Pod wieloma względami ta książka była dla mnie jak otwieracz do oczu: nagle zobaczyłam rzeczy, które tkwiły we mnie zadrą przez ćwierć wieku i których nigdy wcześniej nie nazwałam i nie przepracowałam. Dziękuję, Voca!
Przez ładnych kilka dni zastanawiałam się, jak napisać recenzję Uniesienia spódnicy i za bardzo się przy tym nie obnażyć. Bo lektura tej książki dotknęła we mnie najintymniejszych miejsc i była doświadczeniem tak głęboko terapeutycznym, że pisanie o niej musi być w pewnym sensie pisaniem o sobie, o tym, co się we mnie pod jej wpływem otworzyło, co ze mnie wypłynęło. Co sobie uświadomiłam i co w sobie przepracowuję. I doszłam do wniosku, że nie da się tej recenzji napisać tak, żeby się przy tym nie obnażyć. Ta książka przecież powstała z obnażeń.
Rytualny aspekt uniesienia spodnicy
Powstała z doświadczeń mnóstwa innych osób, które dzięki obnażeniu coś w sobie odnalazły, coś uzdrowiły. I stąd właśnie jej siła. Więc obnażając się będę tylko czerpać z tej wspólnej siły i dodawać do niej swój głos. Jak mówi autorka: "Tytuł książki Uniesienie spódnicy to polska nazwa rytuału, który po grecku nazywa się ana-suromai i oznacza właśnie uniesienie spódnicy po to, aby ukazać moc joni. Nie jest to jednak rytuał związany z seksem, tylko z kobiecą mocą. Mocą, która mieszka w joni, w macicy, w seksualnym centrum kobiet."
Język seksualności może być taktowny i sympatyczny
Książka Voki Ilnickiej to małe arcydzieło. Jest pięknie wydana, ilustrowana grafikami Aleksandry Niemiec, Kati Dobrogo i Anny Moderskiej oraz kolorowankami Marty Stoces Mizbeware. I – co najważniejsze – została napisana przepiękną polszczyzną, zadającą kłam powszechnej opinii, jakoby po polsku o seksie i seksualności można było pisać tylko językiem bardzo naukowym albo bardzo wulgarnym. Okazuje się, że można też pisać językiem sympatycznie literackim, z dużym taktem i wyczuciem. I że można przy tym sięgać do arsenału dziewczyńskich odniesień literackich, dzięki czemu co niektóre czytelniczki od razu poczują się jak w domu. Tym fragmentem Voca Ilnicka natychmiast skradła moje serce: "Gdyby Ania z Zielonego Wzgórza świętowała swoją pierwszą miesiączkę, nazwałaby ją różaną zorzą. Tańczyłaby na jej cześć na polach w poświacie księżyca. (...) Ania opowiadałaby i snuła marzenia o tym, jak to jest być kobietą, upinać włosy, nosić długie sukienki, w czasie różanej zorzy czerpać inspirację, która płynie z wewnątrz, a w czasie pełni uczestniczyć w wesołych zebraniach towarzyskich, zabawach i koncertach."
Uniesienie spódnicy składa się z trzech części (ksiąg): Seksualna krew, Kochanie siebie i Przerodzenie seksualności.
Miesiączka - wrzucenie w kobiecość
Pierwsza księga w całości poświęcona jest miesiączce – pierwszej, ostatniej i wszystkim pomiędzy. I ta część zrobiła na mnie chyba najmocniejsze wrażenie, bo poruszając kwestię dojrzewania i wchodzenia w kobiecość, dotknęła najgłębszych traum z tego okresu. Traum, okazuje się, wcale niezaleczonych. Wciąż aż za dobrze pamiętam to poczucie bycia nagle wrzuconą w kobiecość, której nie chcę i nie akceptuję, bo z niczym dobrym mi się nie kojarzy. Wciąż aż za dobrze pamiętam złość i niechęć do własnego ciała, które nagle, nie pytając mnie o zdanie, zaczęło się zmieniać. I wciąż słyszę w głowie te niby życzliwe komentarze bliższych i dalszych ciotek i wujków, o tym, że tu mi coś rośnie, a tam się zaokrągla, po których godzinami beczałam w poduszkę, upokorzona i wściekła. Bo przecież: "Tak łatwo zawstydzić czy skrępować młodą dziewczynę, która nie wyrobiła w sobie jeszcze systemu obronnego, nie zaakceptowała zmieniającego się ciała, ani nie dostała wsparcia w oswajaniu się ze swoją budzącą się kobiecością i seksualnością. Można powiedzieć, że taka nastolatka jest wręcz bezbronna."
