Tego chce się słuchać. Przewrotne wariactwo „Cafe Brumba” nadaje oryginalności każdemu utworowi, pomysłowi wewnątrz struktury, każdej linijce tekstu i następującym po sobie dźwiękom.
Dawno nie słuchałem muzyki z taką przyjemnością.
Wśród dwunastu naprawdę przemyślanych i urzekających kompozycji na Cafe Brumba znajduje się jeden, którym Limboski wprowadza mnie w stan zapętlenia, permanentnego odtwarzania od nowa. Czarny Otello mógłby stać się uzupełnieniem zbioru opowiadań polskich prozaików pt. Jedenaście pazurów (ostatecznie dwunastym utworem) lub przewrotną kontynuacją Kota w pustym mieszkaniu Wisławy Szymborskiej. Opowieść o panu i kocie, będącymi dla siebie przez długi czas jedynymi, kończy się krwawo. Pan przyprowadza do domu kobietę, która staje się mu bliższa niż zwierzę. Kot obrażony, poczekał na jej wyjazd, modlił się o śmierć i wymodlił sobie dwie/ i martwy pan, i kotek we krwi. Historię uzupełnia refreniczne i moralizatorskie Koteczku mój o krwią splamionych piąstkach/ Z miłości śmierć jest dobra tylko w książkach. Druga zwrotka – po kojącym klawiszowym solo – jest uogólnieniem dotyczącym miłości (m. in. pouczeniem porzuć nikczemność, gdy mija wzajemność). Wszystko to oprawione melodią zaserwowaną z fortepianu, kontrabasu i conga wprowadza w nietypowy liryczny (przyjemnie depresyjny) nastrój, w który świetnie wpisuje się lekka przesada wokalna. Trudno się oderwać, chociaż...
...pozostałe utwory kryją także ciekawy potencjał.
Śpiewa się tu z perspektywy faceta zakochanego w amerykańskiej aktorce, którą ogląda tylko na zdjęciach (Dziewczyna z ameryki z rewelacyjnym zakończeniem najlepsze kobiety, to kobiety na zdjęciach). Śpiewa się na dwa głosy o sensie bycia razem (w Nie rozumiesz mnie na jego gdy już nie rozumiesz mnie, to lepiej nam będzie rozejść się, ona odpowiada gdy nie rozumiem cię, to nie muszę nie, wcale nie/ ptaków nie rozumiem też, ani słońca nie, ni księżyca/ ani deszczu, ani słońca, ani morza, ani snów,/ ani tęczy, ani Boga, ani wiosny, ani lwów. Bo czy zrozumienie jest naprawdę potrzebne?). Śpiewa się swoisty tren o psie (Spacery), który umarł (bo przecież nie: zdechł) dawno temu, ale – pomimo że pozostała po nim już tylko psia kość – nadal wraca we wspomnieniach... o psie, który okazuje się nadzwyczaj ludzki i miejmy nadzieję, że teraz znajduje się w swoim niebie, gdzie suki wierne są. Śpiewa się Piosenkę dla mężatki czy Słodki oberek.
W tekstach na Cafe Brumba czuje się językową lekkość i polot (np. żadnych wiadomości w telefonie/ żadnych nowych maili ani marzeń// i jeśli mam wierzyć nie tylko tobie/ to nie jestem już młodym bogiem) i umiejętność podsumowywania (m. in. utwór Miłość przyjaźń muzyka), ale prawdziwym motorem napędowym są tutaj dźwięki, które Limboski Quartet zamienia w wyjątkowy świat przewrotnie melancholijnej muzyki. Włożoną w wysmakowany digipack.
Dawno nie słuchałem płyty z taką przyjemnością.
© Michał Domagalski
Tytuł: Cafe Brumba
Wykonawca: Limboski
Data premiery: 2010-08-10
Wydawca: LUNA MUSIC