Chropowatość poezji Różewicza. Po koncercie Karoliny Cichej w Poznaniu.

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Kategoria muzyka · 22 maja 2011

Koncert Karoliny Cichej to wyjątkowa okazja, aby spotkać się z wierszami Tadeusza Różewicza, odrywając się na chwilę od piętrzących się na jego twórczości interpretacyjnych pomysłów, od tego, w co przez dekady obrastało każde słowo poety, od tego, co powoduje, że o poezji autora m. in. „Spadania”, „Walentynek”, „Regio” boimy się czasami mówić, żeby nam tzw. specjaliści nie wykazali błędów w rozumowaniu.


21 maja o 20:00 na Dziedzińcu Zamku jest wystarczająco jasno bez sztucznego oświetlenia. Można spokojnie znaleźć wolne miejsce na ławeczkach na stałe zamocowanych przed sceną. Zresztą – tłumu nie było... Można jeszcze zakupić jakieś napoje orzeźwiające – w końcu pogoda za dnia dopisała.


Dwadzieścia minut później – przy akompaniamencie oklasków – na scenę wkrada się Karolina Cicha ze swoim zespołem. Wydaje się skromną osobą, kiedy dziękuje publiczności za przywitanie i krótko wprowadza w projekt Do ludożerców.

 

Gdy z instrumentów, z gitary, wydobywa się pierwszy fałszywy dźwięk, a artystka żartuje, że to falstart koncertu, jest ciągle tak jasno, iż kolorowe reflektory włączone już na scenie nie wywołują prawie żadnego efektu. Muzyka będzie musiała obronić się sama.


W tym momencie zderzam się z dwoma fenomenalnymi zjawiskami.


Po pierwsze Karolina Cicha raz jeszcze udowadnia, że wiersze Tadeusza Różewicza nie tylko da się zaśpiewać, ale że znalazła dla większości z nich przejmującą oprawę instrumentalną i wokalną. Te „łamane” wielokrotnie teksty, nierytmiczne, wydawałoby się... to nie Tuwim, Asnyk, Mickiewicz, z których wydobywa się sama śpiewana poezja. To jednak, co tkwi w wierszach wolnych Różewicza wpisuje się w stylistykę współczesną, to poezja śpiewana przy instrumentalistach nie bojących się rockowych brzmień, przyprawionych reggae i wieloma innymi pomysłami, które aż szkoda określać konkretną stylistyką.


Po drugie, jeszcze przed chwilą przepełniona skromnością, Karolina Cicha wybuchła na scenie, w pełni oddając się kolejnym utworom. Jeśli spalała się, to w pozytywnym słowa tego znaczeniu. Jej głos nadawał kolejnym wersom z wybranych wierszy Tadeusza Różewicza bogactwa znaczeń. Widać było, że artystka występuje z pasją. Że świetnie się bawi. I że zespół towarzyszący jej również wie, po co wyszedł na scenę.


„To musi być chropowate i ostre” – powiedziała kiedyś w radiowej Trójce Karolina Cicha. Udało się.


Wydobyła z Walentynek, Księżyc świeci, Ciała i innych wierszy ciekawe, zaskakujące znaczenia. Pozwoliła, może nie inaczej, ale szerzej na nie spojrzeć. Tym bardziej, że robiło się coraz ciemniej i wszystko zaczęła podkreślać gra świateł na scenie. Każdy utwór publiczność zamykała spontanicznymi oklaskami. Zasłużonymi.

 

Po Różewiczu i przedstawieniu swojego zespołu (Mariusz Mocarski – perkusja, Paweł Stankiewicz – gitary, Paweł Puszczało – bas, kontrabas) Karolina Cicha na bis przypomniała utwór do tekstu Tadeusza Gajcego. Mocny, ciężki, przejmujący. A później już bez zespołu nowy kawałek, coś, nad czym obecnie artystka pracuje. W utworze tym Karolina Cicha wykorzystuje angielski tekst własnego autorstwa. Czekam na cały projekt z niecierpliwością.

 

Michał Domagalski

 

Do ludożerców
koncert Karoliny Cichej
21.05.11 godz. 20.00 – 22:00, Dziedziniec Zamkowy, Poznań