nawet uda się coś w rodzaju ogólnopolskiej trasy.
Marzenia: mieć coraz więcej fanów i słuchaczy, co pozwoli nam zająć się spokojnie pracą nad nową płytą. Chcielibyśmy również napisać muzykę do jakiegoś dobrego filmu.
Dziękuje za rozmowę
Rozmawiał:Bartosz Domagała
SLOW Tomasz Kaczmarczyk / Krzysztof Wermiński
Wywiad ukazał się na portalu Katalog Artystyczny.