O swoich muzycznych fascynacjach, organizacji koncertów, mediach oraz kondycji polskiej sceny opowiadają między innymi: Aga Zaryan, Tymon Tymański, Farben Lehre, Coma, Pidżama Porno, Pustki, Lech Janerka i Renata Przemyk.
Dziennikarze niezależnej internetowej rozgłośni Radio Bez Kitu przeprowadzili od początku jej istnienia, czyli od roku 2002, dziesiątki rozmów z polskimi i zagranicznymi muzykami reprezentującymi scenę – mniej lub bardziej – alternatywną. Wywiady te emitowano regularnie na antenie krakowskiej rozgłośni, dziś zaś można przeczytać je w wydanej nakładem wydawnictwa Narbook książce Wywiady bez kitu. O swoich muzycznych fascynacjach, organizacji koncertów, mediach oraz kondycji polskiej sceny opowiadają między innymi: Aga Zaryan, Tymon Tymański, Farben Lehre, Coma, Pidżama Porno, Pustki, Lech Janerka i Renata Przemyk. W zbiorze można też znaleźć zapisy rozmów z zespołami nieomal nieznanymi szerszej publiczności, jak na przykład wykonująca transową muzykę grupa Soomood, czy już nieistniejącymi, jak reaggowe Tumbao.
Każdy z wywiadów to w zasadzie zupełnie odrębna historia, często przedstawiająca muzyków od niebanalnej i zaskakującej strony, ale uważny czytelnik odnajdzie w nich pewien wspólny mianownik. Jest nim refleksja nad stanem rynku muzycznego w Polsce i to refleksja jednostek pretendujących do miana „niezależnych”, więc z definicji zepchniętych na margines owego rynku. Bycie niezależnym muzykiem brzmi fajnie, ale – okazuje się – w praktyce często wcale fajne nie jest. Niechęć do flirtu z komercją skazuje na granie za niewielkie pieniądze, a co za tym idzie – na niemożność realizacji marzenia większości grających o odsunięciu od siebie innych zajęć i życiu z muzyki i dla muzyki. Cytując Wojtka Wojdę z zespołu Farben Lehre: „Myślałem sobie, że muzyka obroni się sama i w pewnym momencie zaczniemy żyć tylko z muzyki, będziemy mogli olać wszystkie inne zajęcia. Okazało się, że gramy 18 lat i do dzisiaj nie jest to realne. Każdy z nas, oprócz grania w zespole, próbuje robić coś innego, żeby zarobić na chleb”.
Co muzyk, to definicja niezależności, rzecz jasna. Niekomercyjność niektórych z prezentowanych w książce formacji z pewnością można kwestionować, biorąc pod uwagę fakt, że – jak choćby Hey, Myslowitz czy Coma – odniosły spory komercyjny sukces. Osobiście szczególne kwestionowałabym niekomercyjność Maćka Maleńczuka, bo od lat zastanawiam się, czego Nikt Z Nikąd, autor tekstów, które za moich licealnych czasów cytowało się przy blancie i tanim winie, właściwie szukał w tym Idolu.
Ciekawie o artystycznej niezależności wypowiada się Tymon Tymański: „Stronię od terminu niezależność, bo wymyślił go ktoś, kto obraził się na Sex Pistols i Malcolma McLarena za to, że sprzedał punk (…). Artyści byli zawsze zależni od marszandów, sytuacji kraju czy dworu (…). Tak samo jest teraz, tylko dziś artyści nie umierają z głodu czy na skrofuły. Niezależność jest terminem bardzo grząskim. Nie uważam się za artystę niezależnego, chociaż moje morale czy stopień wolności są całkiem duże jak na sztukę polską. Po prostu nie robię gówna i nie biorę chały na warsztat.”
Dla lidera Pidżamy Porno z kolei, niezależność to świadomość, że „chcąc zachować siebie w tym świecie muszę przede wszystkim wierzyć w siebie, ufać sobie. Doprowadzić swoje życie do takiego momentu, w którym będę mógł być niezależny od tego, co dzieje się na zewnątrz.”
Dla większości jednak niezależność to przede wszystkim zmagania z niesprzyjającymi realiami show-biznesu. To – jak w przypadku grupy Chupacabras – brak funduszy na wydanie własnej płyty i trudności związane z dystrybucją. To walka z wiatrakami, czyli przedstawicielami wytwórni muzycznych, przekonanymi, że warto wydawać to, co się sprzeda, ergo – to, co zadowoli masy. I wreszcie wiara w to, że mimo wszystko warto, skoro, jak deklaruje Wojciech Stroński: „Nie chcemy grać dla głupków”. I że warto także w sensie wyższym, etycznym, bo – ponownie powołując się na słowa Tymona: „Łatwo dać dupy, wziąć dużą kasę, pójść do telewizji i zrobić słaby program, wystąpić na słabym festiwalu. Twarz ma się jedną. Jeśli myślisz w kategoriach czasu, to warto jest być wielkim artystą, dobrym człowiekiem, godnym obywatelem”.
Wywiady bez kitu to – wbrew pozorom – nie tylko ponure rozważania o kondycji polskiej sceny. Tak muzykom jak i przeprowadzającym wywiady dziennikarzom na szczęście nie zabrakło poczucia humoru, dzięki czemu książka pełna jest zaskakujących anegdot. Dowiadujemy się na przykład, że syn Kasi Nosowskiej dostał kiedyś w prezencie kurę, a wnuczka Lecha Janerki szczerze wzgardziła bajkami, które ten dla niej napisał. Że chłopaki z Happysad nie umieją robić kupy na stacjach benzynowych i uważają, że ładne WC to podstawa dobrego klubu muzycznego. Że Czesław Mozil w ramach światopoglądowego manifestu nosi podkoszulek z napisem „Tinky Winky wspieramy cię”, choć prywatnie uważa, że mowa ciała Pana Kleksa jest o wiele bardziej dwuznaczna niż wiadoma torebka Teletubisia. Że Marcin Bąk z WU-HAE w wieku piętnastu lat odkrył Rage Against The Machine i postanowił złożyć się z kolegą na płytę, lecz niestety wymówienie nazwy zespołu przerosło ich ówczesne możliwości werbalne, poprosili więc w sklepie o album Rage taram taram taram. Te drobiazgi to jeden z wielu powodów, dla których książkę przeczytać warto.
Wywiady bez kitu to bez wątpienia ciekawy, niebanalny projekt, który ma szansę zapoczątkować dyskusję na temat przyszłości muzycznej alternatywy w Polsce.
Dominika Ciechanowicz
Wywiady bez kitu
Wyd. Narbook, Jelenia Góra 2010
Stron 416, okładka miękka.