Czy zastanawialiście się, co by się działo, gdyby na jednej scenie wystąpili Johannes Brahms, Richard Strauss, Ferenc Liszt i Karol Szymanowski, a ich kwartetem kierowałby geniusz batuty Gustav Mahler?
Teraz możecie się o tym przekonać, bo w Warszawie ruszają po raz drugi Szalone Dni Muzyki - jedyny festiwal, na którym klasyki wypada słuchać w wytartych jeansach i t-shircie!
Wyżej wspomniani dżentelmeni nigdy razem nie zagrali. A szkoda, bo takie wydarzenie wywołałoby wcale nie mniejszą zadymę, niż słynny Woodstock ’69! Mahler, Brahms, Strauss, Liszt i Szymanowski, choć nie grali na gitarach elektrycznych i nie słyszeli raczej o LSD, musieliby wypaść równie dobrze jak rockandrollowi wymiatacze: Jimi Hendrix, Janis Joplin czy Joe Cocker. Myślicie, że to przesada? Jesteście w błędzie! Ich poplątane biografie, skandale i sukcesy oraz muzyczna charyzma, której nie powstydziłyby się największe gwiazdy współczesnego popu, bez dwóch zdań przyciągnęłyby pod scenę całe rzesze rozentuzjazmowanych fanów.
„Tandeta musi z natury rzeczy znieprawiać i wykoślawiać wrodzone poczucie piękna” – powiedział lata temu Karol Szymanowski. I miał rację! Wyczucia estetyki i oryginalności odmówić mu nie wolno. Był kumplem „wariata z Krupówek” – Witkacego, pod wpływem którego zrezygnował z tradycyjnego romantycznego grania spod znaku Chopina i rozpoczął nowe poszukiwania. Obcowanie z artystyczną podhalańską bohemą, w tym samym stopniu rozmiłowaną w artystycznych eksperymentach, co w eksperymentach na własnym organizmie, i z zakopiańskim folklorem dość szybko znalazło odbicie w twórczości Szymanowskiego. Jego tournée po Europie, USA, a nawet Afryce Północnej przyniosło polskiemu mistrzowi sławę i… wzbogaciło jego kolekcję pocztówek. Jak przystało na gwiazdę zasłynął nie tylko z fenomenalnych kompozycji (słynna opera „Król Roger”). Gdyby na początku minionego stulecia istniały tabloidy, genialny Karol musiałby się opędzać od czyhających na niego paparazzi niczym diabeł od święconej wody, a historie o jego romansach z rosyjskim poetą i tancerzem Borysem Kochną, choreografem baletowym Siergiejem Diagilewem i kompozytorem Colem Porterem obiegłyby cały świat!
„Ordery mam w nosie, ale chcę je mieć” – powiedział kiedyś bezczelnie Johannes Brahms. A należały się mu one jak nikomu innemu. Początki jego kariery nie były usłane różami. Cierpiący niedostatek młody Johannes swoją muzyczną przygodę rozpoczął w hamburskim domu publicznym, którego bywalcom przygrywał na pianinie. Nie znosił kompromisów. Na owe czasy grał muzykę przestarzałą, nawiązującą do klasyki i baroku. Podążając dalej obranym przez siebie kursem, znalazł wreszcie fanów w Skandynawii i Wielkiej Brytanii. Tam też otrzymał upragnione przez siebie odznaczenie – i to nie byle jakie – złoty medal London Philharmonic Society. Aż strach pomyśleć, co by się działo, gdyby na koncercie „Tytanów” Brahms spotkał się z Richardem Wagnerem! Obaj kompozytorzy nie przepadali za sobą. Pewnie Brahms po pierwszej próbie wstałby od fortepianu. A Wagner wytargałby „drewnianego Johannesa” – jak zwykł mawiać o Brahmsie – za imponujących rozmiarów brodę.
