Karol Pęcherz, jako przedstawiciel Chain Smokers, w wywiadzie dla Czytelników Wywroty.
Justyna Barańska: Kiedy mówi się o Chain Smokers na pierwszym planie zawsze pojawia się A. Sosnowski – podawany jest jego biogram, natomiast pozostałe osoby są tylko wymieniane w rubryczce: skład zespołu. Czy takie było założenie projektu? Promować głównie poetę i jego poezję, muzyków pozostawiając w cieniu, w brzmieniu naznaczonym anonimowością?
Karol Pęcherz: Pomysł na utworzenie grupy Chain Smokers pojawił się nieco później niż pierwsze próby aranżacji muzycznych do tekstów poetyckich. A mówię o latach 2003-2007, kiedy mieszkaliśmy na Trzebnickiej, i to były wspaniałe czasy, powstawały wtedy utwory bazujące na recytacjach Edwarda Pasewicza, Karola Maliszewskiego, Maćka Malickiego, Piotra Janickiego, a także Andrzeja Sosnowskiego. Chain Smokers pojawiło się właściwie w momencie, kiedy pojawiła się propozycja wydania pierwszej płyty do utworów Andrzeja. Mieliśmy wtedy już gotowych wiele szkiców, z których potem złożyliśmy płytę. I to był nieco inny skład niż dzisiejsze Chain Smokers z drugiej płyty. Pracowaliśmy wówczas w składzie Łukasz Plata, Mateusz Stuczyński, ja i kilka aranżacji dograł Michał Litwiniec. Płytę realizował Marcin Sucharski, projekt flash wykonał Marek Weighberg. Nad drugą płytą pracowaliśmy w składzie: Michał Litwiniec, Tadeusz Kulas, Bogumił Misala i ja, flash ogarnął Mateusz Stuczyński. Tak więc zaangażowanych osób było sporo, a z racji, że wszystkie pomysły muzyczne były dedykowane recytacjom poetyckim, nic dziwnego, że to poeta jest na pierwszym planie. Powinien być na pierwszym planie, bo muzyka funkcjonuje tu raczej jako tło, lub rozszerzenie pola poetyckiego słuchowiska.
J.B.: Członkowie zespołu zostali Redakcji Wywroty.pl przedstawieni jako "oryginały na maksa", tym bardziej dziwi fakt, że tak mało informacji można o Was znaleźć. Jak zainteresowałbyś czytelników Wywroty poszczególnymi osobami tworzącymi Chain Smokers?
K.P.: „Oryginały na maksa”? Oooo. Bardzo spektakularnie.
Michał Litwiniec wraz z grupą Karbido podbija właśnie Australię, legendarny projekt „Stolik” zdobył nagrodę publiczności na bardzo prestiżowym festiwalu. Tadeusz Kulas właśnie w tej chwili jedzie z chłopakami z Raz Dwa Trzy do Zabrza zagrać kilka celnych partii na trąbkę. Występuję również z Sinusoidalem, Tranzystorami. Boguś Misala wraz z grupą IP aranżuje dźwięki do przedstawień teatralnych, ostatnio na scenie Teatru Polskiego prezentowany był Farinelli. Ja bardzo rzadko robię podchody do muzyki, więc moje muzyczne cv w żadnym wypadku nie będzie szczególnie zjawiskowe, może o tyle wyjątkowe, że prawie zawsze te podchody są związane z poezją.
Michał Domagalski: Od wydania Trackless minęły 4 lata. Jak dzisiaj traktujesz ten album? Czy zmieniłbyś w nim coś?
K.P.: Trackless jest już wiekowy, ta płyta to takie podsumowanie działań jakie podejmowaliśmy w tamtych czasach. Będzie mi się zawsze kojarzyć z prostymi czasami studenckimi. Wszystkie utwory zostały ułożone myszką, nie mieliśmy żadnych sterowników, klawiatur, mixerów, a więc całkowita partyzantka. Myślę, że to słychać na tej płycie. Na pewno te kawałki wyglądałby inaczej dziś, gdybyśmy je teraz aranżowali. Gramy pewne partie z tamtej płyty na koncertach, więc na scenie są one bardzo daleko od tego, co się działo na płycie Trackless.
M.D.: Wiersze Sosnowskiego powstały jako niezależne twory, jaką wg Ciebie spełnia dla nich rolę muzyka, którą gracie?
K.P.: Poszerzenie pola słuchowiska poetyckiego? Przygoda słów i dźwięków. Chyba jakoś tak. Poezja przecież na samym początku funkcjonowała na ogół w towarzystwie muzyki, więc jest to również powrót do dawnych zwyczajów. Myślę, że jeżeli przestrzeń słów i przestrzeń dźwięków sobie nie przeszkadzają, i kiedy pojawia się między nimi sympatyczna relacja, kiedy zaczyna wytwarzać się nowa, wspólna przestrzeń, to te dwie samodzielne wartości przynoszą sobie jakiś świeży powiew, nową jakość, nowe znaczenie, pogłębiają moc odziaływania.
M.D.: Często mówiło się, że Chain Smokers to projekt efemeryczny. Wydajecie jednak z A. Sosnowskim drugą płytę. Czy macie już jakieś plany na dalszą współpracę?
K.P.: Na razie przytrafiają się spontaniczne sytuacje koncertowe. Jest jeszcze bardzo dużo wierszy, które mogłyby zagrać z muzyką. I wcześniej czy później na pewno się zmierzymy z kolejnymi utworami. Ale musi przyjść na to odpowiednia atmosfera, ochota, tak zwany power. Jest również jeden kapitalny i bardzo rozwojowy pomysł, który mógłby nas szybko nakręcić, szarpnąć, ale na razie nic więcej o nim nie powiem, oprócz tego, że coś tam w dali się rysuje.
M.D.: Jaki był wkład Andrzeja Sosnowskiego w tworzenie płyty „Dr Caligari resetuje świat”? Ingerował w rozwiązania muzyczne, czy ograniczył się do czytania wierszy? Czym różniło się to od jego wkładu w Trackless?
K.P.: Zawsze na samym początku nagrywamy z Andrzejem recytacje. To jest punkt wyjścia. I bardzo podoba mi się to, że jest to najczęściej pierwsze czytanie, nie robimy powtórek. Jest w tym procesie coś naturalnego, jednorazowego, urokliwego. Chwila recytacji, moment artykułowania tekstu, który zostaje zapisany w postaci szeregu „0” i „1”. A potem ja coś tam dłubię przy tym, pojawiają się pierwsze szkice, nastroje. Równolegle Boguś Misala układa swoje propozycje. Wysyłam to Michałowi i Tadeuszowi, żeby pomyśleli o dętych i etnicznych instrumentach, które dodadzą nieco ciepła elektronicznym dźwiękom. Jak już kawałek zaczyna „być jakiś”, wysyłam go do Andrzeja. Andrzej wówczas zwykł odpowiadać: Karolu, nadzwyczajne. Te maile od Andrzeja, są bardzo pocieszne i budujące.
I tak to jest, krokodylki.