Słów kilka i rozmyślań parę na temat Eurowizji.
Ostatnio bardzo popularny stał się temat największego konkursu piosenki na świecie, czyli Eurowizji. Muszę przyznać, że nie jestem fanem tego przedsięwzięcia. W tym roku jednak obejrzałem czwartkowy półfinał i sobotni finał od początku do końca. Przyznam się, że jedyne co mnie na początku w czwartek trzymało przy konkursie to brak jakichkolwiek ciekawych propozycji programowych na innych kanałach. Po kilku wysłuchanych piosenkach stwierdziłem jednak, że nie jest tak strasznie. W półfinale moje ucho i oko przyciągnęły dwa zespoły. Pierwszy z nich to 6 odważnych i przezabawnych facetów z Litwy. Drugi to wyglądający niczym Tolkienowscy uruk-hai zespół z Finlandii. Wspomnę jeszcze, że miła dla oka była reprezentantka z Ukrainy. Myślę, że będzie taktowniej jeśli nie wspomnę o występnie naszych "upiorów w operze" z niedorobionych Eminemem w komplecie.Jak można było się spodziewać w sobotę największe zainteresowanie wzbudzały zespoły już znane, a więc te które można było zobaczyć już w czwartek. Zapewnione miejsce w finale okazało się chyba ciężarem a nie pomocą. Ludzie obsłuchani z kapelami, które występowały wcześniej, przywiązywali wagę tylko do nich.
Mnie najbardziej podobał się występ Panów z Litwy - zabawny, a za razem porywający i żywiołowy. Jako, że jestem zwolennikiem ciężkiego brzmienia nie umknął mi również występ zwycięzców, czyli kapeli Lordi z Finlandii.
Osobiście przyznam, że jestem zadowolony z wyników konkursu. Coś innego, coś nowego - do tej pory nie spotykanego stało się i mam nadzieję, że będzie się rozwijać w dobrym kierunku. Być może skończył się już okres sztucznych, plastikowych i bezpłciowych przebojów.
Każdemu kto będzie miał okazję obejrzeć konkurs Eurowizji w przyszłym roku polecam to zrobić, bo być może spotka Was tam kilka miłych rozczarowań.