Nouvelle Vague na Ladies Jazz Festival 2008

Dominik
Dominik
Kategoria muzyka · 15 lipca 2008

Nouvelle Vague słynące z swoich wykonań takich gigantów jak "Joy Division" "Bauhaus" czy "The Clash" zagrało na Ladies Jazz Festival w Gdyni. Przeczytaj jak było!

Już od czterech lat Gdyński teatr muzyczny organizuje Ladies Jazz Festival. W tym roku wraz z firmą Seat na trzy wieczory jazzowego święta zaprosił Lizz Wright, Ive Mendes, Karrin Allyson, Dorota Miśkiewicz, Toshiko Akiyoshi oraz Marie So. Wszystkie występy odbywały się w gmachu teatru muzycznego w samym centrum Gdyni.

 

Zwieńczeniem tegorocznego festiwalu był koncert francuskiej formacji Nouvelle Vague. Ta założona przez Marca Collina i Oliviera Libaux grupa w swojej genezie wychodziła z nadzwyczajnej gry słów. Mianowicie "nouvelle vague" oznacza nową falę, czyli w języku angielskim "new  wave" które jest określeniem popularnego w latach 70 i 80 ubiegłego wieku gatunku muzycznego. Pomiędzy tym wszystkim pojawia się jeszcze brazylijska "bossa nova" i to już rysuje estetykę całego projektu.
Frontmeni podejmując się przygotowania zestawu coverów zdecydowali się do każdego zatrudnić inną wokalistkę, nie znającą oryginalnej wersji śpiewanej przez siebie piosenki. Dzięki temu ich reinterpretacje zyskały niezbędnej świeżości oraz zapewniły zainteresowanie i uznanie krytyki. Ich muzyka jest pogodna i żywiołowa, dlatego pewnie nie raz została wykorzystana w spotach reklamowych. Polscy widzowie mogą ją znać z serii reklamówek firmy Reserved.
Zespół po raz pierwszy zagościł w Polsce w warszawskim klubie Palladium w ramach festiwalu Francophonic w marcu tego roku.

 

Ten koncert zapowiadał się zupełnie inaczej chociażby ze względu na to że miał być koncertem "na siedząco". Przestrzeń pomiędzy rzędami w Teatrze Muzycznym skutecznie ogranicza możliwość ruchu, a co dopiero tańca. Nouvelle Vague wystąpiło z dwiema wokalistami w kusych kreacjach. Koncert rozpoczął się spokojnie i nic nie zapowiadało nadchodzącej eksplozji. Rozgrzewające utwory oprawione były nie do końca zrozumianą przeze mnie "robotowo-lalkową" choreografią. Skłamał bym pisząc, że ludzie siedzieli spokojnie, ale nikt nie ważył się złamać "teatralnej konwencji" i wszyscy grzecznie siedzieli na swoich miejscach. Jednakże w połowie koncertu przy "Too Drunk To Fuck" publiczność ( namawiana przez obie wokalistki ) ruszyła się z miejsc. Kilka osób nawet zaczęło szaleć w przedniej części sceny. Zrobiło się bardzo imprezowo. Niestety tylko na chwilę. Jednak sala teatralna to nie było miejsce podtrzymujące ludzi na nogach. Przyzwyczajenia zrobiły swoje i publiczność wróciła na miejsca. Chwilę później Melanie prosząc o dawkę energii którą miała otrzymać przez "group fuck" ( żart sytuacyjny związany z tłumaczeniem z francuskiego na angielski ) na nowo rozbawiła widownię. Można spokojnie powiedzieć, że wszystkie utwory podtrzymywały wysoki poziom zadowolenia widowni. Nic w tym dziwnego, słuchając kompozycji Nouvelle Vague nie można pozostać obojętnym.

 

Muzycznie zespół dawał sobie doskonale radę. Słychać było, że wszystkie kawałki są perfekcyjnie dopracowane, nawet te które nie pojawiły się do tej pory na żadnej z płyt zespołu ( na przykład świetnie wykonane "Sweet Dreams") brzmiały bez zarzutów. Pełen profesjonalizm. Ale nie ten zimny i z zadartym nosem, tylko osiągnięty dzięki autentycznej pasji do grania muzyki.
Niestety pojawiło się kilka technicznych niedociągnięć, które na szczęście nie zepsuły ogólnego wrażenia. Szumiące mikrofony, czy chwilowo nie nagłośnione instrumenty to zauważalne potknięcia, ale były tak sporadyczne, że za pewne umknęły większej części widowni.

 

Wstępnie przygotowana setlista na tyle rozkręciła publiczność, że nie pozwoliła zejść zespołowi ze sceny i oklaskami domagała się bisów. Na ten znak zespół już całkowicie dał ponieść się muzyce bisowe utwory zagrane zostały z jeszcze większą energią niż "programowe". Burza oklasków trwała co najmniej 5 minut i pewnie trwała by drugie tyle Nouvelle Vague nie pojawiło się raz jeszcze i zagrało uspokajające "In a Manner of Speaking". Dopiero po tej finalnej dawce publiczność pozwoliła grupie zakończyć koncert.

 

Od osób które miały możliwość usłyszeć Nouvelle Vague po raz drugi wiem, że koncert w Gdyni o niebo przewyższał ten dany w Warszawie. Jeśli jest w tym jakaś prawidłowość już nie mogę doczekać się kolejnego.