O świątecznym koncercie Chicka Corei.

Magdalena
Magdalena
Kategoria muzyka · 15 stycznia 2011

Przy całym swoim talencie i profesjonalizmie [Chick Corea] pokazał się też jako osoba niesłychanie skromna i otwarta na ludzi, prosił o zapalenie niektórych świateł, by mieć lepszy kontakt z przybyłymi ludźmi...

To już tradycja, że w ciągu około świątecznego gwaru Stołecznej Estradzie udaje się ściągnąć do Warszawy nazwiska, które gwarantują niezapomniane muzyczne wrażenia. W tym roku do takich figur jak Barbara Hendrix, The Hilliard Ensamble, Take 6 i The Golden Gospel Singers, dołączył Chick Corea.


Prawie siedemdziesięcioletni artysta o niezwykłym temperamencie i energii, wymieniany na jednym tchu wraz z Herbiem Hancockiem i Keithem Jarrettem, jest zaliczany do absolutnych mistrzów muzyki jazzowej i uznawany za jednego z najbardziej znaczących klawiszowców dwudziestego wieku. Ceni się go za niezwykłą finezję gry i bogatą wyobraźnię improwizatora, który czerpie inspirację nie tylko z klasyki, ale i z takich gatunków jak rock, fusion i rytmów latynoskich.

 

Długo wyczekiwany koncert, ogłoszony z wielkim rozmachem niezliczoną liczbą plakatów, odbył się 27 grudnia 2010 r. w archikatedrze św. Jana Chrzciciela na warszawskiej starówce. Monumentalne, pięknie oświetlone wnętrze kościoła ze wspaniałą akustyką tworzyły idealne tło dla koncertu, na którym Chick Corea wystąpił solo, prezentując utwory swoje i swoich przyjaciół.


Gospodarze archikatedry, prawdopodobnie w odpowiedzi na falę protestów związanych z wyznaniem artysty, bardzo starali się podkreślić bożonarodzeniowy wymiar tego spotkania. Nie zabrakło kolęd wykonanych przez siostrę zakonną oraz czytania Pisma Świętego tuż przed rozpoczęciem koncertu, co wywołało lekką konsternację zebranych gości. Jednak prawdziwą atmosferę ciepła i serdeczności wprowadził sam Corea. Wyszedłszy opatulony na scenę, w kurtce, szaliku i rękawiczkach, rozpoczął koncert od dedykowanego wszystkim celebrującym ten świąteczny czas utworu inspirowanego polskimi kolędami.


Jak sam zaznaczył ten solowy koncert był zaproszeniem do pewnej sfery prywatnej muzyka, pokazaniem widowni swojego warsztatu pracy. Zagrał ulubione kompozycje, które wykonuje w domu przy własnym fortepianie, napisane przez artystów, którzy wciąż go inspirują. Można było usłyszeć wspaniale zinterpretowane utwory takich klasyków, jak Thelonius Monk, Bud Powell czy Bill Evans.


Nie zabrakło też autorskich utworów artysty, które znamy z płyty Children’s Songs. Radosne, lekkie i szczególnie urokliwe miniaturki, które są muzyczną interpretacją dziecięcych charakterów, doskonale wkomponowały się w wyjątkowy nastrój koncertu. A ich wspaniałe wykonanie sprawiło, że koncert zakończył się dwoma bisami, w trakcie których wykonał jeden ze swoich najbardziej znanych utworów Spain, i oklaskami na stojąco.

 

Corea zbudował niepowtarzalną atmosferę ciepła i serdeczności, opowiadając o swoim domu, już w ciągu pierwszych chwil zjednał sobie całą publiczność. Usłyszawszy od żony, że Polska jest muzykalnym narodem, wciągnął widownię w niezapomniany dialog, dzieląc ją na głosy i dyrygując nią jak chórem. Przy całym swoim talencie i profesjonalizmie pokazał się też jako osoba niesłychanie skromna i otwarta na ludzi, prosił o zapalenie niektórych świateł, by mieć lepszy kontakt z przybyłymi ludźmi, i żartował „Idźcie już do domu” podczas owacji.


Zatem mimo nieprzyjaznego szumu związanego z protestami, kończący miniony rok koncert w archikatedrze z pewnością będzie zaliczany do ważniejszych wydarzeń muzycznych. Trzeba mieć tylko nadzieję, że artysta spełni swoją obietnicę i niedługo wróci do Polski.
 

Magdalena Zych

Chick Corea

Światecznie Warszawie

27 grudnia 2010 r.

godz. 20.00

Archikatedra św. Jana, Warszawa

 

zdjęcia: Stołeczna Estrada