Przełamanie tabu - otwieracz do oczu
Dawno już nie miałam w trakcie jakiejkolwiek lektury tak wielu "momentów aha!". Olśnień, które uświadomiły mi, na przykład, jak bardzo to nieporadne i niechciane wpadnięcie w kobiecość wciąż rzutuje na moją relację z własną seksualnością. Albo jak cudze przekonania na temat tego, co to znaczy być kobietą ("ból, krew, cierpienie i łzy") zmusiły mnie do desperackich poszukiwań jakiejś innej drogi, najlepiej ignorując cielesność, żeby przypadkiem nie stać się "taką jak one" (czyt. kobiety w mojej rodzinie). I jeszcze jak mocno kulturowe tabu dotyczące menstruacji odseparowało mnie od własnego ciała i życia w zgodzie z własnym cyklem miesięcznym – przyzwyczaiłam się traktować miesiączkę jako "zło konieczne", tolerować ją tylko pod warunkiem, że nie będzie utrudniać mi życia. Przecierałam oczy ze zdumienia czytając, że niektóre kobiety celebrują menstruację, oddają krew matce Ziemi albo wyczyniają jakieś inne cudownie szalone rytuały i nagle odkryłam, że ja też tak chcę!
Pod wieloma względami ta część książki była dla mnie jak otwieracz do oczu: nagle zobaczyłam rzeczy, które tkwiły we mnie zadrą przez ćwierć wieku i których nigdy wcześniej nie nazwałam i nie przepracowałam. Dziękuję, Voca!
Kochaj siebie i bądź sobą!
Druga część książki jest o kochaniu siebie. W sensie samoakceptacji – bo przecież "taka, jaka jesteś, jesteś wystarczająca". Oraz w sensie fizycznym, czyli masturbacji. I trzecia część w końcu – to ciąża, rodzenie dzieci i macierzyństwo – i muszę przyznać, że tej części trochę się bałam, z tego prostego powodu, że większość przekazów na te tematy, na które do tej pory trafiałam, zawsze prędzej czy później dawało mi odczuć, że – ponieważ nie chcę mieć dzieci – coś ze mną musi być nie tak, że jestem w jakiś sposób wybrakowana. Ale nie Voca. Ona jest na to naprawdę bardzo uwrażliwiona i w żadnym momencie nie pozwala żadnej kobiecie odczuć, że coś z nią jest nie tak, bez względu na to, jakich wyborów życiowych dokonuje.
Polifonia seksualnych doświadczeń i patriarchalne wzorce kobiecości
Uwielbiam tę książkę również za to, że pokazuje kobiecość w całej jej wielogłosowej różnorodności. Voca oddaje głos kobietom w różnym wieku, o różnych orientacjach seksualnych i różnych doświadczeniach, a także osobom transseksualnym. Od samego początku konsekwentnie przekonuje, że nie ma czegoś takiego jak "norma", którą musisz spełnić, że twoja seksualność i cielesność są wspaniałe dokładnie takie, jakie są. To patriarchat tworzy normy i wzorce kobiecości i najlepsze, co możemy zrobić to olać je ciepłym moczem i cieszyć się życiem i samymi sobą. To patriarchat uparcie definiuje kobietę w odniesieniu do mężczyzny, wpycha ją na siłę w kolejne role, przykleja etykietki. I stąd też najwięcej zebranych w książce bolączek: kolejne kobiety opowiadają o radzeniu, bądź nieradzeniu sobie, z kulturowymi wymogami dotyczącymi ich ciał, seksualności, macierzyństwa, wyboru partnerów, całego życia w końcu.
"Jak mamy się rozluźnić i być królowymi seksu, kiedy z jednej strony mamy w sobie mnóstwo niełatwych emocji, a z drugiej świat zewnętrzny wciąż tylko ocenia nasze ciała i dyktuje kolejne standardy do spełnienia, kolejne normy, które „musimy” wypełniać. Jako kobiety mamy głównie cieszyć oko, mamy także zaspokajać rozmaite wyobrażenia o byciu dziką kotką, wampem, przyzwoitą dziewczyną, dobrą żoną, dobrą matką, namiętną kochanką. Co z tym, jeśli one są często ze sobą sprzeczne i wykluczają się!"
Wspólnota kobiecych doświadczeń
Nie zliczę, ile razy w trakcie lektury wydałam z siebie głośne westchnienie ulgi. Że można tak patrzeć na kobiecość i seksualność: jako na cud sam w sobie, a nie środek do jakiegoś celu. Że można budować kobiecą wspólnotę, w której zmieści się każde kobiece doświadczenie, każda historia i każda tożsamość. I że można tak otwarcie mówić o krzywdach, o wstydzie, o traumach i niezaleczonych ranach, wiedząc, że stoi za tobą siostrzana wspólnota, która – jeśli będzie trzeba – pomoże ci wstać.
Dziewczyny, przeczytajcie tę książkę. Zmieni wasze życie.
Voca Ilnicka, Uniesienie spódnicy. Seksualne doświadczenia i kobieca moc. Czy opowiedziała Ci o tym matka albo przyjaciółka?
Wydane własnym sumptem, Wrocław 2020.
Fotografie pochodzą ze strony: https://sklep.seksualnosc-kobiet.pl/, ich autorką jest Atena Szczygłowska.
Książkę Voki Ilnickiej można zakupić tutaj.
Redakcja portalu Wywrota.pl gorąco poleca!