Kiedy była małą dziewczynką, chciała pracować na poczcie, fascynował ją wielki stempel i sterty papierów, nigdy nie przypuszczała, że kiedykolwiek będzie śpiewała zawodowo.
Kasia Nosowska, mimo że prawie w ogóle nie widać jej w mediach, trwale
istnieje w świadomości słuchaczy, zupełnie odcięta od obrazka współczesnej gwiazdy. Na scenie nie rusza się z miejsca, zamyka oczy, żeby opanować stres, który towarzyszy jej niezmiennie od dziewiętnastu lat, a kiedy na koncercie tłum wykrzykuje jej imię, chowa się za mikrofonem. O sobie śpiewa, że jest „Za łatwa dla trudnych, a dla łatwych zbyt trudna”.
Katarzyna Nosowska - czterdziestoletnia wokalistka, znana z formacji Hey, z którą jest związana od 1992 roku. Jako solistka zadebiutowała w 1996 wydając płytę „Puk Puk”, która zawierała komputerowe brzmienia, odległe od rockowej estetyki zespołu. Na swoim koncie ma już 5 solowych albumów. Autorka tekstów, felietonistka, jedna z najbardziej utytułowanych piosenkarek w Polsce. Zdobywczyni łącznie 21 Fryderyków, Paszportu Polityki, a w zeszłym roku uznana za najlepszą polską wokalistkę według magazynu „Machina”.
Jestem z tych co sami ze sobą rozmawiają…
Już od dziecka Kasia była wielką indywidualnością. Od najmłodszych lat uwielbiała nosić ciężkie, ortopedyczne buty, podczas gdy mama wolałaby widzieć swoją jedynaczkę w ładnych lakierkach oraz kolorowych sukienkach. W kwestii tego, jak ma się ubierać często musiała iść na kompromis, bo sama przyznaje, że była za słaba, żeby walczyć o swój styl. Kiedy była małą dziewczynką, chciała pracować na poczcie, fascynował ją wielki stempel i sterty papierów, nigdy nie przypuszczała, że kiedykolwiek będzie śpiewała zawodowo. Nie była rozpieszczana przez rodziców. Ojciec był marynarzem, często przebywał poza domem, ale kiedy wracał z rejsu, starał się nadrabiać zaległości w wychowaniu córki. Bardzo dużo od niej wymagał, w jednym z wywiadów Nosowska przyznała, że nie lubiła, gdy ojciec był w domu, o wiele lepiej dogadywała się z matką. Często nie była w stanie sprostać jego oczekiwaniom, ale mimo wszystko nie sprzeciwiała się. Nawet nastoletni bunt przeżywała w sobie, nie robiła nic, co mogłoby sprawić kłopot rodzicom. Największym i chyba jedynym ekscesem małej Kasi było niedopuszczenie jej terminowo do Pierwszej Komunii Św. Podczas nieobecności mamy, która przez kilka miesięcy towarzyszyła mężowi w czasie jego rejsu, Kasia pozostawała pod opieką babci. W tym czasie miała uczęszczać na nauki przygotowawcze, jednak większą frajdę sprawiały jej spacery po mieście. Cała sprawa wydała się dzień przed uroczystością, rodzice musieli odwołać przyjęcie, cała rodzina się obraziła, a młoda wędrowniczka dostała porządne lanie.
Bo bardzo boję się być jedyna w swoim rodzaju…
Była wiecznie przestraszona, niespokojna, potwierdzenia swoich przemyśleń szukała w literaturze. Zawsze czuła się starsza od swoich rówieśników. W szkole podstawowej dziewczyny podrywały chłopców z klasy sportowej, a ona czytała poważne książki. Autorytetem był dla niej Bruce Lee, zawsze chciała być tak twarda jak on. Swoje pierwsze pieniądze zarobiła w wieku szesnastu lat, myła szyby na stacji benzynowej w Szczecinie. Jednak ojciec za przerobienie jego starej, skórzanej kurtki skonfiskował jej cały zarobek. Miał on duży wpływ na decyzje córki, doszedł do wniosku, że powinna mieć zawód i maturę, dlatego wysłał ją do technikum odzieżowego. Kasia nie lubiła tej szkoły, moda ją wręcz przerażała, bo jak sądziła „zabijała indywidualność”. Jednak to właśnie tam spotkała ludzi, których fascynował rock. Przed rodzicami ciągle chciała sprawiać wrażenie posłusznej córki, gdy po raz pierwszy wróciła do domu pod wpływem alkoholu, wymyśliła najbardziej idiotyczną ściemę świata, ponieważ powiedziała, że „zjadła bardzo dużo cukierków z alkoholem” i mama uwierzyła. „Przeliczyłam jeden browar na bardzo dużo kukułek i byłam ocalona" – dziś wspomina z uśmiechem na ustach. Po raz pierwszy o śpiewaniu na poważnie pomyślała w Ochotniczym Hufcu Pracy. Pojechała wtedy zbierać jabłka do NRD. Tam poznała chłopaka, który grał na gitarze w zespole punkowym. Zaprosił ją na próbę, tam utwierdziła się w przekonaniu, że śpiewanie to właśnie to, co chciałaby robić w życiu.
