Dyniogłowych siedmiu grzeszników

Redakcja
Redakcja
Kategoria muzyka · 4 października 2010

„7 Sinners”, najnowsze dziecko Helloween to coś więcej, niż możemy usłyszeć przy okazji zapoznawania się z nowszymi zespołami (...)". Najszybciej i najciężej w historii zespołu!!

 

  

Przyjęło się, że jeśli zespół zmienia dość drastycznie swoje dotychczasowe brzmienie, zaczyna podążać ścieżką komercji. Doskonałym przykładem takiej zmiany jest Metallica, która będąc niegdyś czołowym metalowym zespołem, w wielu najpoważniejszych opiniach metalu już nie gra; nawet jeśli „Death Magnetic” był częściowym powrotem do korzeni, z nazwy metal pozostały tylko struny.


   A co dzieje się, jeśli zespół zmienia swoje brzmienie, ale nie na grzeczniejsze i spokojniejsze, tylko cięższe i szybsze? Co, jeśli nie śpiewa o śmierci, nienawiści i szatanie a zamiast tego teksty są głębsze, przesycone symboliką i pytaniami, na które słuchacz musi odpowiedzieć sam? Co, jeśli riffy są jeszcze bardziej melodyjne mimo swojego nowego ciężaru i tempa? Odpowiedź na te wszystkie pytania jest prosta: Helloween.

 

   Prawdą jest, że płyta „7 Sinners” Dyniogłowych wyjdzie dopiero pod koniec października, dlatego tym bardziej cieszę się, że mogę już coś o niej napisać. Bliska współpraca z kierownictwem Wywroty.pl i Sony Music zaowocowała wspaniałymi możliwościami, z których z przyjemnością mogę skorzystać na łamach tej recenzji. Z tego miejsca chciałbym zaprosić Was do przeczytania wywiadu z Saschą Gerstnerem – gitarzystą Helloween, który w rozmowie ze mną opowiada szeroko o nowej płycie, kierunku, w którym będzie rozwijał się zespół oraz udziela porad dla młodych muzyków. Serdecznie zapraszam do zapoznania się z tym materiałem, do którego link podaję poniżej:

 

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

http://www.wywrota.pl/db/artykuly/17741_wywiad_z_sascha_gerstnerem__gitarzysta_h.html

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

   „7 Sinner” jest płytą pełną niespodzianek. Wystarczy przyjrzeć się opublikowanej niedawno okładce wraz z listą utworów. Na uwagę zasługuje już sam wizerunek dyni – dalej się uśmiecha (jedynym wyjątkiem był „The dark ride” z 2000 roku, gdzie do mrocznego klimatu uśmiechnięte warzywo po prostu nie pasowało), ale tym razem jest to uśmiech wykuty w metalu, tak, jak cała dynia – zrobiona z metalowych, nitowanych płyt daje do zrozumienia, że będziemy mieć do czynienia z wyjątkową produkcją. Centrum okładki stanowi piła zrobiona z różnych rodzajów ostrzy, ponumerowanych od I do VII. Skąd wzięły się te ostrza, dlaczego płyta nosi tytuł „7 Sinners” i dlaczego dynia jest zrobiona ze stali – na te i inne pytania odpowiada Sascha Gerstner w wywiadzie, do którego lektury serdecznie zapraszam (link powyżej).
   Niespodziankę stanowią też same utwory, jeszcze przed odsłuchaniem ich. Prowokacyjne tytuły („Are you metal?”, „If a mountain could talk”, „You stupid mankind”), o których również opowiada gitarzysta Helloween stanowią wyzwanie, któremu musimy stawić czoła. I dobrze, bo czym byłaby muzyka, gdyby nie odnosiła się do nas samych, naszych osobistych przekonań i rozważań? Byłaby pewnie czymś w stylu fastfoodów rodem z MTV. Całe szczęście metalu się tam nie gra, a my zamiast hamburgerów dostaliśmy od szefa kuchni danie główne. Jak więc smakuje?

