Jeszcze nigdy nie widziałem Moniki Olejnik tak zalęknionej, wręcz zesztywniałej ze stresu, jak podczas rozmowy w kropie z Dodą, gwiazdą powstającego filmu Zanussiego.
Przed tym, co mogłoby się zdarzyć na wizji, a czego już nie można by wyciąć, bo na to nie lekarstwa. Nie bała się tak w rozmowie z żadnym politykiem, nawet z Jackiem Kurskim, gdzie dochodziło do licytacji kto jest kto, konfrontacji kompetencji, prawdziwych i fałszywych dyplomów upoważniających do uprawiania swoich publicznych zawodów. Nawet wówczas była górą. Bo mogła mieć uzasadnioną pewność, że Kurski nie rozepnie na wizji rozporka i nie powie: Możesz mi zrobić loda, Monisiu!
Doda co innego. Nie jest politykiem. Ona nie umie się poskromić, dopiero powoli nabiera tak użytecznego zmysłu dyplomacji. Ma wszystko w dupie, może zdjąć majtki. Może zdjąć stanik i leniwie pomasować sobie biust. Może nawet nalać na podłogę w studiu, i nic się nie stanie... Nie pamięta nazwiska ministra, bo nie chciał ubezpieczyć jej sprzętu przed wylotem do naszych kochanych, walczących żołnierzyków. Gdy Monisia czujnie podpowie to nazwisko, Doda natychmiast złośliwie je poprzedrzeźnia, pastwiąc się nad ministrem i powtarzając co chwilę: Szczygło-Śmigło!
Choć trzeba przyznać, sytuacja była skrajnie trudna. U boku Dody stał Zanussi, który zrozumiał, że bez gościnnego udziału Rabczewskiej jego zamierzone SERCE NA DŁONI może się okazać kolejnym knotem, tradycyjnie nagradzanym za wartości moralne w Gdyni, w Moskwie i przez najrozmaitsze jury ekumeniczne, których na świecie nie brakuje. Czyżby partnerzy zrozumieli swoje wzajemne szanse? Doda kocha teraz Zanussa, a on z niej wcale nie kpi. Może potem, jak już zagra, ale teraz - nigdy! Zanussi to inteligentny mydlarz, ale inteligencja dawno już nie ogląda tych jego sztywnych i mozolnych wypracowań o moralnym niepokoju i poczuciu winy. Może nawet nie zauważył, że niepostrzeżenie stał się klientem Ojca Rydzyka i moherów, bo wykształciuchy go sobie odpuściły. O Dodzie można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest sztywna. Co więcej, idę o zakład, że jest z natury inteligentniejsza od uładzonego, wykształconego mistrza kina moralnego niepokoju, który wziął się wreszcie na ambit i ją obsadził, w komedii. Z sercem na dłoni, tak. Wie co robi, wróżę sukces murowany i chwalę go, że się jednak odważył, jako pierwszy. W końcu Doda ma IQ na poziomie, który daje jej wstęp do Mensy. Sztywny intelektualista dogadał się z intelektem żywym, otwartym i bezczelnym. Nie wiem, jak jest z dżenderem mistrza, tym co o tym cokolwiek napomykali, natychmiast odbierało głos. Jeśli coś tu jest na rzeczy, to może dlatego tak dobrze rozumie kobiety?
Okazało się na koniec, że spięcie i strach pani Moniki były uzasadnione. W pełni. Gdy Doda zauważyła, to co, możemy się już pożegnać? Usłyszała rozpaczliwą prośbę: Tylko nie Moniczko! Nie lubię Moniczko! Może by się to i wycięło, ale Doda natychmiast znalazła intuicyjnie inne rozwiązanie. Postawiła na swoim. Przystemplowała po dziecinnemu Monikę, umieszczając na jej czole rogi z rozsuniętych solidarnościowo palców w czarnych siatkowych rękawiczkach. Poszło!
Kłaniam się artystce, tylko bardzo proszę, jeśli mogę: Dodziu, na miłość Boską, uważaj jak przegarniasz kudły swego białego pudla przerośniętym szponem. Przecież możesz niechcący wyjąć mu oczko, temu misiu!
Jacek Łaszcz