Melanie czarowała swoim cudownym, ciemnym głosem, niejednokrotnie imponując karkołomnymi frazami.(...) Jeśli miałbym typować moich faworytów, to z pewnością byliby to muzycy stanowiący sekcję rytmiczną. Jeśli istnieje planeta muzyków idealnych, to ci dwaj panowie z pewnością stamtąd pochodzą.
Deszczowy, późnojesienny wieczór we Wrocławiu nie odstraszył łowców pozytywnych dźwięków, którzy licznie wypełnili wrocławski klub Eter. Sam powód był bowiem nie byle jaki. Oto do Wrocławia zawitała kanadyjska wokalistka Melanie Fiona, która ostatnimi czasy wdarła się na szczyty polskich list przebojów z utworem „Monday Morning”. Jednak to tylko wstęp do jej imponującego artystycznego CV. Artystka ma już na koncie nominację do nagrody Grammy, a także wspólne koncerty z Kanyem Westem oraz Alicią Keys. Taka rekomendacja tylko wyostrzyła mój apetyt na wyborne muzykowanie tegoż wieczoru.
Chwilę po godzinie 20. na scenie pojawili się artyści, jednak jeszcze bez gwiazdy wieczoru. Pierwsze dźwięki zagrane przez muzyków nie pozostawiły wątpliwości, czego należy spodziewać się po tym koncercie. Po chwili oczekiwania na scenie była już i sama Melanie, w nienagannym stroju i – jak mniemam – w doskonałym humorze. Koncert rozpoczęła kompozycją „Ay Yo”, która od razu rozruszała wrocławską publiczność. Niedługo artystka kazała nam czekać na największy ze swoich hitów. Z numerem trzecim na set liście znajdował się bowiem „Monday Morning”. Rewelacyjne, energetyczne wykonie nie pozostawiło już żadnych wątpliwości, że artyści prezentują światowy poziom i wszystko, co jeszcze miało wydarzyć się na tej scenie, warte jest największych pochwał. Kolejne kompozycje wywoływały na twarzach Wrocławian jeszcze większy uśmiech i zadowolenie. Wspaniała atmosfera, z każdym dźwiękiem stawała się jeszcze bardziej gorąca.
Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie także fakt, że tak naprawdę wspomniane juz „Monday Morning” oraz „Ay Yo”, które w świadomości większości funkcjonowały jako największe przeboje artystki, okazały się jedynie ukoronowaniem, całego doskonałego repertuaru. Podczas wrocławskiego występu artystka płynnie wędrowała pomiędzy rozmaitymi stylistykami. Nie zabrakło więc klasycznego rythm and bluesowego grania, w stylu wokalnych zespołów lat 60, jak również współczesnych brzmień R'n'B. Bywało także bardzo wakacyjnie gdy Fiona serwowała nam cudownie snujące się reggae, w rytm którego publiczność kołysała się jak wprawiona w trans. Artystka niejednokrotnie potrafiła także zaatakować drapieżnymi, rockowymi wersjami swoich hitów, takich jak „Give it to Me right”, ale i genialnie wykonanym coverem utworu „Ironic” Alanis Morissette.
To, co wywołało u mnie do teraz niesłabnący zachwyt to świetne aranżacje kompozycji, dobrze znanych nam z płyty „The Bridge”. Muzycy potraktowali płytowe wersje piosenek jako punkt wyjścia do tego, co wydarzyło się na scenie. Ogromna swoboda w ich genialnym muzykowaniu, a zarazem niesamowita perfekcja i dyscyplina. Wszystko to sprawiło, że momentami czułem, iż obcuję z idealną muzyczną machiną, która raz za razem wciąga w swoje pulsujące tryby kolejnego słuchacza. Nie dziwi więc fakt, iż każdy z utworów oklaskiwany był niemal w nieskończoność, a i jęków zachwytu wśród publiczności nie brakowało.
Słów kilka o wykonawczej stronie występu. Cieszy fakt, że od kilku lat Polska stała się równoprawnym krajem na artystycznej mapie Europy i czasy tzw. cięcia kosztów mamy już za sobą. Stąd też obecność na scenie siedmioosobowego kolektywu, który niejednokrotnie dawał o sobie znać. Jeśli miałbym typować moich faworytów, to z pewnością byliby to muzycy stanowiący sekcję rytmiczną. Jeśli istnieje planeta muzyków idealnych, to ci dwaj panowie z pewnością stamtąd pochodzą. Genialne poczucie rytmu i doskonała współpraca sprawiła, że całe ciało aż drżało przy każdym uderzeniu werbla, zaś niezliczone synkopy wzbudzały zachwyt, nie tylko wśród znawców muzycznego rzemiosła. Niestety artystka nie przedstawiła członków zespołu, dlatego też nie jestem w stanie wymienić ich z imienia i nazwiska. Oczywiście i sama Melanie czarowała swoim cudownym, ciemnym głosem, niejednokrotnie imponując karkołomnymi frazami. Wielka swoboda w poruszaniu się po szerokiej skali wokalnej i doskonała kondycja, to mogło się podobać.
Melanie Fiona okazała się być artystką pełną pozytywnej energii i już po pierwszych utworach nawiązała świetny koncert z publicznością. Wzajemna sympatia trwała przez cały występ, po którym Melanie wywołana została na bis. To do prawdy jeden najlepszych koncertów szeroko pojętej muzyki rozrywkowej, w jakim miałem przyjemność uczestniczyć. Cieszy fakt, że Melanie, mimo jednego nagranego albumu, mocno promowanego w mediach, absolutnie nie pasuje do miana „sezonowej gwiazdki”. To artystka, która z dużym impetem wkroczyła na muzyczny rynek i z pewnością narobi tu niezłego bałaganu.
© Bartosz Domagała & Wywrota.pl