Nawet gdyby świat miał się skończyć dziś, proszę mnie nie budzić…
Po maturze nie dostała się do szkoły teatralnej, ojciec więc kazał jej iść do pracy. Znalazła posadę na poczcie, i mogłoby się wydawać, że spełniają się jej dziecięce marzenia, jednak nie czuła się tam dobrze. Prawie całą pensję
musiała oddawać do domu, a młoda Kaśka przecież chciała śpiewać. Zaczęła obracać się w towarzystwie muzyków. Śpiewała w różnych zespołach min. w Szklanych Pomarańczach, Dum Dum, No way out. W 1992 rozpoczęła współpracę z Piotrem Banachem i wraz z czterema innymi muzykami utworzyli zespół Hey. Trzy miesiące później stali się laureatem drugiej nagrody punk-rockowego festiwalu w Jarocinie. Ten występ okazał się dla całej grupy spektakularnym sukcesem. Niedługo potem wydali pierwszy krążek „Fire”, który uzyskał statut złotej płyty, a Nosowska została wokalistką roku. Kolejne płyty i sukcesy posypały się jak z rękawa. Nagle okazało się, że Nosowska - typ „Zosi Samosi” jest lubiana przez młodzież. Było to dla niej bardzo budujące, bo wreszcie uwierzyła, że stać ją na bardzo dużo. Nabrała pewności siebie, od tej pory poczuła się potrzebna, dostawała listy z wyrazami wdzięczności, dzięki jej tekstom ludzie zmieniali swój sposób patrzenia na świat. Sama przyznaje, że był taki okres, kiedy każde słowo w piosence ściśle podporządkowywała temu, że ludzie się z nimi utożsamiają. W końcu zrozumiała, że nie może zatracić się dla innych, że każdy sam decyduje co zrobi ze swoim życiem, a ona nie jest w stanie uchronić ich przed wszystkim. „Rzadko można robić w życiu to, co się lubi”, dlatego przyznaję, że miała dużo szczęścia. Popularność dosięgła ją w młodym wieku. O sławie mówi, że „pierwszy etap bycia sławnym jest fascynujący. Natomiast w pewnym momencie staje się to normalne, a później zaczyna drażnić”. Sprawdzili już jak to jest być zespołem z pierwszej trójki list przebojów i zgodnie uznali, że nie jest im to potrzebne. Zdają sobie sprawę, że swoje 5 minut mają już za sobą. Jako grupa nie przypuszczają, że mogliby osiągnąć coś więcej. Jak sami przyznają, nie potrafią być wielkimi „gwiazdami”. Zaczynali od mocnego rocka, teraz ich utwory są spokojniejsze. Każda płyta to zapis pewnych nastrojów i klimatów, które w danym momencie pojawiły się w ich życiu. Zawsze mocno chronili swojej prywatności, jedyne czym chcieli się dzielić ze światem to muzyka. Wiele osób odwróciło się przez to od zespołu, nie potrafiło zaakceptować zmian, jakie stopniowo wprowadzane były przez muzyków Hey.
