Opisywany koncert Normalsów odbył się 17 lipca 2010 w Łodzi, najbliższy występ kapeli odbędzie się w ramach Łódzkiej Sceny Muzycznej - Barwy Rocka, w Gliwicach (Rynek 18, ROCK'A music club) w piątek, 15 października 2010.
Normalsów lubię i słucham już od dłuższego czasu, więc to nie był mój pierwszy koncert tej grupy. Dzień był bardzo gorący i może to leń jaki we mnie wstąpił z okazji wakacji, a może właśnie duchota i upał sprawiła, że na występ zupełnie nie chciało mi się pójść. O pogo nie było co marzyć przy takiej pogodzie, no i rockowy koncert w świetle dnia też raczej nie zapowiadał się najlepiej. Do tych wszystkich ponurych myśli dochodził fakt, że spodziewałam się większości nowych kawałków z ostatnio wydanej płyty „Pokój z widokiem na wojnę”, z którą dopiero co się oswajam i że nie lubię koncertów, na które może przyjść każdy, gdzie towarzystwo jest zazwyczaj jeszcze bardziej zróżnicowane niż zwykle. Jednak sympatia do zespołu wzięła górę i tuż po godzinie 19. stałam pod sceną w rzadkim tłumie ludzi rozglądających się na boki i czekających aż zespół się nastroi. W takich sytuacjach zawsze próbuję dostrzec kto jest tu przypadkiem, bo akurat przechodził lub usłyszał, że coś się dzieje za darmo, a kto stoi i czeka na konkretne wrażenia dotyczące konkretnego zespołu. Ale myśli rozproszyły mi pierwsze dźwięki „Komina” i zaraz po nich zaczęłam nucić pod nosem dobrze znany tekst. Piotruś Pan wyszedł w białym kowbojskim kapeluszu, którego szybko pozbył się z głowy zgrabnym headbangingowym ruchem. W repertuarze nie zabrakło perełek jakimi niewątpliwie są „Łajza” i „Nie ma mowy”. Jednak na ten drugi utwór jakaś miła pani nie zdążyła i w przerwach między piosenkami skandowała tytuł zostając upomniana przez wokalistę słowami „to już było, dziewucho!” co stworzyło zabawny akcent i luźną relację między zespołem, a publicznością. Była „Patologia”, „Do stracenia”, a także utwory z nowej płyty jak „ Drabina” zadedykowana panu stojącemu obok mnie, z którym niby to Piotr okradł jakiś dom, czy otwierająca płytę „Nie ta historia”. Mile zaskoczona byłam młynem pod sceną, który mimo upału wytworzył się już przy pierwszych piosenkach, a także moimi ulubionymi utworami jak „Wielki B” czy „Juda”. Przy pierwszym bisie, bo publiczność, która w miarę trwania koncertu się powiększała nie dała zejść chłopakom za szybko, zaczęli grać utwór „Jestem piękny” co wywołało szeroki uśmiech nie tylko na mojej twarzy, jednak piosenka nie została dograna do końca, a zastąpiła ją inna – „Nie ma lekko”. W wyjściach zespołu pomagał Skiba, który po tekście „nikomu niepotrzebni...Normalsi” został nazwany „cholernym człowiekiem” (wszystko w miłej i żartobliwej atmosferze) może też dzięki jego wsparciu i ogólnemu dobremu samopoczuciu bisów było aż 3. ( I tutaj bije się w pierś, że opuściłam koncert po pierwszym – moja wina.) Oprócz tego liczne żarty typu czy nie wolelibyśmy pójść na Feel'a lub oglądać mecz podtrzymywały wesoły nastrój zgromadzonych. Podsumowując, koncert bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Miło było odświeżyć sobie stare kawałki przywołujące wspomnienia. Nie spodziewałam sie także takiej energii i zaangażowania ze strony zespołu (wokalisty szczególnie) ale tutaj wychodzi profesjonalizm i prawdziwa pasja. Co z tego że w upale i dla garstki ludzi, trzeba dać z siebie 100% i to zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Mimo ze tłum był zróżnicowany bo tuż obok ludzi w koszulkach z zespołami, trampkach i glanach stały dziewczynki w krótkich spodniczkach z toną tapety na twarzy i discoboje w ciemnych okularach wyśmiewający pogujący tłumik (podobnie było z rozrzutem wiekowym), to jednak wszyscy wydawali się zadowoleni z koncertu. Zespół też, co potwierdza liczba bisów, uśmiech na twarzy Piotra i jego ciągłe hasła podziwu, że mimo słońca i upału zebraliśmy się pod sceną. Jedyne czego mi zabrakło to nagłośnienie, które na koncercie – co tu dużo kryć – pozostawiało wiele do życzenia i „Soliloquium”, ale Normalsi wracają na łódzką scenę już wkrótce więc może się doczekam. Tak czy inaczej, zero gwiazdorzenia, szczerość, cudowna muzyka, genialny głos, słowa łapiące za serce i przecudowna energia stawiająca na nogi. Mam wrażenie że zespoły, od Których uczyli się Normalsi powinny teraz brać lekcje od nich.
Z pozdrowieniami dla pewnej łódzkiej kapeli.
Joanna Chojnacka