„Dead for a lifetime” Minervy odsłuchałem z nieukrywaną przyjemnością, chociaż ową przygodę razem z moim odtwarzaczem rozpoczynaliśmy pełni rezerwy.
Słucham Dead for a lifetime warszawskiego zespołu Minervy i próbuję odnaleźć w kolejnych utworach wzorce, z których panowie korzystali. Niczym kiper chciałbym określić pochodzenie, etc., etc. Wydaje się, że grając w swoim garażu, poznawali nie tylko dokonania Metalliki – jak sami wspominają. Po chwili jednak orientuję się, że nie osiągnę sukcesu. Nie ponazywam wszystkich niuansów w bukiecie.
Minerva po prostu nie tyle korzysta z osiągnięć konkretnych kapel, co z pewnej poetyki, którą bardzo ogólnie moglibyśmy określić mianem ciężkiego grania. Dla lubujących się w upartym upychaniu muzyki w szufladki, należałoby dokonać serii rozróżnień, bo nie wydaje mi się, że Dead for a lifetime trzyma się jednego nurtu.
Powiedzieliśmy już więc, że pod względem stylistycznym debiutancki album Minervy nie zaskoczy słuchaczy obytych z ciężkim szarpaniem strun, waleniem w perkusję i... Chciałoby się rzec: wydzieraniem, ale przecież wokal nawet w trakcie tego samego utworu zmienia się. Doskonałym przykładem jest tutaj już drugi utwór (Invisible), następujący po introwatym tytułowym kawałku.
Jest tylko przykładem, gdyż kolejne kompozycje również wypełnia różnorodny wokal.
Zresztą, nie tylko śpiew na Dead for a lifetime zaskakuje różnorodnością. Minervie wydaje się zależeć bardzo na artystycznym efekcie. Ostatni utwór to ponad dwudziestominutowa muzyczna opowieść. Zaczynająca się od szumu wiatru, przechodząca w niespokojne dźwięki elektrycznej gitary, a później...
...dzieje się naprawdę dużo. Włączając w to pauzę.
Album Minervy odsłuchałem z nieukrywaną przyjemnością, chociaż ową przygodę razem z moim odtwarzaczem rozpoczynaliśmy pełni rezerwy. Mile zaskoczeni pozwalamy sobie uruchamiać funkcję repeat. Dead for a lifetime (mi najczęściej kojarzy się z dokonaniami Fear Factory, chociaż jest to luźne i subiektywne) nie zaskoczy stylistyczną oryginalnością, ale warto jednoznacznie zaznaczyć, że w wybranych przez siebie rejestrach Minerva spisuje się znakomicie. Niestety, idąc w tą stronę, nie stworzy rozpoznawalnego brzmienia.
© Michał Domagalski
Minerva, Dead for a lifetime
Minerva 2011
1 CD, 12 utworów
PS
Słuchaczom polecam przyjrzeć się uważnie książeczce i porównać numerację utworów z tą zawartą na ostatniej stronie okładki. Ot! Lapsus!