Ja jestem panią, która śpiewa…
Nosowska przyznała, że zawsze wydawało jej się, że jest uzależniona od zespołu, dlatego żeby sprawdzić samą siebie, po urodzeniu syna Mikołaja, rozpoczęła pracę nad solową płytą. Dopiero wtedy poczuła się naprawdę wolna. Niedługo później doceniono nowatorstwo, odwagę i wszechstronność wokalistki. Sukces zawdzięczała niezwykłym tekstom, w których rzeczywistość była opowiadana słowami osoby bardzo wrażliwej, wchodzącej w trudną, niekiedy wręcz przytłaczająca dorosłość. Sama o swoich utworach mówi: „Nie umiem wymyślać wyszukanych przenośni - lepiej posługuję się słowami używanymi na co dzień. One są zresztą najbardziej prawdziwe”. Niektórzy stwierdzili, że „pieluchy jej się na mózg rzuciły”, ale ona po prostu nie chce nikogo udawać, śpiewa o tym co czuje i co w danej chwili przeżywa. Nigdy nie tworzyła jakiegoś specjalnego wizerunku, nie starała się udawać kogoś, kim nie jest, „Zawsze byłam zwykła”- mówi Nosowska. Tylko raz uległa „życzliwym” podszeptom, mówiąc o prywatnych sprawach w mediach. Okładka w kolorowym magazynie, relacja z wieczoru panieńskiego, a potem bolesne rozstanie z narzeczonym, „Zaczynam przypuszczać, że związki opowiedziane w prasie kończą się wraz z wyczerpaniem nakładu" - przyznaje wokalistka. Od tej pory jest ostrożna, nie jest dla niej problemem, kiedy nie widać jej w mediach. „Są panie, które uczą w szkole, sprzedają w sklepie, ja jestem panią, która śpiewa i już – nic wielkiego, jestem po prostu normalnym człowiekiem” - mówi o sobie.
Chcę być po prostu dobrym człowiekiem…
Kasia Nosowska to bardzo zmienna osoba. Często zmieniają się także nastroje w jej utworach, gdzie mimo wszystko dominuje smutek. Sama przyznaje, że nie umie pisać o szczęściu. „Szczęście trzeba po prostu przeżywać. Skoro nie umiem go opisywać, to piszę o tym co widzę. Niestety, wokół nas dzieje się tyle złych rzeczy”. Wokalistka akceptuje zmiany zachodzące w jej myśleniu, mówi o tym otwarcie. „Gdybym ciągle była taka sama, to bym się chyba załamała”, przyznaje, że te zmiany zarówno w jej wyglądzie, jak i w sposobie patrzenia na świat, są dowodem na to, że idzie do przodu. Ma bardzo nieskomplikowany cel przed sobą, chciałaby opuścić ten świat, choćby z nikłym przekonaniem, że wykorzystała daną jej szansę, „Chcę być dobrym człowiekiem”- mówi Nosowska. Choć śpiewa już tyle lat, nagrała mnóstwo płyt, to ciągle ma poczucie, że nie nagrała jeszcze płyty życia. Nie otworzyła się tak, jakby chciała, ciągle jest zawstydzona, bardzo stresuje się przed każdym występem. Jednak przyznaje, że z czasem coraz bardziej odkrywa, że wbrew pozorom jest silna i potrafi przetransportować swoje lęki na coś pożytecznego i twórczego, na pisanie tekstów i śpiewanie. Nie przywiązuje wagi do sławy, „Kariera przemija szybciej niż cokolwiek innego, nie można budować na niej swojego życia. Nie można się przyzwyczaić do sławy i list przebojów, bo to nie jest ważne. Jedyne co usprawiedliwia nasze istnienie, co nadaje naszemu życiu sens, to właśnie rodzina”.
Oswoić demony znaczy zniszczyć je…
Kasia Nosowska poprzez swoje dokonania odcina się w pewien sposób od modnego w ostatnich latach modelu śpiewającej gwiazdy. W Polsce jej twórczość można uznać za wybitnie nowatorską, artystka wykorzystuje królujące obecnie trendy muzyczne i modyfikuje je do swoich potrzeb. W niektórych utworach, piosenkarka używa języka „nijakiego”, sama mówi, że „nie liczy się słownictwo, tylko emocja w głosie”. Ciągle koncertuje i nagrywa nowe albumy. Już zapowiedziała premierę swojej szóstej solowej płyty na wrzesień. Fani nie mogą się doczekać, ciekawi są jaki wizerunek zaprezentuje tym razem. Ostatnia płyta, wydana w 2008 roku: „Osiecka” z tekstami Agnieszki Osieckiej, uzyskała status podwójnej platyny. Był to olbrzymi sukces, ale poprzedzony wielkim ryzykiem. Sama Nosowska przyznaje, że „sensem jej istnienia jest podejmowanie bardzo osobistych prób przeskoczenia samej siebie w swoich własnych produkcjach”. Ciągle walczy ze swoimi słabościami: wstydem, stresem, przesadną samokrytyką, ta wojna z samą sobą trwa, bo jak przyznaje: „oswoić swoje demony, to znaczy zniszczyć je…”.