Pies od Luizy przynosi same dobre wiadomości

Redakcja
Redakcja
Kategoria muzyka · 23 czerwca 2008

„Nie będę zdziwiony, jeśli moje spekulacje się potwierdzą. Wyjdzie płyta, która powtórzy sytuację, jaką wywołała publikacja Śmierci Klinicznej: lud pracujący miast i wsi kompletnie nie będzie wiedział, co z tym zrobić”.

 

 DiM. Co ta nazwa oznacza, tak naprawdę nikt nie wie, prócz samych jej twórców, którzy zapewne nieźle się przy tym bawią. Rozszyfrowanie jej jednak nie powinno stwarzać problemów, ale zespół nie chce samemu rozwijać skrótu. Trochę tajemniczości nikomu jeszcze nie zaszkodziło.

Zespół założyli Darek Dusza i Jerzy Mercik. Obydwaj mają za sobą ciekawe biografie muzyczne, a ich losy splatały się ze sobą już w latach 80’ – w legendarnej grupie Śmierć Kliniczna. I to właśnie ten zespół jest niejako protoplastą DiM-u. Grali muzykę, która w tamtych czasach nie miała żadnych korzeni w Polsce, była wypadkową reggae, punku i ska. Nikt nie potrafił tego ująć w ramy. Jednak socjalistyczna cenzura nie pozawalała wydać im debiutanckiej płyty, mimo dużego sukcesu na alternatywnej scenie, ponieważ piosenki nie były „ładne” oraz nikt nie wierzył, że da się to sprzedać. Śmierć Kliniczna rozpadła się w 1985 roku. Mercik zaczął śpiewać w R.A.P, a Dusza zaczął grać na gitarze i pisać teksty w zespole Shakin’Dudi.

Piętnaście lat później, dojrzalsi, z bogatym doświadczeniem muzycznym, spotkali się ponownie i zostali przyjaciółmi (zatarła się między nimi różnica wieku, która w młodzieńczym czasie była przyczyną starć i konfliktów), a z tej przyjaźni zrodziła się akustyczna płyta Pies od Luizy. Dusza i Mercik są z niej bardzo zadowoleni. „To jest radocha tworzenia. Radocha śpiewania” – mówił Jurek w wywiadzie i dodał : „To była też niezła szkoła. Tymi dwoma akustykami trzeba było opędzić perkusję, bas, gitarę rytmiczną, jakieś hammondy, smyki i Bóg wie co nam się jeszcze roiło, a mieliśmy tylko 12 strun do kupy.”

Tak więc zaczęli wspólnie grać i na dodatek wydali płytę. Wtedy pierwszy raz pojawiła się nazwa DiM. Zagrali nawet koncerty na Winter Reggae, bardzo ciepło przyjęte, mimo iż ich reggae bardzo odbiega od ogólnie przyjętego założenia. Pies od Luizy nie dotarł jednak do szerszej publiczności. Darek Dusza zrzuca winę na wydawcę, który bardzo słabo zajął się promocją albumu. Dodaje jednak, że sami też nie zrobili nic w tym kierunku.

W końcu DiM postanowił, że będą grać elektrycznie. Poszerzyli zespół o perkusistę, gitarzystę i basistę. W aktualnym składzie są to kolejno : Adam Szuraj, Cezik i Dariusz Budkiewicz. Wcześniej współpracowali z muzykami Habakuka, lecz musieli odejść z zespołu z powodu prężnie rozwijającej się kariery tegoż zespołu. Dodatkowo DiM wspiera dwugłosowy chórek męski, w którym śpiewa syn Mercika, Mateusz oraz drugi gitarzysta, Cezik. Jest to bardzo ciekawy pomysł, łączący tradycję reggae (chórki do tej muzyki wprowadził Bob Marley) z nietypowym wykonaniem (zwykle są to chórki żeńskie).

Jednak czy DiM to reggae? To retoryczne pytanie zadali na stronie internetowej członkowie zespołu. Na nowej płycie, zatytułowanej Same dobre wiadomości (nagranej w pełnym składzie), da się wychwycić typowe regałowe dźwięki – pulsację, melodikę, chórki oraz rozbudowaną linię basu. Ale tego brzmienia nie da się pomylić z niczym innym. To, jak w przypadku Śmierci Klinicznej, wypadkowa wielu stylów, zmiksowana i przerobiona tak, by każdy wiedział kto to gra. Nie boją się ostrych gitarowych riffów, spokojnych ballad z pulsacją… Mieszaninę łączy jedno – słodka polewa reggae. Reszta jest nowa i świeża. Wokalista, Jurek Mercik, śpiewa w stylu niepodobnym do rytmicznej muzyki w tle, co powoduje początkowe „niezrozumienie” piosenek.

           Właśnie. Zapytani, czy ktoś dziś zrozumie ich płytę, Mercik powiedział : „Nie będę zdziwiony, jeśli moje spekulacje się potwierdzą. Wyjdzie płyta, która powtórzy sytuację, jaką wywołała publikacja Śmierci Klinicznej: lud pracujący miast i wsi kompletnie nie będzie wiedział, co z tym zrobić”.

Płyta Same dobre wiadomości ukazała się pod koniec stycznia 2008 roku. 14 premierowych piosenek + nagrane na nowo przeboje ŚK i R.A.P. Te wznowienia starych hitów („Nienormalny Świat” wspiął się nawet na 9. miejsce listy radiowej Trójki – w tamtych czasach, gdy muzyka niezależna nie istniała dla szerszej publiczności, takie miejsce oznacza sukces) to udany zabieg, dopiero teraz piosenki brzmią tak jak powinny.

Zespół już koncertuje. Całkiem niedawno zagrali w Krakowie, a szykują się na poszerzenie koncertowej działalności. Miejmy nadzieję, że zobaczymy ich na tegorocznych największych festiwalach reggae. Jeżeli szukacie czegoś nowatorskiego, nietypowego i świeżego – koniecznie posłuchajcie DiM. Obiecuję, że płyta Same dobre wiadomości wcale nie zawiera przesłodzonych piosenek, tylko mocne, życiowe teksty. Taka ich przekorność.

 

 

 

 

W artykule wykorzystane

cytaty z wywiadu Marcina Babko.

Zdjęcia pochodzą z oficjalnej strony

internetowej DiM www.dim.art.pl.