Od świadectwa do poetyckiej dezynwoltury? Grzegorz Kwiatkowski, Sową

Łukasz Wróblewski
Łukasz Wróblewski
Kategoria literatura · 21 listopada 2017

Najnowszy tomik Grzegorza Kwiatkowskiego – Sową pozostaje w ścisłej relacji z poprzednimi zbiorami poety, takimi jak Radości (2013) czy Spalanie (2015). W składającym się z dwudziestu dwóch wierszy Sową pojawiają się dobrze znane z twórczości Kwiatkowskiego obrazy tajemniczego ojca, ofiar przemocy oraz oprawców. Z jednej strony wskazują one na istotne z perspektywy poety tematy i problemy, z drugiej każą widzieć w jego dorobku spójną całość, której nadrzędnym celem jest przepracowywanie i oswajanie traum cudzej, ale i w jakiejś mierze własnej przeszłości.

 

W Sową Kwiatkowski wykorzystuje epatujące okrucieństwem obrazy nie po to, by szokować czytelnika, lecz by skłonić go do stricte intelektualnych poszukiwań. Zawarte w najnowszym tomiku Kwiatkowskiego wiersze mają charakter poetyckich reportaży, których dominantą jest rozmaicie ujęta zagłada (zagłada Żydów, zagłada wartości, zagłada odczuwania etc.). Pojawiają się w nich między innymi postacie dr Roberta Servatiusa (obrońcy Adolfa Eichmanna), Perły Ovitz, która wraz z rodziną padła ofiarą okrutnych eksperymentów Josefa Mengele czy Henryka Mandelbauma – więźnia obozu KL Auschwitz. Dotykających kwestii szeroko pojętego niszczenia utworów nie sposób czytać dla przyjemności – to raczej wiersze-wyzwania, skłaniające do poszukiwań źródeł zła, emocjonalnej martwoty, traumy czy okrucieństwa.

 

Chociaż w Sową Kwiatkowski głęboko zanurza się w niechlubne dzieje XX wieku, jego podróż nie służy wyłącznie krytyce czy też upamiętnieniu ofiar ludobójstwa bądź ocalałych z zagłady. Poeta beznamiętnie pisze o tragicznych zdarzeniach. Jego wiersze mają konkluzywny charakter i pełnią funkcję ironicznego komentarza wojennej rzeczywistości i ludzkiej natury w ogóle. Wnioski mówiącego jawią się jako nader przykre – sprowadzają się do stwierdzenia, że dążenie do krzywdy i zła nie kończy się wraz z kresem wojennego koszmaru. Potrzeba krzywdzenia to uniwersalny mechanizm, wymykający się kontroli – do takiej refleksji skłania chociażby wiersz obrońca Robert Servatius, ur. 1894 zm. 1983: „jeszcze żyją ci którzy zabijali/i nie różnią się od innych ludzi/oczywiście jeśli przyjrzeć się bliżej/coś się znajdzie/ale u każdego coś się znajdzie”.

 

Najciekawsze i zarazem najtrudniejsze w poezji Kwiatkowskiego jest obsesyjne podkreślanie zarówno jednostkowej, jak i zbiorowej bezsilności wobec żądzy przemocy. Niczym w Funny Games Hanekego autor naturalizuje skłonność do zła, czyniąc ją inherentnym składnikiem ludzkiej natury: „moje dzieci znały tylko rumieńce/będące skutkiem otrzymanych policzków/dzięki temu wychowałem je na porządnych ludzi/którzy zadbali o moją starość/i oto aby złożyć mnie w odpowiednio głębokim grobie (…)” (psami).

 

Zło jest. Ze złem się nie dyskutuje – takie wrażenie można odnieść czytając między innymi psami, rodzić czy sługi. Utrzymane w antyafektywnej atmosferze wiersze Kwiatkowskiego zarazem intrygują i niepokoją. Przyciąga w nich skondensowana forma - to mikro-świadectwa zagłady i parodie ludzkiej ułomności. Niepokoi lekkość w mówieniu o tym, co tragiczne – etyczna dezynwoltura, każąca widzieć w człowieku maszynę do krzywdzenia. Ale może owa lekkość to swego rodzaju zadra mająca skłonić nie tylko do myślenia, ale i mówienia. Współczesnym ofiarom wojen, głodu i prześladowań wciąż brak przecież głosu, o który upomina się w ich imieniu poezja…