Marek Dyjak - Jeszcze raz

ppage
ppage
Kategoria muzyka · 7 grudnia 2009

 

Dyjak daje czadu. I choć nowa płyta pozostawia wrażenie, że mógłby dać go jeszcze więcej, to i tak artysta po raz kolejny udowadnia, że wyrazisty głos i bezkompromisowy styl mogą dać mieszankę zaiste wybuchową.

Rzecz jasna tych wybuchów też nie można traktować zbyt dosłownie, ponieważ płyta "Jeszcze raz" jest dość stonowana - przynajmniej jeśli chodzi o tempo, zadziorność i wolumen głosu, ale płynie z niej duża energia.

Po płycie "Ostatnia", której tytuł miał ukazać zarówno szczyt możliwości i zakończenie pewnego etapu, najnowsza płyta wokalisty jest utrzymana w podobnej estetyce. Nie jest to bynajmniej zarzut, ponieważ Dyjak wypracował sobie pewien styl. Jeśli chodzi o wokal, wiele się nie zmieniło, oprócz tego że bard nieco mniej chrypi i wybiera nieco niższe tonacje, pozostaje tym samym Dyjakiem.

Jedno należy w tym miejscu podkreślić: widać pewien progres w stosunku do "Ostatniej". "Jeszcze raz" to płyta bardzo elegancka i dopracowana. Wynika to po troszę z instrumentarium, które niesie skojarzenia z muzyką jazzową. Co ciekawe, Dyjak, który kojarzy nam się z koncertów nieodłącznie z gitarą, na płycie na gitarze nie gra. I tak oprócz Jerzego Małka na trąbce (występuje z Dyjakiem na koncertach), na fortepianie gra Dariusz Cetner, na basie Janusz Lewandowski, a na perkusji Witold Cisło. Trzeba przyznać, że praktycznie na instrumentarium skojarzenia z jazzem się kończą. Utwory są bardzo proste harmonicznie, co jednak stanowi ich swoisty urok. Muzycy unikają wirtuozerskich popisów, są wycofani - reguły są proste: stanowią tło dla Dyjaka. Pokazuje to świetnie utwór o tytule - nomen omen - "Ja jestem Dyjak". Utwór harmonicznie wręcz groteskowy, o poetyce (za pozwoleniem) punkowej, a mimo to urokliwy i niezwykle sugestywny. Ponadto o przywołanej elegancji świadczą aranżacje: każdy członek zespołu zna swoje miejsce, a emocje i napięcie są dozowane z wyraźnym namysłem. Warto jednak podkreślić, że z każdego utworu płynie bardzo duża energia, dlatego płyta mocno angażuje słuchacza. I tak - niby utwory sączą się z głośnika powoli i melancholijnie, to jednak czuć, że Dyjak daje czadu.

Na płycie występuje gościnnie Stanisława Celińska, która w utworze "Śniadanie na tapczanie" zaśpiewała, a w zasadzie wyszeptała kilka wersów. Utwór ten wyróżnia się na tle całej płyty - nie tyle z powodu Celińskiej (skądinąd świetnie pasuje do utworu), ile za jej bardzo wdzięczne harmoniczne rozwiązania, rosnące napięcie i intrygujący tekst.

Jeśli napisane zostało powyżej, że na instrumentarium skojarzenia z muzyką jazzową się kończą, nie było to do końca zgodne z prawdą. Oprócz Stanisławy Celińskiej bowiem gościnnie na płycie wystąpił Włodzimierz Nahorny, który zagrał utwór własnej kom pozycji "Jej portret". Naprawdę dobrze się go słucha: po pierwsze Nahorny gra w sposób, w jaki dziś gra już mało który pianista, po drugie Dyjak bardzo ciekawie interpretuje utwór. Nahorny gra bez sekcji rytmicznej, mimo to jednak - jak to Nahorny - przestrzeni stwarza za trzech. Akurat tyle, ile potrzebuje Dyjak.

Płyta "polskiego Toma Waitsa" - jak okrzyknięto pewien czas temu Dyjaka - to niewątpliwie wielkie wydarzenie jesieni. Jeśli artysta nadal będzie tak umiejętnie dobierał współpracowników, teksty, akordy, tonacje (choć w niektórych momentach aż chciałoby się, aby obficiej obdarzył nas swoim wielkim głosem) i napięcie, to nas zaskoczy - oprócz "Jeszcze raz" - jeszcze nie raz.

Maciej Sabal / netbird.pl

Tytuł: Jeszcze raz
Artysta: Marek Dyjak
Rok: 2009


Utwory:
01. Wiedeń nocą
02. Śniadanie na tapczanie
03. Ja jestem Dyjak
04. Modlitwa
05. Prośba o wizerunek
06. List a właściwie dwa
07. Piosenka w samą porę
08. Jej portret