Łona, Webber i kornukopia międzyludzkich animozji.
Gdybym miał wskazać jednego wykonawcę, który ratuje dobre imię (jeśli w ogóle można o tym mówić) polskiej rap sceny, byłby to Łona – rezydent Szczecina, bezlitosny szyderca, gość z klasą.
Łonson jest jednym z tych raperów, którzy nigdy nie byli słabi, od solowego debiutu w 2001 roku ciągle stoi na wysokim poziomie, mało tego – z każdą kolejną produkcją czuć progres, bo to nie jest gość lubiący zasypywać gruszki w popiele. Tekstowo zawsze serwuje słuchaczom błyskotliwy sarkazm, mnóstwo kulturowych follow-upów i niebanalny humor.
W rodzimej rap-grze ciężko mówić o MC’s z flow, ale u Łony z produkcji na produkcję widać było w tej kwestii znaczny postęp, szczególnie na Absurd/Nonsens oraz Insert EP. Po dwóch singlach nowego albumu wiedziałem, że nie ustawał on w pracy nad nawijką i na nowej, długo oczekiwanej płycie Cztery i Pół będzie jeszcze lepiej.
Jeśli Łona to zawsze również Webber, ich muzyczne ścieżki są nierozerwalne. Choć pod szyldem Łona i Webber (Dobrzewiesz) opublikowano tylko dwa ostatnie albumy, nie jest tajemnicą, że solowe LP Łonsona: (Koniec Żartów z 2001 i Nic dziwnego z 2004) zostały w całości wyprodukowane przez tego właśnie producenta. Łona i Webber to trochę jak Guru i Premier albo jak Malone i Stockton. Na płaszczyźnie muzycznej rozumieją się doskonale, Łebsztyk klei bity, na których Łona płynie z taką finezją, że czasem mam ochotę krzyknąć: „That boy needs therapy!”. Ale nie krzyczę. W nabożnej ciszy odpalam najnowszą produkcję duetu i czekam.
Oficjalna premiera Cztery i Pół będzie 30 września, jednak w preorderze otrzymałem ją kilka dni wcześniej i chcę się podzielić wrażeniami ze światem. Płytkę otrzymałem w znanym już niebieskim digipacku ze schodkami. Spodziewałem się szalonych wkładek i elaboratów Łony, całość jednak zrealizowano lapidarnie, acz gustownie. Digipack otwiera się na boki, których wewnętrzne strony kryją w sobie zestaw wyciąganych fotografii – jedna strona przedstawia zdjęcia Łony, druga Webbera. Schludnie, ze smakiem, stylowo. Tak lubię.
Tekstowo produkcja prezentuje się wyśmienicie, raper po raz kolejny radzi sobie z wysoko postawioną poprzeczką. Jeśli ktoś choć trochę twórczość tego wykonawcy zna, wie, że Łona porusza zupełnie inne spektrum tematów i zagadnień niż hip-hop w swojej istocie. Nie ma tu miejsca na melanżowe hity, gangsterskie opowieści w konwencji bragga, czy po prostu kawałki opiewające życie na osiedlach. Raper porusza ważkie problemy społeczne, przedstawiając je, z typową dla siebie zgrywą, w skali mikroskopijnej, skupiając się na jednostkach. Jest to swego rodzaju apel nawołujący do ogólnoludzkiej szczerości i tolerancji, do potępienia hipokryzji, zawiści i uprzedzeń. W jednym z utworów słyszymy świetnie zawoalowany komunikat dla szalejących stronnictw konserwatywnych w naszym kraju Wszystko po ludzku, z bystrością i ciepłem wierzącego humanisty. Finezja w składaniu tekstów to stały element stylu tego twórcy, pisząc używa niesamowitych konceptów, bawi się w metafory, nawiązania i gry słownie. Jedzie inteligentnie, uderza celnie, a wszystko jest cudownie polskie. Bo i naszym narodowym bolączkom i grzeszkom gęsto się dostaje. Z czternastu utworów z pewnością wyróżniłbym dwa kawałki singlowe – Nie pytaj nas oraz To nic nie znaczy, a także Ł.O.N.A i Jesteśmy w kontakcie, gdzie raper prezentuje tak dobrze znaną dziś technikę unikania kontaktu telefonicznego i obietnic na odczepne. Słowem, cała kornukopia międzyludzkich animozji.
Technicznie pewien postęp, Łona udoskonalił swoje flow i prezentuje skillsy w sposób bardzo imponujący momentami. Jednak na większą pochwałę zasługuje w tej kwestii Webber. Mówiono o nim, że ma ogromny potencjał, nagrywa bardzo nierówno, przy czym robi wszystko bardzo po swojemu, w oddaleniu od stylów innych producentów. Na tym albumie słychać to doskonale, Webber nie boi się czerpać z szeroko pojętej elektroniki. Tego typu sample bardzo często czynią bit sztucznym i na dłuższą metę irytującym, Łebsztyk jednak wspiął się na wysokość zadania i mistrzowsko pociął sample, okraszając je typowymi dla siebie ciężkimi, wyrazistymi basami. Jedynym utworem, którego brzmienie pozostawia wiele do życzenia, jest 10, a konkretnie jego refren. Podejrzewam, że to element wszechobecnej na Cztery i Pół zgrywy, ale przerobiony komputerowo głos jednego z dwóch gości na produkcji, (SR, drugi gość Łony i Webbera to Rymek) jest nieprzyjemny dla uszu, szczególnie ze względu na kakofonię w tle.
To był najbardziej oczekiwany przeze mnie album ostatnich lat, a więc pojawiła się również wielka presja, wymagania wobec drugiego LP duetu. To jest oczywiście bardzo dobry, mocny i solidnie wyprodukowany album. Całość stoi na naprawdę wysokim poziomie, do którego chłopaki nas przyzwyczaili. Może właśnie to jest problemem – słuchając, ciągle odnosiłem wrażenie, że ta płyta jest tak dla Łony typowa, ta przypominająca go z poprzednich produkcji.
Stąd, u mnie przynajmniej, pewne rozczarowanie. Liczyłem może nie na rewolucję, ale coś nowego, wbijającego w fotel. W żaden sposób nie umniejszam błyskotliwości i kunsztowi tekstowemu Łony, słucha się tego cudownie, po prostu odrobinę obawiam się, by nie zaczął się powtarzać. To nic nie znaczy, to o niczym nie świadczy, bo jeśli ktoś ma mieć fantazję i pomysły, to właśnie ten gość. Zatem precz z czarnowidztwem, posłuchajmy.
©Radosław Kolago
Wykonawca: Łona I Webber
Tytuł: Cztery i Pół
Wytwórnia: Dobrzewiesz Nagrania
Premiera: 30.09.2011
Tracklista:
1. Ł.O.N.A.
2. Patrz szerzej
3. Nie ma nas
4. Szkoda zachodu
5. Nie pytaj nas
6. Kończ tę rozmowę (honyszke kojok)
7. Kaloryfer
8. Święty spokój
9. Jesteśmy w kontakcie
10. 10 (gościnnie Rymek, SR)
11. To nic nie znaczy
12. Nocny ekspres
13. Bez mapy
14. Nie wygłupiaj się
Czas trwania: 44 min. 57 sec.