Nie jest to zwyczajny album: to prawdziwe zjawisko artystyczne z gatunku tych, które pojawiają się na rynku niezwykle rzadko i są przeznaczone raczej dla wymagającego odbiorcy, niż dla mas.
Niedawno nakładem oficyny wydawniczej Luna Music ukazał się muzyczny debiut Bartosza Porczyka, aktora filmowego i teatralnego. Nie jest to jednak zwyczajny album: to prawdziwe zjawisko artystyczne z gatunku tych, które pojawiają się na rynku niezwykle rzadko i są przeznaczone raczej dla wymagającego odbiorcy, niż dla mas. Co jest dosyć paradoksalne ― ale o tym za chwilę.
„Sprawca” jest produkcją świetnie przemyślaną, w związku z czym nie uświadczymy tutaj braków ani w kwestiach ściśle muzycznych, ani też w warstwie tekstowej. Fotografie znajdujące się w książeczce z tekstami są integralną częścią tego wydawnictwa, a choć na kilometr trącą photoshopem, nie wyobrażam sobie, że miałoby ich tam nie być. Idealnie obrobione, korespondują z treścią krążka nie tylko trafnym przedstawieniem tematu, do którego nawiązują, ale także właśnie tym swoim plastikowym klimatem.
Debiut Porczyka przypomina mi albumy Lao Che, w których aż roi się od sampli: podobnie jak u nich, ciężko jednoznacznie określić gatunek muzyczny, z jakim mamy do czynienia, sądzę więc, że nie tylko ja najchętniej wrzuciłabym „Sprawcę” do obszernego ostatnimi czasy worka z napisem crossover i nie przejmowała się już więcej zabawą w klasyfikację. I chociaż w tym albumie czasami brakuje mi tego pazura, który tak sobie cenię w twórczości panów z Płocka, to z niejakim zdziwieniem przyznać muszę, że Porczyk dysponuje zdecydowanie większą ilością środków wyrazu (w końcu jest aktorem, potrafi czarować głosem; czasem zahacza to nawet o musicalowy przepych, jak w „Nieruchomej okupacji”). Chyba nie muszę zaznaczać, że to dobrze.
Mimo że dotychczas nie miałam okazji zobaczyć wykonawcy w akcji, przed oczami miałam gotowe obrazy; Porczyk dysponuje przyjemnym dla ucha, dobrym warsztatowo wokalem z gatunku tych typowo aktorskich — czy może raczej: estradowych, bo ten styl śpiewania jest domeną nie tylko aktorów, choć to przeważnie u nich zdarza mi się słyszeć pewien rodzaj zmanierowanej poprawności, jaki słychać na „Sprawcy”. Tę manierę, będącą dla mnie drobnym mankamentem, rekompensuje mi kompleksowy atak Porczyka z kilku frontów: zdjęcia, teksty, nie nudzące się aranżacje, ba — nawet faktura okładki jest przyjemna w dotyku.
I tu chciałabym wrócić do paradoksu, o którym wspomniałam na początku. „Sprawca” jest produktem idealnym: oddziałuje na zmysły, zaprząta naszą uwagę, jest ciekawy i stworzony niemal z namaszczeniem, jednak w swej istocie jest głównie kompozycją, która opowiada nam historię artysty będącego sprawcą całego tego szumu medialnego, który ogłupia masy ze wszystkich stron, ale jest równocześnie też jego największą ofiarą, gdyż zostając uznanym przez miliony za boga, i któremu te miliony zazdroszczą (sławy, pieniędzy, panienek i — przede wszystkim — łatwości w osiągnięciu sukcesu), staje się jednocześnie jedynie towarem, który możemy nabyć, o czym przekonujemy się boleśnie zwłaszcza w utworach „Persona”:
dlaczego pytasz człowieku
nawet ja nie wiem z kim sypiam
bo twarzy mam więcej niż zmarszczek
przed tobą do odkrycia
oraz „Promocja”:
w halach wielkich niczym scena
zimnych świateł blask oślepia
ty jak król wydajesz rozkaz to dla ciebie ta
PROMOCJA
W tym ostatnim (podobnie jak i w innych utworach) artysta w dość prześmiewczy sposób pokazuje nam także, jak stopniowo człowiek zamienia się w kawałek mięsa, który nie umie samodzielnie myśleć, karmiony wszelkiego typu promocjami, zdrapkami i okazjami. Konsument — to brzmi dumnie! Uzależnieni od handlowania nie tylko przedmiotami, ale także sobą (vide: „W(i)ara od gara”, „Blaski podpaski”), odczłowieczamy się do tego stopnia, że pikanie czytników kodów kreskowych z „Promocji” zaczyna brzmieć jak dźwięki wydawane przez urządzenie monitorujące pracę serca.
W „Blaskach podpaski”, wyjątkowo dynamicznej kompozycji o brzmieniu, które kojarzy mi się z burtonowskim klimatem i burleską, znajduje się niejako podsumowanie tych wszystkich mechanizmów rządzących reklamą i kupczeniem żywym towarem. „Artyści” przyznają się zarówno do bycia sprawcami manipulacji, jak i bycia tych procesów ofiarami.
Tym bardziej więc na tle tych wszystkich kawałków odznacza się ballada „Rozczulanka”. Tytuł trafiony stuprocentowo. Rozczula w każdym aspekcie, a słuchana kilka razy pod rząd, zwłaszcza po przesłuchaniu całej płyty i podczas wgapiania się w fotografię ilustrującą ten utwór, może wywołać syndrom pocącego się oka i zostawić niepokój w sercu na wiele godzin. Wiem, bo sama przetestowałam. I choć „ja nie oceniam, ja nie przeceniam”, to z całą pewnością doceniam „Sprawcę”.
© Magdalena Czuczwara
Bartosz Porczyk „Sprawca”
Produkcja: Wojciech Orszewski i Łukasz Damrych
Wydawca: Luna Music
Data premiery: Kwiecień 2011
Format: CD
Fotografie: Bartosz Maz / Plug Images
Lista utworów:
1. Sprawca
2. Promocja
3. Rosolanka
4. Rzezipospolita
5. Nieruchoma okupacja
6. Rozczulanka
7. Botox
8. Dopalacze
9. W(i)ara od gara
10. Persona
11. Blaski podpaski