Usiadłem przed ekranem komputera z założeniem, że wszystko co teraz napiszę, będę tworzył na bazie jeszcze cieplutkich emocji pobudzonych lekturą poetyckiej książki „Między szeptem a krzykiem” Adama Ochwanowskiego, tomiku na którego okładkę teraz zerkam, aby zebrać myśli na kolejny akapit…
Przyznam, że trudno mi dobierać słowa nie odrywając palców od klawiatury komputera, przyznam też, że trudno mi pisać o poecie, którego wiersze przemawiały do mnie już na przełomie lat 70/80, a którego imię bezwiednie kojarzę z Mickiewiczem, a nazwisko z Kochanowskim, i stąd, niejako samo przez się wychodzi mi - Adam Ochwanowski…
Wiersze zawarte w tomiku „Między szeptem a krzykiem” są przestrzenią świadomie ograniczoną przez poetę szeptem i krzykiem. Dodam, szeptem i krzykiem dnia codziennego. Adam Ochwanowski nie chce przekraczać tych granic, nie ucieka w świat surrealny, nie operuje onirycznymi metaforami, nie czaruję czytelnika poetyckim baśniami. Nie bajdurzy, chociaż zauważa że „między szeptem a krzykiem jest nieopisana przestrzeń” i tą przestrzeń próbuję przed nami odkryć, robiąc to w sposób prosty, a jednocześnie wyrafinowany…
W XVII ponumerowanych wierszach, wierszach bez tytułów, stojących karnie niczym żołnierze w szeregu, znajdziemy wiele odniesień do literatury, religii, polityki, tego całego miszmaszu codziennie atakującego wrażliwość poety. Myślę, że gdyby to czym uraczył nas Adam Ochwanowski napisał ktoś inny, mógłby wyjść z tego banał, albo najzwyklejsza grafomania…
Jestem przekonany, że gdyby to wyszło z pod mojego pióra zwyczajnie bym to spieprzył. Adam jest erudytą o wyrobionym przez lata poetyckim warsztacie, ale nie popada przy tym w rutynę, zaskakuje zmuszając do refleksji, często wymuszając redefinicję naszych poglądów, nazwałbym to, zdrapywanie strupów stwardniałych nawyków…
Bo jakże to tak pisać o „kazaniach niewiernych księży”, „pustych bibliotekach”, „rekwizytach z umarłej klasy”? Jak to się ma do poezji? Jesteśmy więźniami rzeczywistości, którą sami sobie stwarzamy naszym szeptem i naszym krzykiem, „szukając na okrągło bezpiecznych kątów”.
Adam bawi się z czytelnikiem grając kontrastami, stawia nas pomiędzy ekstremami. Czytelnik zaczyna kręcić się w kółko, nie wie gdzie jest prawo, gdzie lewo, gdzie przód, gdzie tył. Bo tak naprawdę wszystko jest umowne, to tylko nasze naklejki, którymi oklejamy chaos naszego życia, aby nadać mu znaczenie, bo jak to tak żyć takim życiem bez celu? A może, jak chcą buddyści, życie samo w sobie jest cudem, i nie potrzebuje żadnych etykietek, żadnych znaczeń, żadnych ambitnych celów, religii, ideologii, o metaforach i paralelach nie wspominając…
„Szmuglując treści, bo formy nie dorastają do znaczeń”. Nie wiem, czy Adam wie, że to fraza wyjęta z przemyśleń Siddhartha Gautamy szerzej znanego jako Budda. Pustka jest formą, forma jest pustką…
Mnie osobiście ucieszyło przywołanie mojego ulubionego poety Bolesława Leśmiana, i to w bardzo bolesny sposób, „ w malinowych chruśniakach brakuje miejsca na wiersze leśmiana” Być może Adam miał zupełnie co innego na myśli, ale ja, jako czytelnik odebrałem, że to swego rodzaju diagnoza współczesnej poezji niebezpiecznie dryfującej w totalną abstrakcję, której końcem jest rozbicie się o rafy, albo ugrzęźnięcie w mieliźnie, kiedy to trzeba opuścić żagle z masztu aby wiatr nie zatopił statku.
Długo by o tym pisać, długo by dawać przykłady ciekawych fraz z tego tomiku. Ten, kto zna twórczość Adama Ochwanowskiego będzie wiedział o czym pisze, ten kto jeszcze jej nie zna, niech bije się w pierś i czym prędzej sięga po „Między szeptem a krzykiem”.
Żaglowiec poezji z Adamem Ochwanowskim za sterem ma się całkiem dobrze.
Mirosław G. Majewski
Adam Ochwanowski tekst
Tomasz Kordeusz ilustracje
ISBN 9788395888373
Wydawca: Kazimierska Agencja Drukarska