 

   Podczas słuchania nowego krążka Helloween nie można oprzeć się wrażeniu, że jest to jedno z lepszych, jak nie najlepsze wydanie tego zespołu. Pierwsza kompozycja pt. „Where the sinners go” wita nas mocnym wejściem Daniego Löble’a, który wyciska z tomów siódme poty. Już od pierwszych chwil da się odczuć, że nie będzie tu miejsca ani na rechotanie żab, ani na trzaskanie drzwiami, ani na sporą dawkę humoru, która była do tej pory znakiem rozpoznawczym Helloween. Orkiestrowy klimat rodem z „Unarmed” także prysł, zostawiając nas sam na sam z surowym heavy metalem. Śpiewając „Don’t wanna know where the sinners go” Andreas Deris konfrontuje nas z pierwszym wyzwaniem – refleksją nad tym, gdzie po śmierci trafiają grzesznicy. Czy w ogóle gdzieś trafiają? Czy można o kimś powiedzieć, że jest grzesznikiem i czy wszechmogący i nieskończenie litościwy Bóg wybacza mu? Jeśli nie macie ochoty na myślenie, możecie nie zapoznawać się z „7 Sinners”, bo jest to album bardzo filozoficzny, enigmatyczny i stawiający szereg pytań zostawiając wam i tylko wam ciężar odpowiedzi na nie. Jak dla mnie jest to wspaniała okazja do obcowania z muzyką na głębszym niż do tej pory poziomie – na kontemplowanie jej i szukanie sensu tam, gdzie ktoś inny może widzieć jedynie płytkie słowa.
   Od czasu do czasu możemy usłyszeć elektroniczny podkład, tak jak w piosence „Who is mr. Madman?”. Jest to kolejne pytanie, na które słuchacz musi sobie odpowiedzieć we własnym sumieniu, a szybkie tempo utworu i niewiarygodna wręcz melodyjność, w której można zakochać się od pierwszego odsłuchu, odbija się echem we wszystkim, co po przesłuchaniu krążka będziemy robić. Utwór ten wybrałbym jako wiarygodnego reprezentanta całego albumu, ponieważ zawiera się w nim wszystko, czego wciąż będziemy doświadczać: refleksję, szybkość, melodyjność, szczyptę elektroniki, jednym słowem to, za co szanujemy i kochamy heavy metal.
   Kolejnym utworem o którym należy wspomnieć jest „The smile of the Sun”, jedyna nieco wolniejsza piosenka, można by rzec ballada. Ballada, oczywiście, w wydaniu metalowym, bo gdyby było inaczej – nie pasowała by do klimatu całego albumu. „The smile of the Sun” jest niezaprzeczalnym dowodem na to, że Dyniogłowi nie poszli na ślepo nurtem, od którego w swoim concept albumie stroni też Judas Priest (którego recenzja ukazała się już na wywrocie, zainteresowanych odsyłam do moich artykułów). To, czego doświadczamy później, jest już przeżyciem epickim.
   O „Are you metal” wspomnę tylko odrobinę, ponieważ sens prowokacyjnego tytułu wyjaśnia w wywiadzie Sascha Gerstner. W tym miejscu zasygnalizuję tylko, że jest to jedno z większych, jak nie największe wyzwanie postawione słuchaczom przez Helloween na krążku „7 Sinners”. Dotyczy ono ludzi, którzy prócz metalu słuchają także innych rodzajów muzyki, ale o tym doczytacie już sami.
   Płytę zamyka „Far In the future”, utwór o dwu obliczach: momentami spokojny, a z drugiej strony bardzo dynamiczny. Co szykuje nam przyszłość? Odpowiedzenie na to pytanie, oczywiście, należy tylko i wyłącznie do nas.

 

   „7 Sinners”, najnowsze dziecko Helloween to coś więcej, niż możemy usłyszeć przy okazji zapoznawania się z nowszymi zespołami, które wyrosły na tym, co scena metalowa reprezentuje po roku 2000. Gdyby Dyniogłowi byli nieśmiertelni, mielibyśmy prawdziwy powód do dumy i świętowania. Refleksyjny charakter płyty „7 Sinners” zmusza mnie do wysnucia pewnych daleko idących wniosków, z którymi nie musicie się zgadzać. Wydaje mi się, że śmierć jest paradoksalnie najgorszą kochanką, z którą może romansować prawdziwy, dojrzały metal.
   Tak, czy inaczej cieszmy się i celebrujmy to, co pod koniec października będziemy mogli usłyszeć wszyscy – piękny, melodyjny heavy metal, na który pracuje od samego początku podwójny central w perkusji Daniego Löbla, gitara Weikatha i Gerstnera, bas Grosskopfa oraz głos Derisa. Tym, którym do tej pory nie podobał się humorystyczny, lekki styl Helloween powiem tylko tyle: nie dajcie się opanować stereotypom i zaszłościom! Gerstner w wywiadzie mówi, że zespół wciąż się rozwija, eksperymentuje, a ten eksperyment jest więcej niż udany – jest po prostu mistrzowski.
Na zakończenie jeszcze raz zapraszam do zapoznania się z wywiadem, do którego link znajduje się na początku recenzji i zachęcam do zakupu płyty! Gwarantuję, że będziecie bardziej niż zadowoleni.

 

 

ARE YOU METAL??


Łukasz Waleszczyński