„Od szczęścia, jakim jest posiadanie talentu, cenniejszy jest talent posiadania szczęścia”. Czy rzeczywiście Ferenc Liszt miał szczęście? Z pewnością miał talent, który się rozwinął, gdy Franciszek miał 9 lat. Wtedy zagrał swój pierwszy koncert, następnie jego kariera potoczyła się dalej w tempie nie mniejszym niż Michaela Jacksona. Był prawdziwym rockandrollowcem swoich czasów. Na jego koncerty ściągały setki zakochanych w muzyce węgierskiego mistrza wielbicielek, gotowych pobić się o rzucony przez kompozytora niedopałek papierosa. To przez szalejące dziewiętnastowieczne groupies rozpadło się jego małżeństwo z Marie d’Agoult. Pogrążony i zrezygnowany po kolejnym nieudanym związku Liszt postanowił szukać swojego szczęścia, przyjmując święcenia kapłańskie.
"Muzyki nie można odrywać od tekstu, a słowa - od ożywionego nią obrazu" – mawiał Richard Strauss - najodważniejszy i najbardziej skandalizujący z piątki tytanów. Nie bał się krytyki. Gdy w 1905 roku wystawiono jego operę „Salome” na podstawie wzbudzającej wiele kontrowersji sztuki Oscara Wilde’a, Strauss wywołał niemały skandal, ale zyskał zarazem uwielbienie publiczności i sporo pieniędzy, za które kupił willę w Garmisch-Partenkirchen. Ustawiony na resztę życia, święcił sukcesy, komponując w zaciszu swojej górskiej posiadłości słynne pieśni, dające mu coraz większą popularność. Niemniejsze emocje niż „Salome” wywołał skomponowany przez niego hymn Igrzysk Olimpijskich w Berlinie, za co Straussa posądzono o współpracę z hitlerowskim reżimem.
„Mój akord D-dur powinien zabrzmieć jakby spadł z nieba, jakby przychodził z innego świata” – pisał o swojej muzyce Gustav Mahler. Coś w tym jest, bo sam Mahler i jego muzyka są z innej planety. Był genialnym dzieckiem. Grę na fortepianie opanował w wieku czterech lat. A później wymachiwał batutą i komponował symfonie, jak nikt przed nim. Podobnie jak Liszt wykorzystywał swój muzyczną popularność do nawiązywania coraz to nowych romansów. Do historii przeszedł jego związek z młodszą o prawie 20 lat, piękną i niewierną Almą Schindler. Rozpad małżeństwa i liczne przygody miłosne doprowadziły Mahlera do załamania nerwowego. Cierpiący na depresję muzyk leczył się u samego Zygmunta Freuda.
Poznaliście pięciu niezwykłych dżentelmenów. Mistrzów swojej epoki. Prawdziwe gwiazdy muzycznego postromantyzmu. Mieszanka ich osobowości na jednej scenie wywołałaby całkiem potężną eksplozję. Myślicie, że już nigdy się o tym nie przekonamy? Niezupełnie. Bo mimo, że zacna piątka już dawno przeniosła się na łono Abrahama, to ich największe numery będzie można usłyszeć w wykonaniu współczesnych wirtuozów z całego świata – w jednym miejscu – w Warszawie! Brahms, Szymanowski, Strauss, Liszt i Mahler – pięciu tytanów i pięć niezwykłych temperamentów – tylko podczas Szalonych Dni Muzyki 2011!
Szykuje się nie lada gratka dla melomanów wszelkiej maści. 85 koncertów przez cztery dni, a na scenach 860 artystów z całego świata, wśród nich Sinfonia Varsovia, genialne akordeonowe Motion Trio, najlepsi folkowcy z Węgier – Muzsikàs i zjawiskowa japońska skrzypaczka Sayaka Shoji i wielu, wielu innych. Bądźcie gotowi! Warszawskiego Szalone Dni Muzyki startują 29 września!
Więcej na www.SzaloneDniMuzyki.pl oraz www.youtube.com/user/szalonednimuzyki.