Notorycznie palona poezja – Chain Smokers i kosmiczna podróż.
W 2007 roku młodzi wrocławscy muzycy – pod przewodnictwem Karola Pęcherza – podjęli
współpracę ze znanym już szerzej (i wielokrotnie nagradzanym) Andrzejem Sosnowskim. Muzycy razem z poetą nagrali wspólnie płytę Trackless (ukazała się pod szyldem: Sosnowski & Chain Smokers – nazwa została wymyślona właśnie przez Sosnowskiego1). Ich dokonanie wydaje się podróżą w znany nam świat, w którym łączą się wiersze z muzyką. Nie jest to jednak przypadek urzeczonych jednym lirycznym dokonaniem kapel, które z różnym efektem wpasowują poezję w swoją stylistykę. Nie jest to także przypadek bardopodobnych panów, grzmocących w struny akustycznej gitary, którzy nazbyt liryzując ubarwiają festiwale poezji śpiewanej. Daleko jednak – choć paradoksalnie najbliżej – owemu projektowi do Świetlików. Daleko, bo pan Andrzej oddaje się recytacji, a pan Marcin buduje wokół swych tekstów coś, co przypomina piosenki. Blisko natomiast, bo zamiast stylistycznego ksera, każdy oferuje wyjątkowość, pomimo że oba projekty poruszają się po udeptanej ścieżce muzycznych gatunków.
Trackless to multimedialna („płyta uzupełniona została specjalnym dodatkiem multimedialnym zawierającym m.in. trzy teledyski, w tym klip do singlowego nagrania Anoksja, zrealizowany 150 metrów pod ziemią w kowarskich kopalniach uranu”2) podróż, która okazuje się jednak bardziej kosmiczna niż to, do czego przyzwyczaili nas inni twórcy. W jej nagraniu – oprócz wspomnianego Karola Pęcherza – udział wzięli Mateusz Stuczyński, Łukasz Plata oraz Michał Litwiniec, zaś za miksy i mastering odpowiadał Marcin Sucharski. W efekcie w dźwiękach Chain Smokers pobrzmiewa jazzowa jakość z całym bagażem dowolności aranżacyjnej. Słuchacz odnosi wrażenie, że szukanie znaczeń odbywa się tutaj w trakcie grania. Że kolejne
pomysły muzyków próbują na żywo/na gorąco uzupełniać (a może nawet interpretować?) to, co dzieje się w wierszach Andrzeja Sosnowskiego.
Dzieje się dużo.
Tym bardziej, że odrealniony (lub jak kto woli: zarealniony) świat poezji podbity zostaje nie tylko solidną barwą głosu samego autora, ale także elektroniczną i jazzową przestrzenią muzyki.
Chain Smokers to zespół, którego nie zaprosicie na wesele. Chyba że chcecie zaproponować rodzinie odejście od discopolowych standardów rodem z lat... (powiedzmy dość starych) i uznacie, że nadszedł czas zamiast oczepin, skupić się na współczesnej z ducha i użytych rekwizytów poezji. Plus oczywiście sporej dozie improwizowanej muzyki.