Brzmienie Tinariwen powstało na styku tak odmiennych tradycji, jak tuareska muzyka pustyni i zachodnia tradycja blues-rockowa. Zespół znajduje drogę do serc zarówno mieszkańców nowoczesnych miast Europy i Ameryki, jak i tych, którym bliższe są piaski Sahary.
Gdziekolwiek się pojawiają, wzbudzają sensację. Tinariwen przybyli z afrykańskiej pustyni, ale nie są zagubionymi w świecie nowicjuszami. Od dekady koncertują na scenach całego świata. Na ich koncert w Londynie zabrakło biletów na kilka dni przed wydarzeniem. W USA album Tassili dotarł do pierwszej pozycji najlepiej sprzedających się płyt world music. Sami nie znając biegle amerykańskiej i europejskiej muzyki, mają fanów wśród największych postaci świata muzycznego. Takie autorytety, jak Robert Plant czy Thom Yorke zgodnie twierdzą, że zespół ma szansę zostać najlepszą współczesną grupą rockową.
Występy Tinariwen to prawdziwe muzyczne misterium. Dźwiękiem i rytmem budzą w słuchaczu coś pierwotnego, uśpionego być może od pokoleń, ale wciąż siedzącego głęboko, zalegającego w duszy. Drzemiący duch podróży, piasek pustyni, przemierzanej przez karawanę wielbłądów, upalnej w dzień, a w nocy tak zimnej, że nieświadomie przysuwasz się bliżej ognia i wpatrujesz w płomienie. Senna tęsknota za niebem pełnym gwiazd, bycie dzieckiem tej ziemi, niezależnie od wyuczonych nawyków i kulturowego ekwipunku. Wolność. Przy tych dźwiękach przenosisz się w czasie i przestrzeni i jednoczysz z uniwersum. Stajesz się nomadą, nawet jeśli na co dzień spędzasz czas za biurkiem.
Na styku tak odmiennych tradycji, jak tuareska muzyka pustyni i zachodnia tradycja blues-rockowa powstaje oryginalne brzmienie Tinariwen. Zespół znajduje drogę do serc zarówno mieszkańców nowoczesnych miast Europy i Ameryki, jak i tych, którym bliższe są piaski Sahary. Ta muzyka powstawała przy ognisku, w drodze, w warunkach niedostatku. Pieśniom towarzyszy akompaniament instrumentów perkusyjnych i gitar. Przy małej różnorodności instrumentarium jest to muzyka bogata w dźwięki. Cztery gitary naraz, dyskutujące ze sobą i wzajem się dopełniające, potrafią sporo zdziałać.
Dopełnieniem scenicznego spektaklu jest poruszający się z rytmem, zawsze uśmiechnięty i dostojny tancerz. Jest on pełnoprawnym członkiem zespołu, czasem śpiewa, gra na instrumentach perkusyjnych, lecz przede wszystkim porusza się w rytm muzyki. Piszę „tancerz”, choć ciśnie mi się pod palce termin „szaman”. Jest on przewodnikiem w tym muzycznym transie a jego łagodne taneczne ruchy przydają dźwiękom dodatkowej wartości. Podczas koncertu między nim a publicznością powstaje subtelna emocjonalna więź. Publiczność uczy się od niego, jak reagować na dźwięki.
Wrocław dał się oczarować, czego dowodem były gromkie oklaski i dwa bisy. W znakomitym przyjęciu występu nie przeszkodziła nieobecność frontmana, Ibrahima Ag Alhabiba, który zasłabł tuż przed koncertem. Okazało się, że przekaz muzyczny Tinariwen jest na tyle doskonały, że i bez lidera nie traci nic ze swojej mocy.
Artur Żejmo
foto: Sebastian Pilch
Tinariwen, Wrocław, klub Eter
Trasa promocyjna albumu Tassili
23.10.2011